KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Poniedziałek, 25 listopada, 2024   I   10:49:35 AM EST   I   Elżbiety, Katarzyny, Klemensa
  1. Home
  2. >
  3. STYL ŻYCIA
  4. >
  5. Trochę historii

Jak Lech Kaczyński uczestniczył w obchodach Marca’68

Redakcja     06 marca, 2018

Niebawem obchodzona będzie 50. rocznica wydarzeń Marca’68. Forma obchodów oraz kto i co podczas nich powie wzbudza wiele emocji. Warte jest przypomnienia, jak rocznicę celebrował przed dziesięciu laty prezydent RP Lech Kaczyński.

8 marca 2008 r. w godzinach przedpołudniowych Lech Kaczyński uczestniczył w rocznicowym spotkaniu pod tablicą na Dworcu Gdańskim w Warszawie, gdzie złożył kwiaty. 

Zabierając głos, powiedział: 

"Mija dzisiaj 40 lat od piątku 8 marca 1968 roku. O godzinie dwunastej zaczynał się wiec na Uniwersytecie Warszawskim. Ten wiec, który nie był przypadkiem, zorganizowany został przez istniejącą już od lat grupę młodych opozycjonistów zwanych komandosami. Ten wiec dał początek wydarzeniom, które rozlały się na cały nasz kraj. W wielu miastach Polski doszło do studenckich demonstracji. Na największą skalę odbywały się one w stolicy, w Warszawie, ale nie było właściwie ośrodka akademickiego, gdzie nie zdarzyło się nic. Rok 1968 jest istotny w naszej historii jako rok studenckiego buntu w imię wolności prasy, w imię przemian demokratycznych, choć - jak mówiłem przedwczoraj - programu pełnej wolności wtedy nie sformułowano. 

Rok 1968 to także zespół innych zupełnie zdarzeń, choć z tymi pierwszymi związanych. To kampania antysemicka na skalę trudną do uwierzenia, nawet dla takich jak ja, którzy świetnie ten czas pamiętają. W wyniku tej kampanii tysiące ludzi żydowskiego pochodzenia lub żydowskiej narodowości - mówiąc szczerze, częściej jedynie żydowskiego pochodzenia -opuściły nasz kraj w warunkach nie tyle może pełnego przymusu, ale bardzo silnego nacisku, szczególnie w niektórych ośrodkach pozawarszawskich - zwalniania z pracy, czynienia różnego rodzaju życiowych kłopotów, prześladowań ze strony nauczycieli w szkołach, bo i to się zdarzało, pytań w szkole o narodowość. Choćby w tej szkole, które jest tutaj położona niedaleko, za torami na Felińskiego 15, Liceum nr 1, tego rodzaju pytania padały. Było to czas bardzo zły, czas haniebny. Czas, który jest haniebny dla naszego kraju, ale jednocześnie czas, który Polsce niezwykle wręcz zaszkodził. To była operacja zorganizowana przez ówczesną monopartię, Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą, przez dużą część komunistów polskich, ale koszty poniósł cały naród, cały naród stracił opinię na wiele lat. Te straty nie zostały do dzisiaj wyrównane. Jeszcze większą stratą było to, że tysiące, często bardzo zdolnych, ambitnych, przedsiębiorczych ludzi, musiało nasz kraj opuścić. Dziś minęło 40 lat i wszystko jedno, czy byli wtedy dziećmi czy już ludźmi dojrzałymi – dzisiaj są już raczej w drugiej połowie życiowej drogi – ale całą swoją, niekiedy rzeczywiście nieprawdopodobną energię i zdolności musieli wykorzystać nie dla Polski. I to bardzo, bardzo źle.

