KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 25 kwietnia, 2024   I   03:50:19 AM EST   I   Jarosława, Marka, Wiki
  1. Home
  2. >
  3. POLONIA USA
  4. >
  5. Informacje polonijne ze świata

Ameryka w finansowym bagnie

03 października, 2008

Kiedyś, w marcu 2008, napisałem przepowiednię zatytułowaną: \"Katastrofa Nastąpi Pojutrze\", czyli, w moim pojęciu, za alegoryczne kilka lat. Byłem w swej diagnozie zbyt optymistyczny. Dawałem pacjentowi nadzieję na dłuższy czas życia i określiłem jego zdrowie jako zagrożone, ale nie krytycznie.

Zresztą to co dzieje się dzisiaj, to dopiero jeden element amerykańskiej degrengolady. Finanse to jedynie blichtr i politura całego systemu ekonomicznego, który się da, jeśli nie naprawić to załatać, „wydrukowaniem” kilkuset miliardów dolarów. Kolejne zagrożenia wynikają z rozkładu innych podstawowych elementów gospodarki i są mniej widoczne, ale nawet ważniejsze. Ich naprawa wymagać będzie, poza zmiana systemu gospodarczego, który dotychczas był oparty na pożyczkach, zmiany ludzkiej mentalności i skali wartości. Wymagać to będzie przynajmniej dwu generacji.

Jak wspomniałem w marcu 2008, w artykule p.t. „Katastrofa Będzie Pojutrze” zagrożenia dla potęgi i dobrobytu USA wynikają z braków  technicznej i naukowej edukacji, eksportu pracy, produkcji i usług za granicę, problemów emigracyjnych i konflikty rasowe, globalnych imperialistycznych ambicji, braku konkretnej polityki energetycznej, korupcji systemu politycznego no i oczywiści przekonaniu, że dobrobyt można osiągnąć i utrzymać za pożyczone pieniądze.

Pierwsze jaskółki zbliżającej się katastrofy systemu bankowego pojawiły się już w zeszłym roku. Przyczyny katastrofy finansowej mają swe źródło w wieloletniej polityce i praktyce życia Ameryki na kredyt. Tani kredyt stał się możliwy w momencie, kiedy Stany Zjednoczone zrezygnowały z parytetu dolara w złocie. Stało się to w roku 1971, w czasie kadencji prezydenta Nixona, który w ten sposób zyskał wolną rękę dla finansowania długów rządowych spowodowanych przez wojnę w Wietnamie. Nawet dzisiaj, kiedy amerykański system finansowy się wali i prezydent wraz ministrem finansów błagają na kolanach Kongres o zatwierdzanie ratunkowych dotacji, żaden z nich nie oferuje nowych rozwiązań. Proszą oni Kongres, czyli właściwie podatników, o ratowanie dotacjami starego skompromitowanego systemu.   Przyczyny krachu nie pojawiły się znienacka, ale nawarstwiały się w czasie kilku kadencji  uprzednich prezydentów.

Winni są wszyscy. Rządy i prezydenci, że dali się nabrać na miraż gospodarki post-przemysłowej, w której młodzi geniusze komputerowej klawiatury będą z Wall Street kontrolować świat, w czasie kiedy motłoch, czyli społeczeństwo, będzie usypiane za pomocą telewizji i tanich zabawek elektronicznych chińskiej produkcji. System taki zapewniał Amerykanom ciągle rosnącą „stopę życiową” na wzór polskiego Gierka.

Finansiści,  którzy jak kuglarze jarmarczni tyle, że ubrani w togi renomowanych uniwersytetów, wymyślali coraz to nowe „produkty” finansowe, które w miarę upływu czasu przestali sami rozumieć i kontrolować. Społeczeństwo dało się łatwo przekonać, że oszczędzanie jest cechą zacofania znamionującą stetryczałych dziadków mających mentalność odległego „wieku pary i elektryczności”.  Nowa generacja nie mogła sobie wyobrazić kryzysu. Dzisiaj, 1-szego października 2008 roku, każdy wskazuje palcem na kogo innego, że to on jest przyczyną katastrofy, w sytuacji gdy wina jest wspólna i ogólna.

Wszyscy żyli ułudą, że Ameryka ma monopol i boskie przyzwolenie  na dobrobyt niewspółmierny z własnym wysiłkiem. Amerykanie poczuli się narodem mającym monopol na najlepszy system polityczny i ekonomiczny, którzy tylko niektórzy sceptycy i cynicy nazywali, „najlepszą demokracją jaką da się kupić za pieniądze”. System ten jest do głębi skorumpowany, szczególnie politycznie, aczkolwiek pojęciem „Państwa Prawa” wycierają sobie usta politycy i dziennikarze w prasie i w cyrku, czyli w telewizji.

