KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Wtorek, 30 kwietnia, 2024   I   04:18:16 AM EST   I   Balladyny, Lilli, Mariana

Koniec kadencji Schnepfa w Waszyngtonie

Robert J. Wilczyński     12 sierpnia, 2016

Wraz z opublikowaniem w Moniotrze Polskim postanowienia, które udostępniamy niżej, dobiegła końca kadencja ambasadorska w Waszyngtonie Ryszarda Schnepfa.

Ambasador Ryszard Schnepf został przysłany do Waszyngtonu jesienią 2012 roku przez szefa MSZ Radosława Sikorskiego. Przybył po przepakowaniu walizek po powrocie z ambasady w Madrycie. Taka jazda z placówki na placówkę jest ewenementem, który zawsze budzi pytania. Skierowanie go do Stanów Zjednoczonych uznano nie tylko za dziwne z powodu jak wyżej, ale także dlatego, że nie posiadał jakiegokolwiek doświadczenia w pracy dyplomatycznej z tym państwem zajmująć się głównie tematami latynoskimi. Jak lapidarnie określił jeden z długoletnich pracowników MSZ "pokazano tą nominacją, że USA są w polskiej polityce zagranicznej kierunkiem drugorzędnym".

Przed wyjazdem do Hiszpanii, Ryszard Schnepf było doradcą premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Był maj 2006 roku. Trwały właśnie protesty przeciwko budowie na dnie Bałtyku rurociągu z Rosji do Niemiec, omijającego Polskę i oczywiście szkodzącego naszym interesom, kiedy Schnepf zakomunikował "rząd chce zaproponować polski udział w budowie gazociągu Rosja - Niemcy". Totalnie zdumiony premier najpierw tłumaczył się prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, jaką prowadzi grę. Natychmiast jednak "rozgrywającego" zdymisjonował. Na jakiś czas opóźniło to Schnepfowi wyjazd na placówkę do Madrytu.

Na pytanie, co myśli o takiej polityce kadrowej MSZ, niedawno zmarły profesor Michael Szporer z University of Maryland,  jeden z twórców i wiceprezes American Polish Advisor Council (APAC) mówił:

- Kolesiostwo, a nie służba publiczna zawsze w Polsce było i będzie, ale jednak jakieś kwalifikacje przy obsadzaniu placówek - poza jako taką znajomością języka - powinny być. Trzeba przyznać, że obsada ambasad w USA i w Moskwie świadczy albo o kadrowych brakach MSZ-u, albo braku wyobraźni. Można odnieść wrażenie, że obie te stolice traktowane są w polityce zagranicznej Polski, jako kierunki... drugorzędne. Jest to zresztą odwzajemniane przez państwa misji, skoro nowa ambasador w Moskwie czekała chyba trzy tygodnie na złożenie kopii listów uwierzytelniających wiceministrowi spraw zagranicznych, a jakoś nie doczytałem, czy już dostąpiła zaszczytu złożenia oryginałów tych listów Putinowi, czy ciągle nie. Waszyngton i Moskwa to nie są miejsca, gdzie jedzie się na naukę dyplomacji, a stolice, które powinny być zwieńczeniem kariery zawodowej budowanej na doświadczeniu.

Już początek urzędowania w Waszyngtonie przyniósł bulwersujący konflikt. Ambasador odmówił rodzicom dzieci, uczęszczających do polskiej szkoły w stolicy USA, zorganizowania w ambasadzie spotkania świątecznego. Próby tłumaczenia wypadły blado i mało kto w nie uwierzył. Zorganizował natomiast przyjęcie dla żony swego szefa Ann Appelbaum z okazji ukazania się jej książki.

Ambasador zaangażował się intensywnie w…  zdejmowanie Janowi Karskiemu nagrobka, bez zgody rodziny bohatera i próbując zastąpić jakimś innym przy finansowaniu imprezy przez MSZ. Po zdecydowanym proteście przedstawicielki rodziny doktor Wiesławy Kozielewskiej pomysłu ostatecznie zaniechał.

(Po lewej: Nagrobek Karskiego i jego żony Poli Nireńskiej, który miał być zdjęty. Foto: Archiwum Rodziny Kozielewskich)

Na pytanie, dlaczego starano się zawłaszczyć pod patronatem MSZ, a bez wiedzy rodziny, miejsce spoczynku Jana Karskiego i zmienić nagrobek, profesor Szporer odpowiadał na łamach prasy:

- Zlekceważono świętą wartość miejsca spoczynku i formy jego upamiętnienia. Zrobił to za życia Jan Karski. Chciał spocząć wraz z żoną w grobie, na którym postawił pomnik, jaki uznał za właściwy. Lapidarna inskrypcja o obojgu małżonkach: imię, nazwisko, lata życia. Tylko tyle i aż tyle. A tu chcieli m.in. umieszczać na nowej tablicy podobiznę Jana Karskiego i wypisywać jakiś elaborat na jego temat. Po prostu nic z Karskiego nie rozumieli. […] Stał się częścią urzędowej propagandy, w której gubi się prawdziwe wartości, a zastępuje je pustymi sloganami i jakimiś własnymi chciejstwami.