To miejsce, Dworzec Gdański, było istotnie miejscem, z którego odjeżdżały pociągi z osobami, które miały paszporty, ale tylko w jedną stronę. Wszyscy to pamiętamy, wszyscy z mojego pokolenia. Nam wszystkim kojarzył się ten fakt bardzo jednoznacznie – w końcu niedaleko stąd, trzysta metrów, może więcej, jest Umschlagplatz. Dlaczego wybrano Dworzec Gdański? Nie wiem. Może dlatego, że jest trochę na uboczu, ale skojarzenie było niezmiernie wręcz silne. A co to skojarzenie znaczy, nie muszę chyba nikomu wyjaśniać. To dlatego nie po raz pierwszy 8 marca jestem tutaj pod Dworcem Gdańskim, bywałem tutaj jako prezydent Warszawy. To miejsce powinno być pamiętane po to, żeby takich miejsc w historii Polski już nigdy być nie mogło. Powtarzam to, co powiedziałem dwa dni temu – jestem głęboko przekonany, że nie będzie takich miejsc. Ale jestem też głęboko przekonany, że trzeba tego pilnować i ja w ramach swoich kompetencji pilnować tego będę. Wszystkim tym, którzy wtedy wyjechali i zmuszeni zostali do rezygnacji z obywatelstwa, to obywatelstwo, – jeżeli będą tego chcieli oczywiście – będzie przywrócone. Władze w tej chwili usiłują przełamać kłopoty, które obiektywnie występują w związku z tzw. potwierdzaniem obywatelstw. Ja gotów jestem je przywracać bez żadnych formalności, nawet bez wniosku, tylko za wyrażeniem zgody. Mogę potraktować jako wniosek każdemu z tamtych czasów i obywatelstwo w bardzo krótkim czasie nadać. Traktuję to jako mój wkład w odwracanie skutków tych smutnych i haniebnych wydarzeń. Oby nigdy więcej".

Następnie Prezydent RP udał się na Uniwersytet Warszawski, gdzie uczestniczył w uroczystościach pod tablicą pamiątkową wmurowaną w ścianę Pałacu Uruskich. 

Podczas uroczystości Lech Kaczyński powiedział: 

"Jest godzina dwunasta. Dokładnie 40 lat temu, nie w tym miejscu, nieco niżej, przed ówczesnym budynkiem Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, zebrał się duży tłum studentów. Zaproszony na spotkanie w obronie dwóch kolegów, których z pominięciem postępowania dyscyplinarnego usunięto z uczelni. Chodziło tutaj o dwóch czołowych komandosów, czyli członków opozycyjnej grupy na Uniwersytecie - Adama Michnika i Henryka Szlajfera. Wiec zaczął się spokojnie. Trójka studentów - Mirosław Sawicki, którego tu przed sekundą widziałem, a także Irena Lasota i Wiktor Górecki - odczytywali oświadczenie w obronie kolegów. Studentów przybywało coraz więcej, były próby rozbijania tego wiecu przez grupy działaczy Związku Młodzieży Socjalistycznej. 

To były jeszcze działania o charakterze spokojnym, bez bezpośredniego użycia przemocy. Tłum przeniósł się pod Pałac Kazimierzowski. Poszła delegacja do prorektora Rybickiego, bo rektor Turski był wtedy nieobecny, był poza krajem. Trwała wymiana zdań między studentami a panem prorektorem Rybickim, niezupełnie przyjazna. W końcu wiec zaczął się rozchodzić i w tym właśnie momencie studenci zostali zaatakowani zarówno przez umundurowane grupy tzw. „Golędzinowa” (nazwa ZOMO nie była jeszcze wtedy znana), jak również przez grupy nieumundurowane. Część była obecna prawie od początku wiecu, byli to aktywiści przede wszystkim z tzw. ORMO. Ruszyli zdecydowanie do akcji, mnóstwo osób zostało pobitych, wydarzenia przeniosły się na Krakowskie Przedmieście i trwały aż do późnych godzin popołudniowych. 

Następnego dnia studenci Politechniki zorganizowali potężny wiec i młodzież z tego wiecu ruszyła pod siedzibę „Sztandaru Młodych” pod hasłem: „Prasa kłamie”. Chodziło o to, że krótkie informacje na temat zdarzeń 8 marca oczywiście nie były prawdziwe. Była mowa o wichrzycielach, o małej grupce itd. Ta demonstracja nie zdołała dojść do Placu Unii, została zaatakowana i rozbita, ale poszczególne grupy przebiły się na Uniwersytet, gdzie również trwała demonstracja. Można powiedzieć, że w sobotę 9 marca – to był wtedy zwyczajny dzień roboczy – w całym Śródmieściu Warszawy trwały studenckie zamieszki. Dołączyły się także inne uczelnie, ale ruch rozlał się na całą Polskę. O ile w Warszawie istniały korzenie w postaci zorganizowanej studenckiej opozycji, to w innych miastach takich grup, jak warszawscy „komandosi” z UW nie było, a mimo wszystko były często dość duże demonstracje, a nawet strajki. Wskazuje to na to, że sytuacja w środowisku studenckim była w ogóle napięta. Nie dotyczyło to tylko małej, bardzo energicznie działającej, ale jednak dość elitarnej grupy komandosów. Hasła wszędzie były podobne - w obronie koleżanek i kolegów, w walce o wolność prasy, w walce o to, co nazywano wtedy demokratyzacją. 

