KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Poniedziałek, 25 listopada, 2024   I   11:56:03 AM EST   I   Elżbiety, Katarzyny, Klemensa
  1. Home
  2. >
  3. STYL ŻYCIA
  4. >
  5. Trochę historii

Por. Stefan Mustafa Abramowicz - Wspaniały przykład oddania Ojczyźnie

Xenia Jacoby, Great Britain     23 kwietnia, 2017

Ale pomimo wszystko ci z nas, którym udało się przeżyć – mają obowiązek budowania od nowa, uczenia innych tego w co wierzymy, a w tym co pozostało z naszego życia - szukania dobra i sensu w tym życiu.

Stefan Mustafa Abramowicz - Polak, Tatar, ułan, jeniec, łagiernik, katorżnik, ocaleniec, szczęściarz, rekrut, czołgista, obrońca, wyzwoliciel, cudzoziemiec, nośnik informacji - poszukiwany przez sowiecki aparat terroru NKWD - skazany na zapomnienie i życie na obczyźnie - w końcu u schyłku swych lat ożył w świadomości swojego Narodu.

Dziękuję Bogu, że nakazał mi wrócić z dalekiej Ameryki do Anglii, bym potem miała zamieszkać w Manchester pod przyjaznym dachem zapomnianego przez świat człowieka, który przez blisko 10 lat opowiadał mi epizody ze swego życia. On sobie wybrał mnie za swoją sekretarkę i rzecznika, a przy tym traktował jak własną córkę, zadając mi lektury do czytania i wyznaczając mi zadania. Jego opowieści podbiły moje serce. Dlatego wiedziałam, że muszę ocalić świat ułana od zapomnienia.

Na kartkach spisywałam wszystko co mi mówił, bym teraz mogła dzielić się jego życiem jak chlebem z innymi…

Któż by wcześniej pomyślał lub w to uwierzył, że jedno życie skromnego człowieka, o którego istnieniu jeszcze trzy lata temu nikt w Polsce ani w Manchesterze nie miał pojęcia, może zatrzymać na sobie oczy całej Polski i Polaków. Być może kiedyś na chwilę zatrzyma oczy świata, za którego wolność walczył i krew swą przelał.

Jego pasjonujące - aczkolwiek do niedawna ukryte życie, to piękna epopeja. To także wątek na scenariusz filmowy do odysei Tatara ułana, ukazujący dramatyczne losy polskiego Bohatera - kończące się pięknym Love Story. Wojskowi mówią, że Rany wojenne nigdy się nie goją, stąd miejsca po szarpanej ranie wojennej jak stygmat krwawiły mu przez 71 lat - przypominając piętno wojny. Wszystko zabliźniło się dopiero w jego setne urodziny. Taki sekret nosił na sobie… Czas pokaże czy świat  się nim zachwyci.

Polska swemu Obrońcy

Kolejny raz Konsulat RP w Manchester był zaszczycony swym wyjątkowym gościem porucznikiem Stefanem Mustafą Abramowiczem - ostatnim ułanem Rzeczypospolitej, na którego czekał medal wojenny.

Nasza mała Polska, którą na angielskiej ziemi w Manchester zastępuje służba konsularna RP, wspiera nas i towarzyszy nam w miarę możliwości we wszystkich polskich sprawach. Nowy Konsul Generalny Pan Leszek Rowicki, bardzo sprawnie zorganizował uroczystość wręczenia Porucznikowi medalu „Obrońcy Ojczyzny 1939 - 1945,” który przyznawany jest Walecznym, a wyróżniono nim naszego ułana.

