- Home >
- STYL ŻYCIA >
- Trochę historii
Starujemy! - pierwsza wyprawa wokoło ziemskiego globu Polonijnego Klubu Podróżnika
07 marca, 2008
Przelot pomiędzy Amerykami
Po pierwszym poznaniu sie na lotnisku JFK, ledwo co zcalona grupa podróżnikoów została poddana pierwszemu testowi. A było nim zaspokojenie potrzeb kilku osób, które chciały siedziec na ulubionych miejscach w samolocie. Jednym marzylo się miejsce przy oknie innym przy przejsciu, a jeszcze inni chcieli siedziec ze swoimi przyjaciółmi czy małżonkami. Mimo zapewnien linii lotniczych, że będziemy jako grupa siedzieć razem, dostalismy miejsca rozrzucone po całym samolocie. I okazało się, iż mój apel o wzajemną uprzejmość, zadziałał. Jeszcze przed startem wszyscy siedzieli uśmięchnieci na swoich ulubionych miejscach. To był dobry omen na cała 30 dniową podróż.
Ponad 7 godzinny nocny przelot do Limy, gdzie było międzylądowanie, odbył się bardzo spokojnie. Po niecałej godzinie przeznacznej na uzupełnienie paliwa, wystartowalismy do kolejnego lotu już do samego Santiago. Jedynie co, mnie osobiscie zaskoczyło to znaczne pogorszenie sie jakości posiłku serwowanego na w czasie lotu. LAN Chile i inne linie latynskie słynęły z dobrego pożywienia. Na moje pytanie, dlaczego tak jest- dostalem odpowiedz, - ...ten posiłek zamówiony jest w USA....
Podobno w drodze z Chile do USA wyżywienie jest znacznie lepsze? Natomiast wszystko inne pozostalo z dobrego serwisu. Piliśmy bardzo dobre chilijskie wino, obsługa była szybka, uprzejma i młoda obsługa.
I jeszcze jedno, wygodne siedzenia. Nawet osoby wysokie, mogły całą podróż znieść dobrze. Nie tylko, że każdy fotel miał prywany ekran z ogromnym zasobem filmów i gier, gniazdko z napięciem 110V, gdzie można było włączyć własny lap-top, to jeszcze fotele miały wysuwane i zaginane podgłówki i rozkładały się aż do 75%, co pozwalało na całkiem dobre „wyciągnięcie się” do spania.
Lotniskowe problemy...
Gdy po wylądowaniu wyszlismy z samolotu, była już godzina 12:40 w południe, gdyż czas lokalny w Chile jest o dwie godziny przesunięty do przodu w stosunku do czasu w Nowym Jorku. Gdy po wyjsciu z samolotu dotarlismy do odprawy paszportowej, okazało się, że posiadacze paszportów amerykańskich muszą zapłacic specjalny 130 dolarowy podatek. Decyzja zapada szybko- wjeżdżamy do Chile na paszporty polskie. Tylko trzy osoby musiały zapłacic ten podatek zwany „rewanżowym”, gdyż nie miały przy sobie ważnych polskich paszportów.
Okazało się że Chile dołączyło do Brazylii i rewanżuje się amerykanom za pobieranie opłaty 130 dolarów za koszt wizy do USA. Brazylijczycy ida dalej, i przy wjeździe pobierają odciski palców i fotografowują każdego z amerykańksim paszportem. Identycznie robią to Amerykanie przy wjeździe do USA!
Jako ostatni pokonalismy odprawę paszportową i odzyskaliśmy nasze bagaże, które dotarły w komplecie i w dobrym stanie. Tuż przed wyjściem – odprawa celna. Każdy bagaż w tym podręczny zostaje załadowany na długą taśme i wjeżdża do czarnej komory, gdzie zostaje przeswietlany pod kątem.... owoców i inej żywności. I tutaj niemiła niespodzianka. Bagaże trzech osób zostały zatrzymane, otworzone i poddane gruntownej rewizji. Ku satysfakcji pracowników ministerstwa rolnictwa, wydziału ochrony przed infekcjami z zewnątrz, odnaleziono; w pierwszej -3 pomaramcze, w drugiej – kawałek polskiej kiełbasy, a w trzeciej -4 pomarancze ze skórkami po piątym!