Ten ruch trwał kilka tygodni. Ostatni wiec – o ile pamiętam – odbył się na Uniwersytecie Warszawskim 27 marca, czyli około trzech tygodni Uniwersytet Warszawski żył sprawami Marca, żył sprawami związanymi nie z nauką, czy zabawą - tym, do czego studenci mają i obowiązek, jeżeli chodzi o naukę, i prawo, jeżeli chodzi o zabawę – żył wielką polityką, żył walką o zmiany w Polsce. Ruch został stłumiony w Warszawie, grupa komandosów została osądzona w kilku procesach. Łącznie w głównych procesach osądzono trzynaście osób, ale skazanych było dużo więcej, a aresztowanych jeszcze więcej. Na ogół zwalniano ich w sierpniu 1968 roku. Represje dotknęły setki ludzi. Uniwersytet ucichł. Grupa studenckiej opozycji przestała istnieć, ale jak mówiłem już w Pałacu Prezydenckim przed dwoma dniami, mit studenckiej opozycji, przekonanie, że była taka grupa ludzi, która potrafiła działać, żył wśród tych wszystkich, którym nie podobał się komunizm, którzy chcieliby coś robić. 

Pierwsze tego objawy to już jesień 1968 roku i tzw. sprawy czeskie. Ale to była grupa studentów, związana przynajmniej towarzysko z grupą „komandosów”. Na objawy następne trzeba było czekać kilka lat. Ale od lat 1973-1974 ruch niezależny na Uniwersytecie zaczął się z powrotem rozwijać, aby wkrótce rozpłynąć się w Komitecie Obrony Robotników, w ROPCiO, później także w czysto studenckim SKS-ie, począwszy od jesieni 1977 roku. 

Wydarzenia marcowe, traktowane jako studencki bunt, odegrały w naszej historii rolę niezwykle istotną. Były znakiem oporu przeciwko systemowi. Odegrały rolę także z innego powodu, o którym już dwukrotnie mówiłem, ale nie można mówić na temat Marca i o tym nie wspomnieć. Nie można nie wspomnieć o niebywałej kampanii antysemickiej, o przymusowym opuszczeniu kraju przez kilkanaście tysięcy osób, o tym, co działo się na Dworcu Gdańskim, na Łodzi Fabrycznej i wielu innych dworcach w Polsce. Nie można zapominać o olbrzymich stratach, które poniosła Polska z tego powodu – przez utratę bardzo wartościowych ludzi, ale także przez opinię, którą zrobiono Polsce, a nie polskim komunistom. Negatywne tego skutki trwają aż po dzisiaj. Trzeba też pamiętać, że rok 1968 zamknął okres zbliżonego do normalnego rozwoju nauk humanistycznych w naszym kraju. Oczywiście w warunkach komunistycznych nie mogło być tutaj pełnej normalności, pełnej wolności badań, ale nauki, a w szczególności filozofia, socjologia rozwijały się dobrze. Po roku 1968 komunistyczny dogmat zaczął w nich funkcjonować z siłą nieporównanie jeszcze większą. W tym sensie rok 1968 był rokiem ludzi, którzy chcieli uwstecznić sytuację w naszym kraju, przywrócić w znacznym stopniu sytuację sprzed 1956 roku. Na kilka lat to się udało. (...)"

Na zakończenie uroczystości prezydent Lech Kaczyński złożył wieniec pod tablicą pamiątkową. 

Jakie miejsca odwiedzi i co powie prezydent Andrzej Duda będzie bez wątpienia uważnie relacjonowane nie tylko w Polsce.