Uroczyste wręczenie miało odbyć się w poniedziałek 3 kwietnia 2017r. w porze lunchu o godz. 13:00. W tym czasie Anglicy mają zwyczaj wychodzić na przerwę, a w centrum miasta przy naszej placówce robi się wyjątkowy ruch. Wtedy pod konsulat podjechała czarna angielska taksówka z weteranem. Pomogłam wysiąść dostojnemu Tatarowi z kabiny taksówki. Od razu znalazł się tłumek gapiów, który zapewne widział już wszystkie cuda tego świata, ale mijając nas nie szczędził swej uwagi i obserwował niecodzienny widok. Z zaciekawieniem oglądano nas. Dystyngowany staruszek w berecie z orzełkiem i brzękiem medali na marynarce - symbolem żołnierskiej walki, heroizmu, odwagi, trudu, wytrwałości na polu walki, za odniesione rany i zwycięstwa - zatrzymał na sobie oczy wielu młodych przechodniów Manchesteru. Asystowała nam nie mniej paradnie ubrana w galowym mundurze moja córka - sierżant Kadetów Brytyjskich Sił Powietrznych RAF-u, oraz wiernie towarzyszyła swemu ojcu troskliwa córka Janet. Zjawiliśmy się przed czasem i spacerowym krokiem bez pośpiechu dotarliśmy na miejsce, mijając również zaciekawionych Polaków - petentów konsulatu. Przeciekawy widok osoby staruszka weterana na ulicy wzbudzał ciekawość na tyle, że odprowadzano nas wzrokiem.

On naprawdę inspiruje ludzi do myślenia.

Brytyjczycy wyjątkowo dobrze dbają o weteranów II wojny światowej, a społeczeństwo darzy ich patetycznym szacunkiem.

- Czy Brytyjczycy jednak zapamiętają na zawsze co zrobili dla nich Polacy, tacy jak porucznik Abramowicz czy inni nasi żołnierze broniący ich Wyspy i angielskiego nieba w Bitwie o Anglię.

- Czy będą wiecznie wdzięczni Polakom za obronę ich wolności i wolności innych narodów?

Każdego dnia na nowo powinni udowadniać nam Polakom, że są warci tej wolności!

Zanim rozpocznie się uroczystość w konsulacie, powrócę lotem ptaka do Polski, gdzie przez Szefa Szwadronu Kawalerii chor. Mariusza Kowalskiego phm. zawiadomiłam Kielecki Ochotniczy Szwadron Kawalerii i 13. Kielecką Drużynę Kawalerii Harcerskiej „Zagon” im. 13. Pułku Ułanów Wileńskich („Ten trzynasty ten zwycięski, stoi w Kielcach, choć Wileński…”) o specjalnych pozdrowieniach od ułana Abramowicza dla Koła Rodziny Pułkowej Trzynastaków z prośbą - o przekazanie jego przesłania dla Polaków, by pamiętali o zasługach Tatarów dla Polski.

Pragnę wspomnieć, że porucznik Abramowicz jako ułan ma szczególny sentyment do tego szwadronu, który kultywuje tradycje jego 13. Pułku Ułanów Wileńskich.

Trzynastacy natomiast z wielkimi honorami i godnością traktują porucznika jako swego Bohatera, który jest dla nich żywą legendą i wzorem do naśladowania dla wszystkich pokoleń. Kilkakrotnie wieloletni instruktorzy ZHP i pasjonaci historii Oręża Polskiego - panowie: chorąży Mariusz Kowalski i rotmistrz Robert Mazur - kawalerzyści, przesyłali przeze mnie zdjęcia Kawalerii wraz z pozdrowieniami i życzeniami dla Ostatniego Ułana Rzeczypospolitej, zapraszając go do Kieleckiego Szwadronu.

Ta znakomita znajomość bardzo służy naszemu Tatarowi, który po tak wielu latach osamotnienia na emigracji poczuł łączność z rodakami - kawalerzystami w Polsce i czuje się bardzo potrzebny Polakom. Z racji swego sędziwego wieku nie zdecydował się jednak na wojaże i odwiedziny drogiego mu Kieleckiego Ochotniczego Szwadronu Kawalerii im. 13. Pułku Ułanów Wileńskich.