Prawa się ustawia dla zabezpieczenia „legalnej„ kradzieży na wielka skalę i budowę iluzorycznych pałaców finansowych stojących na lodzie. Afery łapówek wśród amerykańskich kongresmanów i senatorów jakie, od czasu do czasu, opisuje prasa wskazują, że  reprezentanci narodu decydujący o przyszłości kraju, przyjmują w gruncie rzeczy groszowe łapówki za  ustanowienie lub utrącenia tego czy innego „prawa”. Zawodowi politycy siedzący dziesiątki lat na stołkach w Kongresie i Senacie są zależni od kontrybucji przeznaczonych na koszty własnej reklamy w czasie wyborów. Grupy i kraje finansujące wybory są wszystkim znane, ale niektórych nie wolno wymieniać, aby nie być posadzonym o rasowe lub religijne uprzedzenie.

Lewica, zwana w USA również jako „liberałowie”, czyli Partia Demokratyczna, wytyka bankowcom, że oszukali klasę pracującą. Niemniej to właśnie oni, kilka lat temu, poprzez różnego rodzaju organizacje reprezentujące „mniejszości narodowe”, podawały do sądu banki, zarzucając im rasową dyskryminację. Zarzucano im, że nie dają proporcjonalnie dużo pożyczek klientom rekrutującym się z mniejszości narodowych. Fakt, że te „mniejszości”  nie były w stanie spłacać pożyczek bez pokrycia w dochodach był dla sądów i rządu drugorzędny. Wszyscy wiedzieli o co chodzi, że jest to darowizna, sprzeczna z podstawowymi zasadami rynku kapitalistycznego, na koszt innych grup społecznych. Publiczna krytyka tej polityki była niebezpieczna.

Banki pożyczając pieniądze zabezpieczały swe rachunki przez ich komasację  i sprzedawanie całych pakietów wierzytelności hipotecznych  inwestorom, takim jak fundusze emerytalne itp. Pakiety te były uznawane wśród maklerów jako niezwykle bezpieczne inwestycje oznakowane symbolem AAA, czyli najwyższej jakości. Inwestorzy oddaleni od pojedynczego wierzyciela przez wiele międzybankowych transakcji nie znali wypłacalności tych pożyczek stanowiących elementy pakietów, które nabywali i zadawali się ich określeniem jako AAA. Bankierzy tworząc sztuczny popyt na te „produkty” stwarzali sztuczne papierowe dochody. Od ich dochodów zależały ich premie, które sobie wypłacali w wysokości kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu milionów dolarów. Każdy wierzył albo udawał że wierzy, że system finansowej żonglerki będzie działał w nieskończoność. Niestety „perpetum mobile” nie jest możliwe, ani w naturze, ani w finansach. W końcu domek z kart się zawalił.

Społeczeństwo, którego mózgi wyprano telewizją, uważa, że właściwą metodą na dostatnie życie jest pieniędzy pożyczanie. Inwestycje w domy za pożyczone pieniądze wydawały się najpewniejszą inwestycją. Wartość domów zawsze rosła z czasem. Na dodatek, na skutek łatwych i tanich kredytów budowano olbrzymie domy, które mogłyby swobodnie pomieścić nie jedną, ale 5 rodzin. Budowa domów zapewniała niskie bezrobocie i była siłą napędową wielu innych przemysłów.

Na dodatek, kilkadziesiąt lat temu, bankowcy wymyślili karty kredytowe. Na początku karty kredytowe były symbolem statusu i trudno dostępne. W miarę czasu nawet noworodki i bezrobotni dostawali pocztą karty kredytowe. Niektórzy mają ich cale „harmonijki” obciążonymi dziesiątkami tysięcy dolarów długu. Wiadomo, że nie będą w stanie tych długów spłacić, ale się tym nie przejmują, bo łaskawy rząd w obronie swych „upośledzonych finansowo” obywateli zabezpieczył ich przez prawo do łatwego bankructwa.

Bankructwo kart kredytowych na wieka skalę to następny cios jaki nas czeka, ale o którym się na razie nie mówi, aby nie stwarzać paniki.
Nawet dzisiaj, kiedy wrzód zadłużenia pękł i rząd z prezydentem na czele błagają Kongres o finansowy ratunek dla banków, media straszą ludzi, że brak poparcia dla ich projektu skończy się zamknięciem kredytów na samochody i na wypłaty ich przedsiębiorstw. Społeczeństwo przyjmuje za naturalne, że firmy nie mają własnego kapitału i bez finansowego kredytu nie mogą dalej funkcjonować.

