KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 24 kwietnia, 2024   I   02:15:57 AM EST   I   Bony, Horacji, Jerzego
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Rząd, media, roszczenia żydowskie i polska wojna w Iraku

03 kwietnia, 2007

Z red. Stanisławem Michalkiewiczem rozmawia Wojciech T. Mleczko

WTM: - Ze strony internetowej www.wirtualnapolonia.com wiem, że jest to Pana pierwsza podróż po Ameryce Pónocnej i to podróż wyjątkowo długa wiodąca z Toronto poprzez San Francisco, Phoenix, Chicago do Nowego Jorku i na powrót do Toronto, z którego powróci Pan do Polski. Jakie są Pana wrażenia z tego pobytu?

S.M.: - Na wstępie chcę zaznaczyć, że brałem udział w spotkaniach z Polonią i Polakami stąd moje oceny mogą dotyczyć tylko tych środowisk, które chciały się za mną spotkać. Ale dla mnie były to bardzo cenne i ciekawe spotkania połączone z pewnymi subiektywnymi obserwacjami, które mogłem poczynić. Zacznę od serdecznego podziękowania wszystkim tym, którzy zechcieli się ze mną spotkać. Szczególne wyrazy wdzięczności jestem winien tym, którzy organizowali moje spotkania z Polonią. Zarówno w Kanadzie jak i w Stanach Zjednoczonych. Bez Was byłyby one niemożliwe. Bez Was nie mógłbym dojechać do Grand Canion, zwiedzić i poznać tak piękne miasta jak Toronto, San Francisco, Phoenix, Nowy Jork i Waszyngton. Jestem tym bardziej wdzięczny, że zdaję sobie z tego sprawę, że nie jestem Wam w stanie zrewanżować się za to serdeczne powitanie jakiego doświadczyłem.

Na podstawie tych spotkań, w których uczestniczyłem wyrobiłem sobie dwa przeświadczenia. Pierwsze z nich przekonało mnie, że Polacy mieszkający w USA są ogromnie zainteresowani sprawami kraju, z którego wyemigrowali. Co ważne są oni zupełnie bezinteresownie zaangażowani w sprawy polskie i wynika to w moim odczuciu z poczucia patriotyzmu i poczucia obowiązku wobec Polski, które nie zostało przerwane z momentem przeprowadzenia się poza jej granice.

Po drugie zaskoczyło mnie to, że - generalizując w pewnym stopniu - doznałem wrażenia, że Polonia w wielu sprawach ma lepsze rozeznanie w sprawach krajowych, niż sami mieszkańcy Polski. Myślę, że pobyt poza granicami i doświadczenie amerykańskie pozwalają pozbyć się pewnych złudzeń i dają specyficzną perspektywę, z której lepiej można zrozumieć i ocenić wydarzenia krajowe. Jest rzeczą oczywistą, że aby wyjechać z Polski trzeba było się wykazać pewną determinacją i odwagą. To szczególnie dobrze widać było w Chicago. To było coś co nazwałbym rozumieniem poczucia własnej siły wśród tamtejszych Polaków i poczucia pewności siebie. Wynika to zapewne z wysokiej pozycji ekonomicznej jaką zajmują oni w tym mieście. Niestety ta pozycja – i to jest generalna uwaga – nie idzie w parze z odpowiednią reprezentacją Polonii w amerykańskich strukturach życia politycznego.

Wiem, że różne środowiska polonijne są mocno skonfliktowane. Jeszcze przed wyjazdem z kraju otrzymywałem z zagranicy „życzliwe” podpowiedzi z kim mogę i powinienem się spotkać, a kogo powinienem omijać szerokim łukiem. Nie przyjechałem jednak tutaj aby godzić Polonię, czy też wchodzić w istniejące w niej podziały. Przyjechałem aby spotkać się z tymi, którzy chcieli mnie zaprosić i chcieli się ze mną spotkać.