Ta wspaniała wymiana myśli i gestów spowodowała, że zatelefonowałam do Polski i rozmawiałam z gen. brygady BSS Jerzym Murzą Kniaziem Szahuniewiczem herbu Akszak z rodu Czyngis - Chana, prezydentem Związku Szlachty Tatarskiej Byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego i prezesem Narodowego Centrum Kultury Tatarów RP w Gdańsku.  Pan Szahuniewicz jest komandorem Tatarsko - Polskiej Komandorii zrzeszającej osoby pochodzenia tatarskiego i polskiego.
Skontaktowałam się z nim, by porozmawiać o niezłomnym żołnierzu i szlachetnym człowieku jakich mało - Por. Mustafie Abramowiczu - polskim Tatarze.

Po tym jak przekazałam prośbę ułana do Polaków, by pamiętali o polskich Tatarach i ich zasługach dla Polski - zrodził mi się pomysł w głowie, by zadzwonić do gdańskich Tatarów.

W słuchawce telefonu usłyszałam głos Pana Szahuniewicza, którego kompletnie zaskoczyłam swym telefonem. Jemu także przekazałam przesłanie, spełniając prośbę Ostatniego Ułana. Wprowadziłam go w temat, tłumacząc jak poznałam prze-skromnego Tatara i po kolei jak to wszystko się zaczęło.

Aby wyrwać z zapomnienia i doprowadzić do dzisiejszej glorii postać Ostatniego Ułana, dziś osławionego nimbem czci i uznania - musiałam rozpocząć mozolny proces medialny trwający blisko trzy lata. Angażując się osobiście nad promowaniem i nagłaśnianiem w mediach osoby sędziwego staruszka, byłam przekonana, że on wart jest mego poświęcenia. Mimo, że ani w Polsce ani w Anglii do niedawna nikt nie miał pojęcia o jego istnieniu - drążyłam temat. Ci natomiast, którzy mieli pojęcie w Polsce i w Manchesterze - z braku własnego pożytku nie byli zainteresowani zwykłym nieznajomym. Dlatego latami nie robili nic na drodze do uhonorowania zapomnianego aczkolwiek zasłużonego żołnierza, który regularnie płacił składki kombatanckie. Gdy zrobiło się głośniej wokół Ostatniego Ułana i zaczął być modny medialnie, szybko pojawili się chętni z odwiedzinami, wywiadami czy chętni do robieniem sobie z nim zdjęć. Rodzina konsekwentnie im odmawiała. Drodzy, gdzie byliście wcześniej tyle lat?

Pan Szahuniewicz był poruszony mym telefonem. To właśnie spowodowało, że upomniał się w Urzędzie do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych o medal „Obrońcy Ojczyzny 1939 - 1945” dla swego pobratymcy, tak jak ja upominałam się od 2015r. w Konsulacie RP w M’cr, a przy tym u Pani minister Anny Marii Anders i w Kancelarii Prezydenta RP Andrzeja Dudy o uhonorowanie przez Polskę swego zapomnianego Bohatera.

Tym razem UdSKiOR przyznał ułanowi w dniu 24 lutego 2017r. medal w uznaniu za wybitne zasługi położone w walce o niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej i zawiadomił o tym nasz konsulat. Konsul Generalny Pan Leszek Rowicki bardzo sprawnie zorganizował uroczystość, która potem okazała się miłym doświadczeniem dla wszystkich zebranych. Atmosfera tamtego popołudnia wybrzmiała echem w tej fotorelacji.

Gdy pojawiliśmy się w konsulacie już w drzwiach ze szczerą radością przywitali nas ochraniarze znani nam z poprzedniej uroczystości. Nie szczędzili miłych słów i uśmiechów, które są zawsze drogie choć nic nie kosztują. Starsza córka Pana Stefana - Mary wraz ze swą przyjaciółką w ostatniej chwili nadjechały taksówką, która utknęła w zatorze drogowym w centrum miasta.

