KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Niedziela, 28 kwietnia, 2024   I   05:00:44 AM EST   I   Bogny, Walerii, Witalisa
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

\"Licentia poetica\" kontra prawda historyczna

15 września, 2008

Nie cichnie wrzawa wokół ujawnionych opinii publicznej bulwersujących fragmentów scenariusza filmu \"Tajmenice Westerplatte\" (pisałem o nim w artykule pt. \"Filmowa fikcja bez granic?\", zamieszczonym 8 września w portalu poland.us), którym reżyser Paweł Chochlew zamierza uczcić 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej.

Z jednej strony głos w obronie niczym nie ograniczonej wolności twórców zabierają znani filmowcy oraz niektórzy dziennikarze i publicyści, z drugiej powstają w całej Polsce obywatelskie komitety, protestujące przeciw wypaczaniu prawdy historycznej poprzez nadużywanie "licentia poetica" w opartym na faktach dziele sztuki.
   
Nie mam nic przeciwko artystycznej swobodzie, ani odbrązowianiu postaci z narodowego piedestału, jeśli tylko są poważne dowody na to, że nie były one aż tak pomnikowo nieskazitelne, jak przedstawiano je do tej pory w szkolnych podręcznikach. Najważniejsze są jednak dla mnie w takich sytuacjach wypowiedzi  historyków. Ci, którzy od wielu lat opisują minuta po minucie przebieg obrony Westerplatte ze zdumieniem dowiadują się zaś, że młody reżyser odkrył zupełnie nieznane im zdarzenia, które miały jakoby miejsce między 1 a 7 września 1939 roku w wojskowej składnicy tranzytowej.
   
Ponieważ żywię uznanie dla potwierdzonej studiami, tytułami naukowymi i znacznym dorobkiem fachowości ludzi zawodowo badających nasze dzieje, z dezaprobatą wysłuchuję argumentów Chochlewa, który - wbrew ich jednoznacznym wypowiedziom - twierdzi, że opiera się na "powszechnie znanych faktach" i powołuje się na niezidentyfikowanych świadków skandalicznych zachowań załogi Westerplatte, od majora Henryka Sucharskiego poczynając a na szeregowcach kończąc. W tej konfrontacji nie ma on żadnych szans.
   
Rozumiem, że chęć uatrakcyjnienia za wszelką cenę filmu poprzez nadanie mu sensacyjnej wymowy nęci wielu twórców, ale nawet najbardziej oryginalni z nich powinni sami wyznaczać sobie nieprzekraczalne granice, za którymi rozpościera się już wyłącznie fikcja. Autor albo robi całkiem z założenia abstrakcyjne (a więc także ahistoryczne) dzieło sztuki i wtedy może sobie pozwolić niemal na wszystko albo odwołuje się do ustalonych przez specjalistów z danej dziedziny faktów i wtedy jego fantazja musi zostać nieco poskromiona.
   
Wyobraźmy sobie, że jakiś twórca bierze na warsztat postać Jana Pawła II, ale - chcąc zabłysnąć i stać się bohaterem mediów - postanawia rzucić na nią nowe światło, w niczym nie ograniczając się wszechstronnie już przecież przebadaną biografią papieża-Polaka. I tak jak Chochlew pokazuje fikcyjną scenę z żołnierzami sikającymi na portret marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, tak on konstruuje romans młodego Karola Wojtyły z jedną z  parafianek w Niegowici. A kiedy oburzeni katolicy zapytają go, czy ma na to jakieś historyczne dowody, odpowiada, że dotarł do wiarygodnych osób, które potwierdziły mu taką historię (jak pisał Aleksander Fredro: "nie brak świadków na tym świecie").
   
Pojmując w taki sposób "licentia poetica", można też przedstawić Józefa Piłsudskiego rozmawiającego w 1920 roku przez tajną linię telefoniczną z Włodzimierzem Leninem (taka plotka funkcjonowała w endeckim środowisku) lub zasugerować patriotyczną motywację poczynań Wojciecha Jaruzelskiego (przyklasną temu postkomuniści) i w ogóle wymyślić dowolną bzdurę, byle tylko zyskać chwilowy rozgłos, mieć swoje pięć minut w mediach, a może nawet stanąć przed sądem w widowiskowym procesie o zniesławienie, kreując się podczas niego na tragiczną ofiarę cenzorskich zapędów i dzielnego obrońcę wolności twórczej. A co najgorsze, część opinii publicznej uzna, że może jednak artysta miał trochę racji, bo "w każdej plotce jest odrobina prawdy".
   
Odwieczną rolą artystów jest łamać utarte schematy, epatować nowością formy oraz orginalnością treści, iść pod prąd akademickim regułom, a nawet wywoływać skandale, by zadziwić i oszołomić publiczność. Dlaczego ich nieokiełznana swoboda ma jednak stawać w poprzek historycznej prawdy, zwłaszcza jeśli jej wypaczanie i fałszowanie w imię "licentia poetica" niesie ze sobą krzywdę bezpodstawnie posądzonych o niecne czyny osób?

Jerzy Bukowski