I zaczęło się przedstawienie, które zabrało nam ponad dwie godziny cennego czasu. Nie pomogły moje prośby, że żadna z tych osób nie zrobiła tego tendencyjnie aby zaszkodzic rolnictwu w Chile. Że są oni gotowi zaraz zjeść te owoce i kięłbasę. Urzędnicy byli nieugięci. Najpierw, dokładnie zważyli każą zabraną rzecz w tym i skórki ze zjedzonego w samolocie pomarancza, następnie je opisali i zaczęło się przesłuchanie winnych i wypisywanie kilku protokułów w tym nakazu zapłacenia kary w wysokości 37 tyśięcy pesos. Pocieszano nas, że to najniższa kara jaką mogą nam zaaplikować z sympatii dla Polaków. Na moje kolejne argumenty, iż nigdzie nie ma widocznej informacji, szczególnie na lotnisku w Nowym Jorku przy stoisku Lan Chile, ostrzegającej przed przywiezieniem owoców do Chile, otrzymałem odpowiedz, iż to nie jest ich problem. Pasażer ma wiedzieć. I chyba mają rację z tym, że nie biorą oni pod uwagę faktu, iż po takich doswiadczeniach, nikt nie będzie chciał rekomendować Chile. Ale urzędnik pozostaje urzędnikiem, jego zadaniem jest slepo wypełniac przepisy. Po zapłaceniu tej kary opuściliśmy skruszeni budynek lotniska.
Santiago – stolica Chile
Tuż za bramą, czekał na nas polski przewodnik – Rafał, który zawiózł nas do 4 gwiazdkowego hotelu – Principado de Asturias znajdującego się w centrum miasta. Hotel niczego sobie, ale jego cztery gwiazdki byly troche naciągane. Na pewno był to hotel 4* w klasyfikacji loklanej. Podróżując po Ameryce Łacinskiej należy pamiętać, iż tutejsza klasyfikacja, dość znacznie odbiega od tej międzynarodowej, szczególnie Ameryki Północnej i Europy.
Zwiedzanie Santiago de Chile, stolicy tego 18 milionowego, ponad dwa razy większego od Polski kraju rozpoczęliśmy następnego dnia rano, od wizyty w historycznym centrum, gdzie znajduje się pałac prezydencki zwany „La Moneda”, katedra i kilka innych ważniejszych budynków i pomników.
Rafał, początowo niesmiały, zaczą się szybko rozkręcać i coraz ciekawiej opowiadać o Santiago. Przy okazji dowiedzieliśmy się, iż konczy studia prawnicze. Jest żonaty z Chilijką, którą poznał kilka lat wczesniej w Paryżu.
Pałac prezydencki, przy którym spacerowało kilkunastu przystojnych polcjantów, niestety był zamknięty dla turystów. Zobaczyliśmy go jedynie od zwenątrz. W Chile aby zostać policjantem, trzeba mierzyc minimum 175 cm wzrostu i miec dobrą prezencję.
Trzy pietrowy pałac prezydencki jest obecnie tylko miejscem urzedowania prezydenta, gdyż od wielu dziesięcioleci prezydent z rodziną mieszka w rezydencji w najbogatszej dzielnicy miasta. Potoczna nazwa pałacu „La Moneda” pozostała w spadku po mennicy jaka była w tym budynku pod koniec 19 wieku. To tutaj w 1973 roku zginął podczas zamachu stanu komunizujący prezydent Salvadore Aliende. Zastąpił go na długie lata generał Augusto Pinochet, który wg opinii wielu uratowł kraj od komunizmu ale jednoczesnie jest oskarżany za bezwzględne rozprawienie się z opozycją. Teraz gdy już nieżyje, coraz więcej jest zwolenników postawienia mu pomnika. Argumentują to oni między innymi tym, iż pomnik Aliendego stoi już na placu za pałacem prezydenckim.