Bardzo punktualny Pan Konsul przywitał nas ciepłym uściskiem dłoni, wyróżniając nieukrywaną serdecznością swego honorowego gościa.  Pomiędzy dwoma rzędami fotelików w multimedialnej Sali im. Gen. St. Sosabowskiego po środku przygotowano fotel dla zasłużonego weterana. Do Sali przybyło trzech konsulów, którzy z głębokimi ukłonami witali Ostatniego Ułana. Pan Stefan prawdziwy ułan i dżentelmen, pomimo protestów płci pięknej, za każdym razem wstawał z fotela, by uścisnąć i pocałować dłoń obydwu pań konsulów. Wszystkie panie na Sali były zachwycone szarmancką postawą ułana, a jedna z nich retorycznie zapytała:

…Czy są gdzieś jeszcze (wolni) tacy mężczyźni jak nasz ułan?

Przybył również Pan Konsul Wydziału Paszportów, który również serdecznie przywitał się z honorowym gościem. Wszyscy zostaliśmy sobie przedstawieni przez Konsula Generalnego. Najmłodszym pracownikiem zespołu konsularnego była Pani Sekretarz Kierownika Placówki, bardzo ciepła i cierpliwa osoba na właściwym miejscu.

W przemiłym kameralnym towarzystwie zajęliśmy miejsca a Konsul Generalny Pan Leszek Rowicki rozpoczął uroczystość przywitaniem honorowego gościa i przeczytał z kartki krótki życiorys, który otrzymał z MSZ z Warszawy. Czytający nie wiedział jednak, że tak jak poprzednio 12 lipca 2016r. w przeczytanym przez Ministra Krzysztofa Szczerskiego życiorysie porucznika - zamieszczono błędne informacje o Stefanie Mustafie Abramowiczu, a dotyczyły one walk podczas Kampanii Wrześniowej.

Te same błędy zamieszczono w Wikipedii tworząc tam ubogi profil Stefana Mustafy Abramowicza i na nowo pisząc mu życiorys, który po całości zmieniłam i uzupełniłam wg faktów. Na podstawie wcześniejszych nierzetelnych (Sic!) informacji w Wikipedii inni bardzo się pośpieszyli. Konfabulując wysilili się na artykuły z niezgodnymi danymi (Sic!) w oparciu o fikcję z Wiki z wcześniejszego profilu S M Abramowicza.

W tych artykułach do tej pory tkwią błędne (Sic!) informacje o Ostatnim Ułanie. Nikt ich nie poprawia! Nikt z „mądrych” tego świata niczego nie prostuje, a tym wprowadza ludzi w błąd… Tak „kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się „prawdą.”

Dlatego korzystając z okazji prostuję:

Wprawdzie ułani 13. Pułku Ułanów Wileńskich wraz z końmi zostali przetransportowani pociągami w wagonach, by walczyć z wrogiem na Mazowszu i Lubelszczyźnie, ale nie było tam z nimi starszego ułana Abramowicza. On został w koszarach i wykonywał inne rozkazy. Ładował ułanów i konie w pociągi, które jechały na front z Niemcami. Wtedy również załadował na pociąg i pożegnał swego młodszego brata Bekira, (ur. w 1917 r.) który przyszedł w 1938 r. jako rekrut do 1. Szwadronu Tatarskiego 13. Pułku Ułanów Wileńskich i wraz z ułanami był wieziony na 1-szą linię frontu. Masy rezerwistów zgłaszały się do armii. Byli wysyłani pociągami na front zachodni wraz z czynną służbą. Sam Mustafa nie stoczył bezpośredniej walki z niemieckim najeźdźcą w Kampanii Wrześniowej - jak to mylnie o nim napisano. Rozkaz nakazał mu wysyłać żołnierzy na front, a pozostając w koszarach z rekrutami pozbawionymi mundurów miał wedle rozkazów pozyskiwać konie z okolicznych gospodarstw dla wojska.

