W jedynej telewizyjnej debacie wszystkich 11 pretendentów do prezydentury Polski bardzo dobrze wypadli - w zgodnej opinii komentatorów - ci, którzy praktycznie nie liczą się w wyścigu o nią. Najwięcej komplementów zebrali bowiem Marek Jakubiak, Mirosław Piotrowski i Waldemar Witkowski.
Zastanawiam się, jakie byłyby ich sondażowe notowania, gdyby występowali w ogólnopolskich mediach z taką częstotliwością, jak ci uznani za faworytów. Może zrównaliby się wtedy w szansach z Robertem Biedroniem, Krzysztofem Bosakiem i Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, którzy od dawna mają bardzo nikłe poparcie oscylujące około 5 procent, a są przecież nieustannie obecni w stacjach radiowych oraz telewizyjnych i na łamach gazet, a także tygodników opinii.
Programowe propozycje wymienionej w pierwszym akapicie trójki wydawały się całkiem rozsądne oraz całkowicie realne w konfrontacji z tymi, które głosiła trójka liderów prezydenckiego wyścigu: Andrzej Duda, Szymon Hołownia i Rafał Trzaskowski.
Kampanie wyborcze rządzą się jednak swoimi prawami i kandydaci nieobecni na co dzień w mediach bądź niepopierani przez duże ugrupowania polityczne są z góry skazani na dotkliwą porażkę, nawet jeżeli nie odstają poziomem od czołówki. Wyjątkami są ci, którzy - jak Paweł Kukiz 5 lat temu, a Hołownia obecnie - potrafią się wykreować na niezależnych, cokolwiek by to miało oznaczać i mogą dzięki temu liczyć na życzliwość dziennikarzy.
KATALOG FIRM W INTERNECIE