Na próżno w katedrze i placu głównym szukalismy śladów wizyty Jana Pawła II w Santiago, która miała miejsce w kwietniu 1987 roku. Takie slady z latwoscia można znaleść czy to w Limie czy też w Buenos Aires.
Sama katedra i przyległe historyczne budowle, wymagają natychmiastowej konserwacji. Turysci są zdziwieni, że ten najbogatszy podobno kraja w Ameryce Łacinskiej tak słabo dba o swoje zabytki.
Polskie ślady na szczycie wzgórza
Tuż przed południem dojechalismy serentynami na wzgórze o nazwie San Cristobal, na którego szczycie stoi sporych rozmiarów posąg Matki Boskiej. W jego colokole jest nieduża kaplica a w niej dość duże zdjęcie Jana Pawła II, oraz ogromna księga – Ewangelia wg. św. Lukasza, jaką papież podarował w dniu 1 kwietnia 1987 roku chilijskiej młodzieży. Ze wzgórza rozposciera się wspaniała prawie 360 stopniowa panorama miasta.
Obok w małym kościele dokładnie w południe odprawiana była niedzielna msza święta i nie bylo by w tym nic specjalnego, gdyby nie fakt, iż ksiądz gdy się zobaczył, że jesteśmy Polakami (robiliśmy właśnie pamiątkowe zdjęcie grupy z Polską flagą na tle miasta), znaczną część kazania poświecił Polsce i papieżowi opowiadając swoje wrażenia ze spotkań z Ojcem Świętym. Poczuliśmy się bardzo specjalnie a po mszy wiele osób chciałonas poznac i zaprośic do domów. Wszyscy oprócz „Juan Pablo Secundo” wiedzieli dobrze, kim był i co zrobił dla Chile inny wielki Polak – inż. Ingnacy Domeyko.
Warto wspomniec iż w Chile jest dobrze zorganizowany, chociaż nieliczne Zjednoczenie Polskie w Chile im. Ignacego Domeyki, którego prezesem jest Andrzej Zabłocki. Niestety nie udało się nam spotkać tym razem. Ale nic straconego, gdyż do Chile wracamy za 27 dni już po zakonczeniu naszej wokołoziemskiej podrózy aby spędzic tutaj naszą ostatnią noc przed powrotem do Nowego Jorku. Zapwene będzie to specjalne spotkanie.
Na lotnisko jedziemy prosto po zwiedzaniu miasta aby rozpocząć nasz pierwszy etap podróży. Santiago - Wyspa Wilekanocna. Czeka nas blisko sześcio godzinny przelot liniami Lan Chile.
Następna relacja już po pobycie na RAPA NUI...
Jerzy Majcherczyk
SPONSORZY WYPRAWY:
Po pierwszym poznaniu sie na lotnisku JFK, ledwo co zcalona grupa podróżnikoów została poddana pierwszemu testowi. A było nim zaspokojenie potrzeb kilku osób, które chciały siedziec na ulubionych miejscach w samolocie. Jednym marzylo się miejsce przy oknie innym przy przejsciu, a jeszcze inni chcieli siedziec ze swoimi przyjaciółmi czy małżonkami. Mimo zapewnien linii lotniczych, że będziemy jako grupa siedzieć razem, dostalismy miejsca rozrzucone po całym samolocie. I okazało się, iż mój apel o wzajemną uprzejmość, zadziałał. Jeszcze przed startem wszyscy siedzieli uśmięchnieci na swoich ulubionych miejscach. To był dobry omen na cała 30 dniową podróż.