Jako jeden z najlepszych luzaków Tatarskiego Szwadronu miał te konie ujeżdżać i przygotować pod siodło dla żołnierzy, gdyż w pułku oprócz rekrutów zostało ok. 150 ułanów i tylko jeden rumak - koń jego d-cy  - „Farys.” Pomimo, że w Polsce nie walczył w otwartym polu z Niemcami, bezpośrednio wsławił się innym bohaterskim czynem. Z własnej nieprzymuszonej woli osłonił swego d-cę Legionistę - por. Zygmunta Barcickiego.

Osłonił go przed komunistycznymi Żydami, którzy wydawali polskich oficerów Sowietom. Porucznik bezpiecznie dotarł na Litwę i tam dostał się z innymi ułanami do obozu internowania. Tym sposobem zażarty wróg Lenina i Stalina - Legionista Piłsudskiego por. Barcicki uniknął niechybnej śmierci w dole katyńskim. To była zasługa Tatara - muzułmanina, który uratował katolickiego oficera. Podczas Kampanii Włoskiej spotkali się na wolności w Loreto, gdzie por. Zygmunt Barcicki zaprosił swego dzielnego żołnierza i innych ułanów na swój ślub kościelny.

Mustafa Abramowicz naoczny świadek w obozie Kozielska do dziś nosi w sobie obrazy polskich oficerów zgładzonych potem w Katyniu.

Wtedy starszy ułan Abramowicz na jego oficerskim koniu pozorował d-cę - nadstawiając za niego swego karku, podczas kiedy sam d-ca wmieszany między ułanów szedł pieszo. Mustafa aresztowany przez Sowietów 27 IX 39r. wywieziony został do przejściowego obozu w Kozielsku, gdzie po raz ostatni widział tam naszych oficerów oraz znanych mu wysokich urzędników i sąsiadów ze swego rodzimego  Klecka. Los ich dzisiaj jest nam dobrze znany.

Po ewidencji bojcy i NKWD pilnie Ich strzegli pod strażą i kluczem w zamkniętych pomieszczeniach na terenie Monastyru im. Maksyma Harkaho. (z relacji S. M. Abramowicza, który powtarzał za sowieckimi bojcami wynika, że: „Maksym Harkaho był złodziejem a mimo to Sowieci jego imieniem nazwali Monastyr…”)

„…Naokoło tych zabudowań gęsto stała sowiecka straż pod bronią i pilnowała polskich oficerów. Widziałem jak bojcy wyprowadzali na zewnątrz po kolei któregoś z oficerów i szybko zamykali na klucz pozostałych w pomieszczeniu budynku. Odbywało się to pod ścisłą strażą uzbrojonych wartowników i gdzieś ich prowadzono. Nie były nam znane zamiary NKWD wobec naszych dowódców.

Tak bardzo bali się rozbrojonych polskich oficerów wciąż czując przy nich zagrożenie. Był to jednocześnie strach i rewanż za porażkę z 1920r.,” opowiadał były jeniec Kozielska Mustafa Abramowicz.

Po odczytaniu krótkiego życiorysu Pan Konsul podszedł do żołnierza Abramowicza i poprosił o przyjęcie przez niego okolicznościowego medalu „Obrońcy Ojczyzny 1939-1945.” Medal umieszczony był w otwieranym futerale w kształcie ramki za szkłem. Podziękował weteranowi II wojny za poświęcenie dla Ojczyzny, a w uznaniu za zasługi gratulował mu odwagi, bohaterstwa oraz heroicznego patriotyzmu. Wręczył także pamiątkowy dyplom.

Po uhonorowaniu Pan Stefan otrzymał gorące oklaski wraz z życzeniami zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia!

Honorowy gość był niepomiernie wzruszony i dziękując za wyróżnienie tak powiedział:

…Przyjmuję medal w imieniu swoich kolegów żołnierzy, których tak wielu w Polsce i na innych frontach w Italii zginęło. Oni ginąc nie otrzymali żadnych nagród i odznaczeń, tylko polegli w Polsce i na obcej ziemi. Ci, którzy przetrwali łagry szli do boju z uśmiechem i radością na twarzy, że walczą ze wspaniałym, nieugiętym wodzem Gen. Andersem w Italii i tam pod Monte Cassino. Chętnie oddawali życie za Polskę. Ale my co przeżyliśmy - po zwycięskiej wojnie nie mogliśmy wrócić do Polski…  Tutaj uciął i ściszył swój głos...

