Kocia pikieta

Uczestnicy demonstracji przekazali prezydentowi miasta petycję, w której domagają się m.in. zapewnienia stoczniowym kotom humanitarnego traktowania: żywności, opieki weterynaryjnej i kocich domków.
   
- Nie zgadzamy się, aby pół tysiąca kotów głodowało na terenie dawnego zakładu a Urząd Miasta udawał, że sprawy nie ma. Upadek stoczni oznacza nie tylko brak pracy dla ludzi, ale także pozbawienie kilkuset kotów opieki i pożywienia. Gdy kotów zabraknie, wzrośnie liczba szczurów, które będą zagrażały miastu - powiedziała PAP w trakcie pikiety Katarzyna Kamińska, jedna z jej organizatorek.
   
Przedstawiciele miasta i stoczni twierdzą jednak, że sympatyczne czworonogi mają  dobrą opiekę i wystarczające wyżywienie.
   
Rzeczniczka Urzędu Miasta Gdyni, Joanna Grajter powiedziała PAP, że "kotom nie dzieje się żadna krzywda". Zapewniła, że zwierzęta są dokarmiane przez organizacje pozarządowe (m.in. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, Pomorski Koci Dom Tymczasowy i OTOZ Animals). Dodała, że kotami opiekują się też pracownicy firm znajdujących się na terenie stoczni, a niebawem trzy lecznice zwierząt obejmą opieką stoczniowe koty. Oprócz pomocy w przypadku chorób, będą również sterylizować kotki i kastrować kocury w celu ograniczenia ich populacji.
   
Według osób opiekujących się kotami, na terenie dawnej stoczni może ich być od 70 do nawet 300.
   
Członek Zarządu Stoczni Gdynia S.A. Piotr Paszowski w specjalnie z tej okazji wydanym oświadczeniu podkreślił, że "nie jest nam obojętny los kotów zamieszkujących na terenie zakładu" i "nadużyciem jest stwierdzenie mówiące o pozostających bez opieki i cierpiących z głodu kotach".
   
- Byliśmy i będziemy zainteresowani udzielaniem pomocy tym zwierzętom - zadeklarował.
   
Jedna z organizatorek pikiety, Alicja Szczypta poinformowała, że Młodzi Socjaliści i członkowie Polskiej Partii Socjalistycznej będą monitorować sytuację kotów na terenie stoczni w Gdyni.

Jerzy Bukowski