Ponad 7 godzinny nocny przelot do Limy, gdzie było międzylądowanie, odbył się bardzo spokojnie. Po niecałej godzinie przeznacznej na uzupełnienie paliwa, wystartowalismy do kolejnego lotu już do samego Santiago. Jedynie co, mnie osobiscie zaskoczyło to znaczne pogorszenie sie jakości posiłku serwowanego na w czasie lotu. LAN Chile i inne linie latynskie słynęły z dobrego pożywienia. Na moje pytanie, dlaczego tak jest- dostalem odpowiedz, - ...ten posiłek zamówiony jest w USA....
Podobno w drodze z Chile do USA wyżywienie jest znacznie lepsze? Natomiast wszystko inne pozostalo z dobrego serwisu. Piliśmy bardzo dobre chilijskie wino, obsługa była szybka, uprzejma i młoda obsługa.
I jeszcze jedno, wygodne siedzenia. Nawet osoby wysokie, mogły całą podróż znieść dobrze. Nie tylko, że każdy fotel miał prywany ekran z ogromnym zasobem filmów i gier, gniazdko z napięciem 110V, gdzie można było włączyć własny lap-top, to jeszcze fotele miały wysuwane i zaginane podgłówki i rozkładały się aż do 75%, co pozwalało na całkiem dobre „wyciągnięcie się” do spania.
Lotniskowe problemy...
Gdy po wylądowaniu wyszlismy z samolotu, była już godzina 12:40 w południe, gdyż czas lokalny w Chile jest o dwie godziny przesunięty do przodu w stosunku do czasu w Nowym Jorku. Gdy po wyjsciu z samolotu dotarlismy do odprawy paszportowej, okazało się, że posiadacze paszportów amerykańskich muszą zapłacic specjalny 130 dolarowy podatek. Decyzja zapada szybko- wjeżdżamy do Chile na paszporty polskie. Tylko trzy osoby musiały zapłacic ten podatek zwany „rewanżowym”, gdyż nie miały przy sobie ważnych polskich paszportów.
Okazało się że Chile dołączyło do Brazylii i rewanżuje się amerykanom za pobieranie opłaty 130 dolarów za koszt wizy do USA. Brazylijczycy ida dalej, i przy wjeździe pobierają odciski palców i fotografowują każdego z amerykańksim paszportem. Identycznie robią to Amerykanie przy wjeździe do USA!
Jako ostatni pokonalismy odprawę paszportową i odzyskaliśmy nasze bagaże, które dotarły w komplecie i w dobrym stanie. Tuż przed wyjściem – odprawa celna. Każdy bagaż w tym podręczny zostaje załadowany na długą taśme i wjeżdża do czarnej komory, gdzie zostaje przeswietlany pod kątem.... owoców i inej żywności. I tutaj niemiła niespodzianka. Bagaże trzech osób zostały zatrzymane, otworzone i poddane gruntownej rewizji. Ku satysfakcji pracowników ministerstwa rolnictwa, wydziału ochrony przed infekcjami z zewnątrz, odnaleziono; w pierwszej -3 pomaramcze, w drugiej – kawałek polskiej kiełbasy, a w trzeciej -4 pomarancze ze skórkami po piątym!
