KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 26 kwietnia, 2024   I   04:42:15 AM EST   I   Marii, Marzeny, Ryszarda
  1. Home
  2. >
  3. BIZNES
  4. >
  5. Biznes

IBM, HP i Microsoft korumpowały polskich urzędników

10 czerwca, 2014

W książce e-korupcja.pl, która można zakupić na portalu pod tą samą nazwą, staram się zrozumieć i przedstawić czytelnikom najważniejszy problem III Rzeczypospolitej, jakim jest wszechobecna korupcja w przetargach na projekty informatyczne w administracji publicznej. Mam nadzieję, że książka wywoła dyskusję. Jest to pierwsza książka na ten temat, która wyszła w Polsce. Poniżej publikujemy krótki fragment, zachęcając do jej kupna, tym bardziej, że korupcję szerzyły i upowszechniały także w Polsce, amerykańskie wielkie koncerny informatyczne.

Tajne i poufne
Na samym wstępie tej książki, chciałbym podzielić się z jej potencjalnymi czytelnikami pewnym spostrzeżeniem, samym w sobie niezwykle banalnym, o którym jednak trzeba cały czas pamiętać, w trakcie jej czytania: otóż zbierając materiały do książki o procesie informatyzacji ZUS ze zdumieniem stwierdziłem, że w III Rzeczypospolitej nie wyszła ani jedna pozycja poświęcona korupcji w administracji publicznej. Właściwie jedynymi autorami opisującymi w swoich analizach m.in. procesy korupcyjne w naszej administracji są były prezes GUS prof. J. Oleński oraz prof. Kieżun. Dlaczego problem, od którego zależy przyszłość naszego kraju - z tym twierdzeniem zgadzają się wszyscy zainteresowani - nie jest analizowany w dziesiątkach a nawet setkach pozycji?

Przyczyn jest kilka. Pierwsza i najważniejsza jest prosta: wiele projektów informatycznych jest opatrzonych klauzulą „tajne i poufne”, a dodatkowo urzędnicy i przedsiębiorcy nie mają ochoty rozmawiać na te tematy z ludźmi spoza profesji. Urzędnicy państwowi odpowiedzialni za nadzór nad realizacją informatyzacji ZUS-u przez prywatną firmę PROKOM robili wszystko, co możliwe, aby ten największy i najważniejszy projekt informatyczny przełomu wieków dosłownie utopić w niedomówieniach, niedopowiedzeniach i różnego rodzaju „państwowych tajemnicach”.

To co jest najdziwniejsze - a jednocześnie stanowi normę - w realizacjach wielkich projektów informatycznych w III Rzeczypospolitej to sfera poufności, tajności i tajemnic państwowych, których ujawnienie groziłoby najprawdopodobniej jakąś katastrofą państwową, a które w gruncie rzeczy bronią najczęściej urzędniczej nieudolności i niekompetencji i tworzą mur ochronny dla procesów korupcjogennych.

Umowa na informatyzację ZUS jest tajna, aneksy do umowy z PROKOMEM są tajne, w dokumencie a raczej wspomnieniach spisanych przez jednego z dyrektorów POLTAX -u wielkiego projektu realizowanego na przełomie lat 80-tych i 90-tych wieku XX, czytamy: „Niniejszy raport odwołuje się do wielu oficjalnych pism. Niektóre z nich są poufne, zatem cały raport należy traktować jako poufny”. Raport dyrektora bynajmniej nie jest poufny, nie może być, bo nie jest raportem, tylko wspomnieniem byłego dyrektora, jednak we wspomnieniach zacytowane są pisma najprawdopodobniej podstemplowane i opieczętowane groźnym napisem „poufne”. W ten sposób ktoś kto chce opisać wiernie proces informatyzacji w Polsce naraża się - cytując ten raport - na popełnienie przestępstwa.

Zbrodnia przeciwko państwu
W tym miejscu dotykamy drugiej przyczyny, która wyjaśnia brak książek na temat korupcji w informatyzacji administracji publicznej, tą przyczyną jest strach autorów, którzy doskonale wiedzą, że jeżeli napiszą taką książkę, to zostanie ona przez zainteresowaną firmę informatyczną prześwietlona setki razy, że wynajęci adwokaci i spece od wyszukiwania błędów - najbardziej błahych - znajdą w końcu jakieś niedopatrzenie autora i oskarżą o zbrodnie przeciwko państwu itp., itd. Po co pisać, po co starać się zrozumieć i wyjaśniać mechanizmy korupcjogenne królujące w naszym kraju, jeżeli w efekcie, temu kto to robi, grozi ława oskarżonych w polskim sądzie? Perspektywa raczej niewesoła.