Dodajmy, że wcześniej MSZ „nie dostrzegł” istnienia rodziny i wysłał po pośmiertnie przyznany Janowi Karskiemu przez Baracka Obamę Prezydencki Medal Wolności - na sobie tylko znanej zasadzie - osobę bez jakiegokolwiek związku z Janem Karskim i jego rodziną. Prof. Szporer wtedy komentował:

- Powiem szczerze, ja ambasadę i odpowiednie osoby na Al. Szucha [w MSZ] o rodzinie Jana Karskiego osobiście informowałem dobry miesiąc przed uroczystością. […] Podawałem im adres i telefon w Gdańsku pani doktor Kozielewskiej, bratanicy i córki chrzestnej bohatera. Dla mnie tego typu zachowanie jest nietaktowne, chamskie, a nawet karalne. Ambasada RP w tym przypadku nie miała prawa "wyboru”, kto ma odbierać medal, bo żyje rodzina Kozielewskich, a po drugie: ambasada reprezentuje wszystkich polskich obywateli, w tym także rodzinę Jana Karskiego. Ambasada dobrze wiedziała, że rodzina istnieje, m.in. z testamentu, w którym jest wymieniona, a którego kopia znajduje się w ambasadzie. Naprawdę nie wiem, czego się spodziewali. Tego, że rodzina zniesie ten afront z pokorą? (Po lewej: Prezydencki Medal Wolności, którego rodzina Bohatera nie mogła odberać bo MSZ wynalazł "rodzine zastępczą". Foto: Archiwum)

Rodzina musiała także protestować przed próbami  innej kreacji bliskiej poczynaniom ambasadzkim - próbie zadekretowania na Kapitolu Dnia Jana Karskiego w…  nieprawdziwej dacie urodzin bohatera 24 kwietnia. Mimo, iż znane były dokumenty pisane ręką Jana Karskiego (Kozielewskiego), w których podawał prawdziwą datę urodzin 24 czerwca 1914 roku. Przychodząc na świat w dzień Świętego Jana „przyniósł” sobie -  jak uznali rodzice - swoje imię. Ten akt „kreatywności” też udało się powstrzymać.

Prawdziwa data urodzenia Bohatera, ignorowana przez ambasadę. Foto: Archiwum Rodziny Kozielewskich

- Trudno opisać ile bólu przynosiły nam takie działania - mówi dr. Wiesława Kozielewska, bratanica i córka chrzestna Jana Karskiego. - Nagle okazało się, ża jacyś ludzie „porwali” pamięć mego Wielkiego Stryja i zabawiają się nią wedle swej woli i dla jakichś swoich celów. Z najprostszych racji moralnych oraz elementarnej przyzwoitości nie mogło być na to zgody!

Innym zwracającym uwagę niekonwencjonalnością posunięciem ambasadora było zatrudnienie w ambasadzie żon dwóch korespondentów mediów krajowych - pań Firlejowej i Wałkuskiej. MSZ długo milczało, wreszcie wydało głos, że obie damy owszem zatrudniono w Waszyngtonie, ale na… etatech krajowych, cokolwiek miałoby to oznaczać. Pytanie czy fakt zatrudnienia kobiet mógł mieć jakiś związek z wizerunkiem ambasadora prezentowanym w swych relacjach ich małżonków pozostało bez odpowiedzi.

Dużej rozrywki ambasador Schnepf dostarczył umieszczonym na stronie placówki filmikiem wideo „Freedom Apples”, na którym siedzi z pustym wiklinowym koszem i własnej wersji językowej angielskim, zachęca Stany Zjednoczone, aby kupowały… polskie jabłka. Gadżeciarska akcja nie odniosła sukcesu. Zjednała natomiast ambasadorowi, wśród niektórych polonusów sympatyczny przydomek „Jabłecznik”.

Prof. Michael Szporer, otwarcie krytykujący poczynania ambasadora m.in. za brak pomysłu na politykę wobec Polonii oraz instrumentalne wykorzytywania postaci i pamięci Jana Karskiego, szybko przestał być zapraszany do ambasady. Z pewnym zdziwieniem komentował, kiedy nagle placówka się odezwała, że „upomniano się” z Warszawy o jego obecność w związku z ważną wizytą.

W jego ocenie, Ryszard Schnepf był najgorszym ambasadorem ostatniego ćwierćwiecza w Waszyngtonie. Głównie z powodu nieznajomości Ameryki oraz braku zdolności do zdefiniowania roli w niej społeczności polskiej. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Schnepf posiadający placówkowy „trening” latynoski i znający hiszpański nie może stać się naturalnym łącznikiem pomiędzy polską grupą etniczną, a grupą „Hispanics”, co mogłoby jedynie poprawić polską pozycję. Profesor nie dostrzegał żadnej przewodniej myśli misji ambasadora.

U schyłku kadencji Schnepf wziął udział w intensywnej polemice medialnej na temat jego rzekomego „odwoływania” w akcie jakiejś zemsty, z antysemityzmem w tle. Nikt  go wczesniej nie odwołał.  Być może jest to rozczarowujące dla tych, którzy mogliby w takiej opcji kreować „kombatancką” legendę zjeżdzającego z placówki ambasadora.

- Koniec tej kadencji, podobnie jak wszyscy służący mądrej pamięci Jana Karskiego, przyjmuję z wielką ulgą - puentuje dr. Wiesława Kozielewska-Trzaska.