I zaczęło się przedstawienie, które zabrało nam ponad dwie godziny cennego czasu. Nie pomogły moje prośby, że żadna z tych osób nie zrobiła tego tendencyjnie aby zaszkodzic rolnictwu w Chile. Że są oni gotowi zaraz zjeść te owoce i kięłbasę. Urzędnicy byli nieugięci. Najpierw, dokładnie zważyli każą zabraną rzecz w tym i skórki ze zjedzonego w samolocie pomarancza, następnie je opisali i zaczęło się przesłuchanie winnych i wypisywanie kilku protokułów w tym nakazu zapłacenia kary w wysokości 37 tyśięcy pesos. Pocieszano nas, że to najniższa kara jaką mogą nam zaaplikować z sympatii dla Polaków. Na moje kolejne argumenty, iż nigdzie nie ma widocznej informacji, szczególnie na lotnisku w Nowym Jorku przy stoisku Lan Chile, ostrzegającej przed przywiezieniem owoców do Chile, otrzymałem odpowiedz, iż to nie jest ich problem. Pasażer ma wiedzieć. I chyba mają rację z tym, że nie biorą oni pod uwagę faktu, iż po takich doswiadczeniach, nikt nie będzie chciał rekomendować Chile. Ale urzędnik pozostaje urzędnikiem, jego zadaniem jest slepo wypełniac przepisy. Po zapłaceniu tej kary opuściliśmy skruszeni budynek lotniska.
Santiago – stolica Chile
Tuż za bramą, czekał na nas polski przewodnik – Rafał, który zawiózł nas do 4 gwiazdkowego hotelu – Principado de Asturias znajdującego się w centrum miasta. Hotel niczego sobie, ale jego cztery gwiazdki byly troche naciągane. Na pewno był to hotel 4* w klasyfikacji loklanej. Podróżując po Ameryce Łacinskiej należy pamiętać, iż tutejsza klasyfikacja, dość znacznie odbiega od tej międzynarodowej, szczególnie Ameryki Północnej i Europy.
Zwiedzanie Santiago de Chile, stolicy tego 18 milionowego, ponad dwa razy większego od Polski kraju rozpoczęliśmy następnego dnia rano, od wizyty w historycznym centrum, gdzie znajduje się pałac prezydencki zwany „La Moneda”, katedra i kilka innych ważniejszych budynków i pomników.
Rafał, początowo niesmiały, zaczą się szybko rozkręcać i coraz ciekawiej opowiadać o Santiago. Przy okazji dowiedzieliśmy się, iż konczy studia prawnicze. Jest żonaty z Chilijką, którą poznał kilka lat wczesniej w Paryżu.
Pałac prezydencki, przy którym spacerowało kilkunastu przystojnych polcjantów, niestety był zamknięty dla turystów. Zobaczyliśmy go jedynie od zwenątrz. W Chile aby zostać policjantem, trzeba mierzyc minimum 175 cm wzrostu i miec dobrą prezencję.
Trzy pietrowy pałac prezydencki jest obecnie tylko miejscem urzedowania prezydenta, gdyż od wielu dziesięcioleci prezydent z rodziną mieszka w rezydencji w najbogatszej dzielnicy miasta. Potoczna nazwa pałacu „La Moneda” pozostała w spadku po mennicy jaka była w tym budynku pod koniec 19 wieku. To tutaj w 1973 roku zginął podczas zamachu stanu komunizujący prezydent Salvadore Aliende. Zastąpił go na długie lata generał Augusto Pinochet, który wg opinii wielu uratowł kraj od komunizmu ale jednoczesnie jest oskarżany za bezwzględne rozprawienie się z opozycją. Teraz gdy już nieżyje, coraz więcej jest zwolenników postawienia mu pomnika. Argumentują to oni między innymi tym, iż pomnik Aliendego stoi już na placu za pałacem prezydenckim.
Na próżno w katedrze i placu głównym szukalismy śladów wizyty Jana Pawła II w Santiago, która miała miejsce w kwietniu 1987 roku. Takie slady z latwoscia można znaleść czy to w Limie czy też w Buenos Aires.
Sama katedra i przyległe historyczne budowle, wymagają natychmiastowej konserwacji. Turysci są zdziwieni, że ten najbogatszy podobno kraja w Ameryce Łacinskiej tak słabo dba o swoje zabytki.