W dodatku istnieje przyczyna związana z samym przedmiotem korupcji w informatyzacji administracji publicznej, która dotyczy przedmiotu badania czyli programów informatycznych. Jest to produkt ulotny i zmieniający się stale w czasie, jeden program może mieć kilkadziesiąt wersji, jest zapisany, ale nie atramentem na papierze lecz impulsami elektrycznymi w pamięci komputera lub nośnika jak dyskietka czy CD.

Program informatyczny to nie samochód czy budynek, to coś trudno definiowalnego, to produkt niematerialny, zapisany specyficznym językiem zwanym kodem, który - jak już podkreślałem - ulega bardzo częstym zmianom. Jak w takim razie udowodnić, że został on źle wykonany? Jeden z polskich naukowców zauważył: „Moje doświadczenie wykazuje, że charakter informacji, jako dobra niematerialnego podlegającego dyspersji, czyni wszelkie zjawiska z nią związane, trudnymi do zbadania, opisania, wyjaśnienia..." Zjawiska korupcji informatyzacji administracji publicznej, także.

Jednak od listopada 2013 opinia publiczna jest wręcz bombardowana informacjami o korupcji w informatyzacji, afera goni aferę, jej zasięg był i jest nadal, bo śledztwo trwa, ogromny i praktycznie obejmuje najważniejsze ministerstwa i urzędy centralne w Polsce. Do tej pory aresztowano lub zatrzymano 38 wysokich urzędników państwowych, wiceprezesa Głównego Urzędu Statystycznego, urzędniczkę kierującą przetargami informatycznymi w MSZ, wiceministra MSWiA w latach 2007-2010, odpowiedzialnego za proces informatyzacji administracji publicznej. Śledztwo obejmuje także przetargi na systemy informatyczne w Ministerstwie Sprawiedliwości.

Praktycznie każdego dnia dowiadujemy się o nowych faktach, coraz bardziej zaskakujących i coraz trudniej interpretowalnych. Według Andrzeja M., głównego podejrzanego w tej - jak ją warszawska ulica szybko nazwała - infoaferze, Polska to dziki kraj. „W łapę mieli brać wszyscy: od ABW po Straż Graniczną. Najwięcej i najbezczelniej w MSWiA i policji..."

Szef CBA twierdzi, że to największa afera korupcyjna w historii Polski
To co przeciętnego zjadacza chleba zdumiewa, gdy czyta o niej informacje w gazetach, to poczucie całkowitej bezkarności, jakie mają główni podejrzani.

Andrzej M., jeszcze na miesiąc przed zatrzymaniem mówi do swojego biskiego znajomego z CBA: „wiem, że za mną chodzicie. Chuja możecie mi zrobić.”

Co więcej, o tym, że wielkie firmy informatyczne mają „w kieszeni” wysokich funkcjonariuszy państwa, zdają się wiedzieć wszyscy zainteresowani. Wśród urzędników kilku ministerstw kursuje już od lat dowcip, że utworzone w 2008 r. w ramach MSWiA, Centrum Projektów Informatycznych, którego pierwszym dyrektorem był właśnie Andrzej M. powinno nazywać się w rzeczywistości Centrum Promocji IBM, firmy która w latach 2008-2010 wygrywała sporo przetargów w MSWiA, gdzie mieściło się CPI.

Infoafera ma odgałęzienia międzynarodowe. W jej badanie jest zaangażowany dziesięcioosobowy zespół, w którego skład wchodzi trzech prokuratorów i siedmiu oficerów CBA. Zespół ten sprawdza 127 kontraktów informatycznych.

Funkcjonariusze CBA polecieli na początku lutego 2014 r. do USA, żeby zabezpieczyć informacje z tamtejszych serwerów - maile między koncernami informatycznymi, a polskimi urzędnikami. W wyniku śledztwa FBI w USA HP - amerykański wielki koncern informatyczny - przyznał się, że korumpował polskich urzędników. Koncern Hewlett-Packard (HP) wydał na "korupcyjne płatności" łącznie ponad 600 tys. dolarów w formie łapówek pieniężnych, upominków, opłat za podróże i rozrywki Andrzeja M. dyrektora technologii informatycznych i komunikacyjnych w Komendzie Głównej Policji. HP Polska - dawał mu torby wypełnione setkami tysięcy dolarów w gotówce, zaopatrywał go w komputery i laptopy HP, urządzenia mobilne i inne produkty oraz zabrał go na wycieczkę do Las Vegas, obejmującą drinki, posiłki, rozrywki i przelot nad Wielkim Kanionem. Ujawniono również, że w celu potajemnego komunikowania się z tą osobą, jeden z członków kierownictwa HP Polska korzystał z anonimowych kont e-mailowych, telefonów komórkowych na kartę i innych metod, by uniknąć wykrycia.

