KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Niedziela, 22 grudnia, 2024   I   10:53:54 PM EST   I   Bożeny, Drogomira, Zenona

Tom Cruise i jego sekta pod lupą FBI

11 lutego, 2011

Czy gwiazdor Hollywood korzystał z efektów niewolniczej pracy scjentologów?

Gdyby wykorzystać akta tej sprawy do stworzenia filmowej megaprodukcji, to z pewnością miałaby ona rekordową oglądalność. Samego siebie mógłby w nim zagrać na przykład Tom Cruise – jeden z najbardziej znanych sympatyków scjentologów.

Byli członkowie tej popularnej w USA sekty twierdzą, że Cruise korzystał z efektów niewolniczej pracy innych członków kontrowersyjnego Kościoła.

Zajmowali się oni nie tylko jego dwoma motocyklami i terenówką, ale nawet wyremontowali prywatny hangar aktora na lotnisku w kalifornijskim Burbank. Tom Cruise miał też dostać w prezencie od scjentologów superluksusowy autobus nazwany Silver Screen. Specjalnie na potrzeby gwiazdora jego wnętrze przerobili kiepsko opłacani robotnicy, którzy jako scjentolodzy niskiej rangi dostawali wynagrodzenie w wysokości zaledwie ok. 50 dolarów tygodniowo.

Ich wykorzystywanie miał umożliwić Cruise’owi lider sekty David Miscavage, dobry przyjaciel aktora, który był drużbą na jego ślubie z Katie Holmes.

– Jakiekolwiek niewielkie korzyści ekonomiczne, które mógł otrzymać pan Cruise, bledną w porównaniu z korzyściami, jakie Kościół otrzymał od pana Cruise’a – oświadczył rzecznik prasowy scjentologów

Tommy Davis. Przedstawiciele scjentologów odpierają zarzuty handlu ludźmi i zmuszaniu ich do niewolniczej pracy. Mimo to – według amerykańskich mediów – sprawie przyglądają się agenci FBI.

 

Opowieść apostaty

Scjentologię stworzył na początku lat 50. Lafayette Ron Hubbard, pisarz science fiction i twórca dianetyki, a więc metody samodoskonalenia się. Wyznawcy sekty łączą m.in. dianetykę i ezoterykę.

Od początku istnienia budzi ona wiele kontrowersji. Przyciąga jednak również bardzo wiele gwiazd Hollywood. A za nimi idą również zwykli ludzie. Na całym świecie Kościół scjentologiczny liczy ponoć ok. 16 milionów członków, w samych Stanach Zjednoczonych zaś liczbę scjentologów szacuje się na kilka milionów.

Ostatnio za oceanem zrobiło się o nich znów bardzo głośno za sprawą 58-letniego Paula Haggisa, nagrodzonego Oscarem kanadyjskiego reżysera, scenarzysty i producenta, współtwórcy takich filmów, jak „Miasto gniewu”, „Listy z Iwo Jimy” czy „Za wszelką cenę”.

Ze scjentologami był on związany niemal przez 35 lat, dochodząc do bardzo wysokiego poziomu wtajemniczenia.

W 2009 roku odszedł jednak, przekonując między innymi, że scjentolodzy dyskryminują homoseksualistów i nie mówią prawdy o stosowanych przez siebie praktykach. Długą opowieść Haggisa opublikował w najnowszym numerze prestiżowy magazyn „The New Yorker”.

 

Obozy karne dla nieposłusznych?

Według „New Yorkera” niektórzy członkowie sekty, nie wywiązujący się ze swych powinności, mieli być zamykani w karnych obozach reedukacyjnych, gdzie musieli – czasem przez lata – pracować fizycznie. Jeden z rozmówców „New Yorkera” Bruce Hines, który miał przejść przez dwa takie obozy, wspomina, że każdy, kto próbował uciec, był odnajdywany i karany.

Rzecznik Tommy Davis zapewniał jednak dziennikarza magazynu, że członkowie Kościoła dobrowolnie wchodzili na teren obozów i mogli je opuścić w każdym momencie.

Tyle, że Hines nie jest jedyną osobą opowiadającą o wykorzystywaniu przez sektę. John Brousseau, który dbał między innymi o posiadłość stojącego na czele scjentologów Davida Miscavige’a, wspomina, że za swoją pracę dostawał 50 dolarów tygodniowo. „Miałem pracować dla dobra ludzkości” – opowiada „New Yorkerowi”.

Według autora tekstu w „New Yorkerze” FBI od kilkunastu miesięcy prowadzi śledztwo w sprawie handlu ludźmi i zniewolenia przez sektę niektórych jej członków.

„Szkoda, że „New Yorker” przedstawia swoim czytelnikom scjentologię oczami apostaty” – napisał w oświadczeniu rzecznik scjentologów. I zauważył, że opowieści Haggisa są niewiarygodne, a tekst w magazynie „The New Yorker” to tylko przypomnienie starych zarzutów, które dawno temu zostały obalone.

Jacek Przybylski z Waszyngtonu