Kończąc powiem, że moim zdaniem cztery miejsca w Parlamencie Polskim powinny zostać zarezerwowane dla reprezentantów Polonii. Po jednym parlamentarzyści z każdego kontynentu – Ameryki Północnej i Południowej, Europy i Australii. Mam nadzieję, że tego typu akcja wyborcza doprowadziłaby do pewnej integracji i konsolidacji środowisk polonijnych, bo przecież trzeba byłoby zawierać różne kompromisy i to na szczeblu całych kontynentów wybierając przyszłych parlamentarzystów, którzy reprezentowaliby Polonię w Polskim Sejmie.    

- Panie Redaktorze. Chciałbym przejść do spraw krajowych. Zacznijmy od przedstawienia sytuacji w polskich mediach.

- Media w Polsce można podzielić najprościej na te, które są życzliwe, a przynajmniej obiektywne względem elit rządowych i na te, które są wrogo nastawione do braci Kaczyńskich i szerzej – do rządzącej koalicji. Jest zrozumiałe, że media o orientacji prawicowo – chrześcijańsko – narodowej należą generalnie do prasy życzliwej rządzącemu ugrupowaniu. Do tej grupy należy zaliczyć też „Rzeczpospolitą”, która po prostu jest obiektywna i trudno jej cokolwiek zarzucić. Cała reszta jest generalnie nastawiona wrogo do władzy. Co ciekawsze ta wrogość wykracza poza granice kraju. Niezwykle chętnie i niezwykle krytycznie o Polsce i o sytuacji politycznej w Polsce piszą i informują media niemieckie jak i rosyjskie. Takiej zgodności opinii w ocenie sytuacji w Polsce pomiędzy Niemcami a Rosją nie było od 23 sierpnia 1939 roku.

Ja rozumiem źródła tej wrogości i myślę, że u schyłku PRL-u funkcjonariusze bezpieki i tzw. razwiedki musieli sobie postawić trudne pytanie o swoją przyszłość w nowej sytuacji politycznej. Co z nami będzie? Kto nas zatrudni? No ale próżnia nie trwała zbyt długo. Państwa ościenne i wszystkie te, które interesowały się Polską miały niepowtarzalną okazję rozbudowania swej agentury w Polsce i dzięki niej mogli  penetrować państwo na wylot. Oni nie są dzisiaj zainteresowani zmianą sytuacji. Bo ujawnienie agentury utrudnia im sytuację. Polska staje się krajem trudniejszym do prześwietlenia i coraz większa sfera działań politycznych, gospodarczych i finansowych zostaje zasłonięta przed dostępem wywiadu obcych państw korzystających z dawnych funkcjonariuszy. Ujawnienie nazwisk agentów równa się ich unieszkodliwieniu. Z tego wynika ta zgodność prasy niemieckiej i rosyjskiej stojącej w jednym szeregu z poważną częścią mediów polskich.

Do tego obrazu dodam jeszcze kilka słów o ostatnich zmianach w telewizji publicznej w Polsce. Nie uważam aby jakiekolwiek zmiany w zarządzaniu telewizją publiczną idące w kierunku prorządowym były wskazane. Telewizja państwowa powinna zachować niezależaność i obiektywizm. Przy ciągłych zmianach rządów w Polsce dziennikarze telewizyjni raz opowiadający się po stronie jednej władzy, po wyborach musieliby nagle zmieniać poglądy co stanowiłoby o całkowitej utracie ich wiarygodności.

- W tych dniach przyjechała do Polski delegacja Światowego Kongresu Żydów, którzy domagają się od Polski 65 miliardów doalrów. Czy mógłbym prosić o skometowanie tego wydarzenia?

 - Ja nie jestem jakąś wyrocznią w sprawach stosunków polsko – żydowskich, bo nie są one głównym przedmiotem moich zainteresowań. Napisałem dziesięć książek, z których tylko jedna jest poświęcona tej problematyce. Ja te żądania, za profesorem Filkensteinem nazwałem „przemysłem Holocaust”. Bo to najzwyczajniejsza grupa ludzi nie mających nic wspólnego z ofiarami holocastu chce wyrwać pieniądze gdzie tylko może. Oczywiście takie postawienie sprawy w kraju wywołało ogromne wrzenie. Największe  ze strony „Gazety Wyborczej”. 