Polskie ślady na szczycie wzgórza
Tuż przed południem dojechalismy serentynami na wzgórze o nazwie San Cristobal, na którego szczycie stoi sporych rozmiarów posąg Matki Boskiej. W jego colokole jest nieduża kaplica a w niej dość duże zdjęcie Jana Pawła II, oraz ogromna księga – Ewangelia wg. św. Lukasza, jaką papież podarował w dniu 1 kwietnia 1987 roku chilijskiej młodzieży. Ze wzgórza rozposciera się wspaniała prawie 360 stopniowa panorama miasta.
Obok w małym kościele dokładnie w południe odprawiana była niedzielna msza święta i nie bylo by w tym nic specjalnego, gdyby nie fakt, iż ksiądz gdy się zobaczył, że jesteśmy Polakami (robiliśmy właśnie pamiątkowe zdjęcie grupy z Polską flagą na tle miasta), znaczną część kazania poświecił Polsce i papieżowi opowiadając swoje wrażenia ze spotkań z Ojcem Świętym. Poczuliśmy się bardzo specjalnie a po mszy wiele osób chciałonas poznac i zaprośic do domów. Wszyscy oprócz „Juan Pablo Secundo” wiedzieli dobrze, kim był i co zrobił dla Chile inny wielki Polak – inż. Ingnacy Domeyko.
Warto wspomniec iż w Chile jest dobrze zorganizowany, chociaż nieliczne Zjednoczenie Polskie w Chile im. Ignacego Domeyki, którego prezesem jest Andrzej Zabłocki. Niestety nie udało się nam spotkać tym razem. Ale nic straconego, gdyż do Chile wracamy za 27 dni już po zakonczeniu naszej wokołoziemskiej podrózy aby spędzic tutaj naszą ostatnią noc przed powrotem do Nowego Jorku. Zapwene będzie to specjalne spotkanie.
Na lotnisko jedziemy prosto po zwiedzaniu miasta aby rozpocząć nasz pierwszy etap podróży. Santiago - Wyspa Wilekanocna. Czeka nas blisko sześcio godzinny przelot liniami Lan Chile.
Następna relacja już po pobycie na RAPA NUI...
Jerzy Majcherczyk
SPONSORZY WYPRAWY:
KATALOG FIRM W INTERNECIE
Ostatnio Dodane
Polski adwokat na Staten Island. Beata Gadek na sprawy imigracyjne i nieruchomościowe w Nowym Jorku
Polski dentysta, protetyk w Nowym Jorku. Bożena Piekarz-Lesiczka, DDS na Greenpoincie
Propozycja na filmowy małżeński wieczór
Polska agencja na sprawy imigracyjne i proste rozwody w Nowym Jorku. Divorce and Immigration Services na Greenpoincie
Dom pogrzebowy na Greenpoincie. Sparrow-A Contemporary Funeral Home Inc. przy kościele St. Stanislaus Kostka w Nowym Jorku
Polski internista w Nowym Jorku. Danuta Kurstein wykonuje badania imigracyjne w Yonkers i na Greenpoincie
Pomoc dzieciom w odniesieniu sukcesu w amerykańskiej szkole. Angielski jako drugi język
zobacz wszystkie
Sponsorowane
Polski adwokat na Staten Island. Beata Gadek na sprawy imigracyjne i nieruchomościowe w Nowym Jorku
Polski dentysta, protetyk w Nowym Jorku. Bożena Piekarz-Lesiczka, DDS na Greenpoincie
Propozycja na filmowy małżeński wieczór
Polska agencja na sprawy imigracyjne i proste rozwody w Nowym Jorku. Divorce and Immigration Services na Greenpoincie
Dom pogrzebowy na Greenpoincie. Sparrow-A Contemporary Funeral Home Inc. przy kościele St. Stanislaus Kostka w Nowym Jorku
Polski internista w Nowym Jorku. Danuta Kurstein wykonuje badania imigracyjne w Yonkers i na Greenpoincie
Pomoc dzieciom w odniesieniu sukcesu w amerykańskiej szkole. Angielski jako drugi język
zobacz wszystkie