Pan Konsul uścisnął rękę zasłużonemu i wzniesiono uroczysty toast na jego cześć wraz z okrzykami życząc: Niech nam żyje w zdrowiu 200 lat! Niech nam żyje! Zdrowia! Zdrowia! Dużo zdrowia!

Pan Stefan - prawdziwy ułan nie stronił w życiu od whisky, a tym bardziej otoczony tyloma kobietami wychylił kieliszek do dna z wybornym winem.

Po toaście nastąpiła mała, miła niespodzianka. Przygotowałam dla  Pana Stefana cztery grafiki patriotyczne, które wcześniej opracowałam wraz z bardzo zdolnym studentem filozofii w Polsce - informatykiem Panem Brożyńskim ze Stowarzyszenia Patriotów Ziemi Częstochowskiej Klubu Patria. Ten wierzący w Boga człowiek - wykonał w Polsce pracochłonne grafiki specjalnie dla Pana Stefana, poświęcając swój czas między pracą a zajęciami na studiach, nie szukając przy tym zapłaty. Skromnie prosił tylko o przekazanie ułanowi życzeń od siebie.

Po kolei każdy z czterech konsulów wręczał ułanowi ciekawą grafikę patriotyczną, ku jego ogromnemu zdziwieniu i zaciekawieniu. Konsulowie zadawali mu pytania czy rozpoznaje siebie na grafikach w tych artystycznych dziełach. Konsulowie i zebrani oglądali kunszt artystyczny młodego Polaka z Częstochowy, nie kryjąc przy tym podziwu. Oprócz grafik przygotowałam zdjęcie portretowe jubilata z jego 102. urodzin, takie za szkłem w ramce passe-partout, gdzie na rewersie umieściłam słowa na wieczną pamiątkę, znalezione w szkolnym pamiętniku mego ojca z 1947 r.

Wszyscy konsulowie, Sekretarz konsulatu i my na końcu złożyliśmy swoje podpisy pod sentencjami. Dla utrwalenia tych chwil uroczystości - pragnąc zatrzymać czas - zrobiliśmy sobie zdjęcia z Bohaterem trzymając patriotyczne grafiki.
Zabrakło wśród nas jednej osoby - Pana Jerzego Szahuniewicza - Tatara, który był sprawcą tego, że przyznano medal Porucznikowi, a w konsekwencji tego odbyła się miła uroczystość w konsulacie.

Po wspólnych zdjęciach Pan Konsul Generalny zaprosił grono do rozmów. Piękny to był moment, kiedy zasłużony żołnierz jak Odys siedział po środku Sali w fotelu, a przy nim siedzący Pan Konsul Generalny towarzyszył mu w rozmowie. Naokoło wianuszkiem otoczyła ich i słuchała trójka konsulów, rodzina i przyjaciele.

Wręczyłam konsulowi książkę autorstwa Mustafy Abramowicza z własnoręcznym podpisem autora, którą swoimi staraniami wydałam we Wrocławiu na przełomie 2015/16r. przy współpracy Muzułmańskiego Związku Religijnego RP i Najwyższego Kolegium Muzułmańskiego. Książka nadzwyczaj ucieszyła konsula, który wertując ją kartka po kartce zadawał wiele pytań autorowi. Jednym z nich było takie pytanie:

- Jak wyglądał sam moment wyjścia na wolność z obozu w Starobielsku?