 No ale przejdźmy do faktów. To, że organizacje żydowskie domagają się odszkodowań w wysokości 65 mld. dol. (prof. Filkenstein twierdzi, że mówią oni kwocie 100 mld. dol.) jest absurdalne z różnych punktów widzenia. Zacznijmy od tego, że nie posiadają one żadnego tytułu prawnego do dysponowanie mieniem pozostawionym w Polsce. W sensie prawnym nie reprezentują spadkobierców. Jedyne co robią to próbują wykorzystać swój potencjał polityczno – propagandowy w ten sposób aby wymusić na władzach polskich ustępstwa finansowe w tych sprawach. Ja osobiście nie widzę żadnych powodów, dla których podatnik polski miałby płacić za zbrodnie niemieckie.

Ustawa z roku 1996 reguluje sprawy mienia dziewięciu gmin źydowskich i jest realizowana. Na przykład warszawska gmina żydowska otrzymała w Lublinie od Akademii Medycznej budynek dawnej szkoły talmudycznej. Szkoła talmudyczna będzie w Lublinie funkcjonowała na nowo.

Sytuacja gmin żydowskich była identyczna jak kościoła katolickiego na Ziemiach Odzyskanych. W 1972 roku rząd polski nadał kościołowi katolickiemu mienie w takim rozmiarze w jakim uwzględniono to w komisji mieszanej kościelno – rządowej. Uważam, że tak samo władze powinny postąpić z dziewięcioma gminami żydowskimi. Należy przekazać im mienie (bo ich członkowie są obywatelami polskimi) w wielkości uzasadnionej potrzebami. Natomiast nie ma żadnego powodu aby stosować wobec nich jakieś nadzwyczajne ustawodastwo. Tym bardziej nie ma powodu aby wyposażać z tego mienia organizacje zajmujące się restytucją mienia żydowskiego w Nowym Jorku, które absolutnie nic do tego nie mają.

Po wojnie Polska podpisała umowy z Białorusią, Litwą i Ukrainą przejmując na siebie roszczenia obywateli polskich z tytułu mienia pozostawionego na ziemiach wchodzących przed wojną w obręb państwa polskiego. Wypłaty z tego tytułu wynoszą 15 procent wartości nieuchomości pozostawionych na tzw. terenach zabużańskich.

Delegacja żydowska, która przyjechała do Polski wystąpiła do władz z żądaniem specjalnego potraktowania rekompensat dla spadkobierców pochodzenia żydowskiego i podniesienia ich do 20 procent. Premier Kaczyński przeciwstawił się tym żądaniom mówiąc, że sprawy roszczeń żydowskich będą traktowane tak jak wszystkie inne, a uprawnienia do spadków będą wypłacane tylko spadkobiercom.

Drugim żądaniem, z którym przyjechała do Polski delegacja żydowska było nadanie specjalnych uprawnień organizacjom żydowskim do przejmowania odszkodowań za spadki, lub ewentualnie przekazywanie ich na rzecz Izraela. Tymczasem przed wojną Izrael nie istniał, a Żydzi byli obywatelami Polskimi. Jeśli zatem ktoś ma prawo do spadków w sytuacji gdy nie ma spadkobierców to jest to państwo polskie.

Ja ze swej strony ubolewam, że przedstawiciele polskiego rządu wdali się w negocjacje z przedstawicielami organizacji żydowskich. Narazili się w ten sposób na ryzyko zaciągania jednostronnych zobowiązań. Bo organizacja, która nie jest reprezentacją państwa może zawsze przekształcić się w inną organizację i wystąpić z nowymi roszczeniami ignorującymi poprzednie ustalenia. Warto jeszcze dodać do tych zastrzeżeń jeden marginalny, ale istotny fakt. W delegacji żydowskiej obecny był Israel Singer – ten sam który jako sekretarz Światowego Kongresu Żydów w roku 1996 groził Polsce, że będzie upokarzana na arenie międzynarodowej i bynajmniej nie rzucał słów na wiatr. W mojej ocenie był to błąd prezydenta, który go przyjął. Musimy mieć poczucie dumy narodowej bo jeśli my sami nie będziemy się szanować to nie zdobędziemy szacunku u innych.

- Panie Redaktorze, jak ocenia Pan udział wojsk polskich w wojnie w Iraku.