Kim jest Andrzej M?
Jak został on głównym bohaterem infoafery? W raporcie amerykańskiej firmy z mitycznej Doliny Krzemowej, Andrzej M. – który najpierw jest dyrektorem w KGP, następnie zostaje dyrektorem Centrum Projektów Informatycznych w MSWiA - gra rolę głównego rozgrywającego procesem informatyzacji administracji publicznej w Polsce. Zna wszystkich. I jak mówi podwładnym, może wszystko załatwić. Z Sławomirem Nowakiem – najbliższym w tamtym czasie współpracownikiem premiera Tuska - jest na ty i popija z nim od czasu do czasu whisky itd., itp. Jednak - to charakterystyczne do M. Boni - dotrzeć mu się nie udało. Niewątpliwie Andrzej M. fascynuje wszystkich swoją bezczelnością i fachowością.

Fakt, że wielki koncern informatyczny przyznał się po raz pierwszy w historii informatyki, że miał specjalny fundusz służący do wręczania w Polsce i Rosji łapówek przy przetargach, skłania polskiego ekonomistę do zadania pytania: czy to początek wielkiej rewolucji antykorupcyjnej?

I autor artykułu wyjaśnia: „Do tej pory w wysoko rozwiniętych krajach, z których pochodzą wielkie globalne koncerny, mieliśmy do czynienia ze swoistą schizofrenią. Niemieckie firmy u siebie w domu zachowywały się w sposób nieskazitelny. Ale za granicą rozdawały na prawo i lewo łapówki, by zdobyć nowe rynki. A niemieckie urzędy podatkowe, które rozszarpałyby za próbę takiego działania we własnym kraju, pozwalały firmom na wpisywanie kwot wydanych na łapówki do sprawozdań finansowych i na zaliczanie ich w koszty uzyskania przychodu (kiedyś wolno im to było robić w odniesieniu do łapówek wręczanych w Polsce). Często przymyka się oko na takie działania, ulegając np. argumentowi, że „kto nie da na Bliskim Wschodzie, ten w ogóle nie będzie mógł nic sprzedać". A znam też pewną międzynarodową organizację aktywną w walce z korupcją, która sama opłacała w Afryce firmę załatwiającą za łapówki dla jej pracowników „sprawną odprawę celno-paszportową" na lotnisku (...). Są wreszcie rynki, na których korupcja znajduje korzystne warunki do rozwoju, zwłaszcza tam, gdzie o wydaniu milionów lub miliardów decydują podpisy kilku urzędników. Tak jest w przypadku rynku wielkich kontraktów rządowych (broń, infrastruktura, IT) albo w przypadku farmaceutyków.”.

Korupcja wymknęła się spod kontroli
Infoaferę w polskim wydaniu zaczyna się już w tej chwili usprawiedliwiać „infoaferą międzynarodową”. Korupcja jest chorobą ekonomii w dobie globalizacji i Internetu. Korupcja wymknęła się spod kontroli - twierdzi amerykański ekonomista J. Sachs i wskazuje, że główną przyczyną tego zjawiska, jest fakt, że: „wielkie korporacje to są firmy międzynarodowe, natomiast rządy krajów, gdzie prowadzą one działalność mają charakter narodowy. Korporacje są tak silne finansowo, że rządy boją się im przeciwstawić.”

Korupcja niszczy podstawy gospodarki wolno rynkowej, bo jest jej zaprzeczeniem. Potęga tego systemu, w którym mechanizmy korupcjogenne są ważniejsze od praw gospodarki kapitalistycznej, może podważyć wręcz idee wolnego rynku. Z tą ogólna prawidłowością funkcjonowania współczesnego kapitalizmu ery globalizacji nazwanego „kapitalizmem kolesiów”, można się zgodzić, ale przyczyny korupcji w informatyzacji administracji publicznej w Polsce mają w dużym stopniu zgoła inne przyczyny. Nikt nie neguje faktu, że za irracjonalny proces informatyzacji administracji publicznej w Polsce w dużym stopniu są odpowiedzialne wielkie koncerny informatyczne, szczególnie amerykańskie, ale mechanizmów korupcjogennych nie wymyślili Amerykanie czy Rosjanie, tylko są one zakodowane w funkcjonowaniu państwa polskiego, w jego ustawach i procedurach, które do korupcji wręcz namawiają i zachęcają.

E-korupcja.pl
W tej książce interesuje mnie głównie funkcjonowanie naszego państwa, dlatego - zanim przystąpię do omówienia procesu informatyzacji ZUS-u - opiszę jeden z licznych projektów informatycznych, w którym korupcja jest obecna prawie w każdym momencie jego realizacji. Mam na myśli projekt e-posterunek, realizowany w Komendzie Głównej Policji i w Centrum Projektów Informatycznych MSWiA w latach 2006 -2014. W obu tych państwowych instytucjach, przy realizacji e-posterunku, bierze udział nasz główny bohater Andrzej M. To właśnie ten projekt był zapalnikiem infoafery...

Piotr Piętak