Pan Konsul był niezmiernie ciekawy okoliczności tamtej chwili. Niestety, Pan Stefan ma trwały uszczerbek na zdrowiu z dużą utratą  słuchu i nie usłyszał pytania. Ponieważ znam dobrze wiele szczegółów z autobiografii ułana i zajmuję się uzupełnianiem jego biografii - odpowiedziałam konsulowi:

- Po amnestii w 41 r. do obozu w Starobielsku, gdzie przebywał Pan Stefan, przyjechał płk Wiśniewski w przedwojennym polskim mundurze i 2 tys. polskich żołnierzy, jeńców wojennych usłyszało upragnioną wojskową komendę: „ - Baczność i wyjście na wolność!”

Bojcy, tzn. sowieccy żołnierze otworzyli bramę obozu a Politdruk powiedział: ”Co było między nami, to już zapomnijmy. Teraz my jesteśmy sprzymierzeńcy i mamy wspólnego wroga. Będziemy wspólnie walczyć przeciw niemu.”
Nie było łatwe dla Polaków zmienić myślenie i przejść do porządku dziennego po tak ciężkich doświadczeniach osobistych i historycznych. Trudno Im było z Sowietami się bratać i zaufać wczorajszym wrogom.

Wszyscy wtedy wyszli z obozu Starobielsk i szli na stację, by jechać w kier. na Kujbyszew nad Wołgą w Samarze. Tu przeniesiono placówkę dyplomatyczną, która organizowała pomoc Polakom, zaciągającym się do nowo tworzącej się Polskiej Armii.

Przy okazji wspólnych rozmów napomknęłam Panu Konsulowi o pomyłce zawartej w przeczytanym życiorysie Pana Stefana, o której konsul nic nie wiedział, otrzymując gotowy życiorys z MSZ z Warszawy.

Po wyczerpaniu wielu pytań przy miłej atmosferze rozmów, przy kawie, herbacie i polskim cieście - przyszedł czas na zakończenie spotkania. Pan Konsul podziękował wszystkim za uroczystość z nadzieją, że niebawem znowu wszyscy się spotkamy. Pożegnaliśmy się i opuściliśmy konsulat.

Porucznik Stefan Mustafa Abramowicz - „Munia” to człowiek przeszło jednego wieku, którego życie wyśpiewał tatarski szwadron z buńczukiem, pisała w nim koszmarna pani wojna, przemieliły obozy stalinowskie, gdzie nadzieja tam dawno zgniła. Wydobyty z dna i otchłani gehenny, zdjęty z golgoty znów powrócił na wojenny szlak. Tym razem jako ułan żeliwnego rumaka Shermana, by ze swym Mojżeszem Wschodu przebyć Morze Kaspijskie i dobić do Iranu - Ziemi wolności.
To żołnierski los go z 10 lat tułał po świecie, a jak tułał - wszystko już wiecie…

Poniżej zamieściłam tekst pieśni, został przesłany specjalnie dla Pana Stefana przez Maura - Pana Edka w nawiązaniu do artykułu o 102. Urodzinach  Ostatniego Ułana. Nasz ułan wzbudza w ludziach refleksje i prowokuje tym do myślenia, szukania. Dlatego nawiązujemy ze sobą kontakty i dzielimy się z innymi ciekawostkami.

Tak napisał Maur: Warto to przesłać Szanownemu Jubilatowi. To pieśń Ułanów Wileńskich z czasów jego młodości. Jeszcze zanim został ułanem. W tym pułku służyli moi przodkowie.

Pieśń 1. Szwadronu Ułanów Wileńskich

Przez lasy pola kraj wyzwolony,
Jadą ze śpiewem tatarskie szwadrony.
Jedzie pułk cały piosenki śpiewa,
Sztandar zielony dumnie powiewa.
Szable przy siodłach w ręku z lancami,
Na nich proporce z półksiężycami.
Wszyscy odważni śpieszą na bój,
Za Polskę wolną Za naród swój.
Jedzie w szeregu Czerkies Abdułów,
Przybył do Polski z górskich aułów.
Przybył on razem z kaukaskim baszą,
Aby walczyć wspólnie za wolność naszą.


Tekst i zdjęcia Xenia Jacoby
Manchester 17 kwietnia 2017 r.

Galeria