- Nasze wojska znalazły się w Iraku bo poprosił nas o to rząd USA. Uważam, że dobrze się stało, że wyświadczyliśmy Amerykanom tę przysługę. Ameryka bez naszej pomocy może się obejść, ale my bez pomocy amerykańskiej możemy w przyszłości nie dać sobie rady.

Mimo tego co powiedziałem uważam, że dyplomacja polska popełniła poważny błąd. Zanim wysłaliśmy naszych żołnierzy do Iraku mieliśmy pełne prawo poprosić Amerykanów o dwie przysługi. Ja to nazywam harmonizowanie polskiego interesu narodowego z interesem amerykańskim.

Po pierwsze mogliśmy poprosić o zgodę na konwersję na cele wojskowe polskiego długu zagranicznego zaciągniętego w Klubie Paryskim. To jest kwota około 3,5 miliarda dolarów. Amerykanie nie mieliby prawdobnie nic przeciwko temy abyśmy mogli te pieniądze przeznaczyć na modernizację polskiej armii. Jakby na to nie patrzeć - armii sojuszniczej stojącej u boku Amerykanów w wojnie irackiej.

Po drugie mogliśmy w dyskretny sposób próbować wynegocjować zapewnienie, że władze USA nie będą w żaden sposób naciskać na Polskę w sprawie spłaty żydowskich roszczeń majątkowych.

Taki interes narodowy powinien zostać wykreowany. Tego musi się nauczyć nasza dyplomacja. Przynajmniej jeden z tych warunków mógł być spełniony. I wówczas nasz zaangażowanie w sprawę wojny w Iraku miałoby znacznie głębszy sens.

Tymczasem nasze poparcie akcji amerykańskiej w Iraku nie tylko nie przyniosło nam żadnych korzyści, ale ściągnęło na nas gniew niektórych państw Europy Zachodniej, a co jeszcze bardziej smutne nasza akcja w Iraku przyczyniła się do erozji proamerykańskich sympatii tak powszechnych w naszym społeczeństwie. Polacy nie rozumieją tej wojny, a tym bardziej nie potrafią odpowiedzieć na pytanie co tam robią Polacy.

- Na zakończenie jeszcze jedno pytanie. Kogo poleciłby Pan jako kolejnego gościa Polskiego Patriotycznego Klubu Dyskusyjnego i Centrum Polsko – Słowiańskiego. Czy mógłby to być np. Waldemar Łysiak, pana redakcyjny kolega z „Polskiej Gazety”.

- Ale mnie pan zaskoczył tym pytaniem. Kogo zaprosić? Łysiak jest raczej indywidualistą i raczej nie przyjmuje zaproszeń.
Ale aby odpowiedzieć na pytanie kogo zaprosić trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie co chcecie usłyszeć. Czy chcecie usłyszeć o rzeczach, które się wam podobają czy o rzeczach które mogą wam się niespodobać. I jeśli wybierzecie tę drugą opcję to polecam Rafała Ziemkiewicza. Jest to dobry publicysta i autor kilku bardzo dobrych książek z zakresu science fiction. Ale ostatnio wypuścił dwie książki: „Polactwo” i „Michnikowszczyzna”, które odbiły się szerokim negatywnym rezonansem w Gazecie Wyborczej. A ja mam już taki odruch, że jak na coś nie mam wyrobionego poglądu to patrzę co na ten temat pisze „Gazeta Wyborcza”. Im ostrzej to krytykuje tym chętniej i tym bardziej życzliwie się do tego odnoszę i natychmiast czytam. To są takie moje kryteria wypracowane na własny użytek. Ale na ogół się sprawdzają.

- Panie Redaktorze, dziękuję za rozmowę, a szczególnie za możliwość spotkania z Panem jaką miała Polonia nowojorska. I jeszcze słowo komentarza do ostatniej Pana wypowiedzi. Jacek Federowicz za czasów stanu wojennego mówił, że należy wiedzieć czego od nas oczekuje władza i robić dokładnie odwrotnie. Ta wypowiedź Federowicza bardzo dobrze pasuje do Gazety Wyborczej.

"Magazyn Centrum"