Jakoś nikt nie rozumie, że przedsiębiorstwo winno pieniądze zarabiać i gromadzić kapitał, a nie być przedłużeniem banku. Możliwość istnienia dochodowego przedsiębiorstwa umyka wyobraźni zarówno rządu jak i przeciętnego Amerykanina. Ja sam jestem ostatnim Mohanikaninem wśród przedsiębiorców, którzy zarabiają pieniądze posługując się własnym kapitałem obrotowym i odkładają pieniądze na czarną godzinę.

Aby było bardziej interesująco, nasz kraj ma dwie przegrane wojny, w Iraku i Afganistanie, a trzecia się szykuje z Pakistanem, któremu nagle zaczęło się wydawać, że jest niezależny. Wojnę z Iranem, na razie, ku niezadowolenia Izraela, odłożono na później, gdyż dzisiaj jej konsekwencje wykończyłyby nas i Europę doszczętnie, nie militarnie, ale finansowo. Większość Europejczyków już się z tych kolonialnych wycieczek do Babilonu wypisała, ale Polska poprzez swe wszystkie rządy, z Bogiem i bez Boga w klapie, wysyła swych żołnierzy na te eskapady, których sensu a przede wszystkim celu nie potrafią, albo nie chcą wytłumaczyć.

No, Polaków można zrozumieć, bo mają swe wielkie tradycje walki „Za Naszą i Waszą Wolność” tłumiąc kiedyś, z ramienia Napoleona,  powstania w Dominikanie i Hiszpanii (pod Samosierą). O kosztach wojen przestało się w Ameryce mówić, bo to tak jak kiedyś na polskich salonach, mówienie o pieniądzach i pomyłkach jest w złym tonie.

A więc dzisiaj, pierwszego października 2008 roku, siedzimy w bagnie i nikt nie wie jak z niego się wydostać. Nieudacznicy w rządzie, którzy mieli system kontrolować, byli tymi samymi co go stworzyli. Teraz uzurpują sobie prawo do jego reperacji. Wybawienie w postaci 700 miliardów dolarów ma naoliwić system, aby zaczął działać, tak jak dawniej ku ich własnym interesom. Pierwszy raz społeczeństwo się obudziło i zaczęło zadawać politykom i rządowi pytania. Pierwsze głosowanie nad projektem „finansowego wybawienia” zabiło ten projekt pod presja setek tysięcy telefonów i e-maili od zbuntowanych podatników. Bo przecież to ich pieniądze mają system ratować. Jak potoczą się sprawy dalej, nie wiadomo. Prawdopodobnie dotacja zostanie zatwierdzona i przesunie tylko datę koniecznej naprawy systemu.

Obawiam się, że sytuacja może się stać podobną do sytuacje w Niemczech w czasie Republiki Weimarskiej i jakiś demagog, przekona Amerykanów, że ma posłanie od Boga na bezbolesną naprawę ich kraju. Jak na razie reperujemy głównie Bliski Wschód i okolice. Odpowiednie prawa uciszenia opozycji już od dawna istnieją w amerykańskich kodeksach prawnych przeforsowane pod pokrywką wojny z terrorem. Czekają tylko na ich interpretacje, aby wziąć społeczeństwo za twarz.

Czekamy więc na „Wielkiego Nauczyciela”, który zreperuje nam mosty i autostrady, wymieni dolary na nową walutę „Amero” (proponuję wymianę oszczędności w stosunku 1 Nowy „Amero” za $100, z limitem na rodzinę 10 „Amerów”)  i dokwateruje do naszych pałacowych domów dodatkowe rodziny z klas „finansowo upośledzonych”. Do pełnej symetrii brakuje sieci obozów koncentracyjnych, aczkolwiek model już mamy, w Guantanamo na Kubie. Na razie trzymamy tam innowierców, ale jak zaistnieje potrzeba znajdzie się tam miejsce dla bezwyznaniowców i sceptyków, którzy mają wątpliwości co do niezbitego faktu, że świat był stworzony w siedem dni i że Izrael jest gotowy na powrót Chrystusa, w czasie festiwalu na astralną skalę o nazwie Armagedon.

Historia Świata się powtarza w nowej „demokratycznej” formie. Wobec szykującego się Końca Świata, zalecam studiowanie pracy dyplomowej (na świętego), mego imiennika, Świętego Jana, Ewangelisty. Święty Jan E., w swej Ewangelii opisuje, krok po kroku, jak należy się zachowywać w tych trudnych czasach, aby dostać wizę do Nieba.

Jan Czekajewski

* * *
O autorze:
dr. inż. Jan Czekajewski, wykształcony na Politechnice Wrocławskiej i na Uniwersytecie w Uppsali, Szwecja. Założyciel i prezes Columbus Instruments, przedsiębiorstwa produkującego aparaturę naukowa eksportowaną do ponad 50 krajów. Laureat nagrody Programu Tomasza Edisona i firmy Ernest Young (1989) najlepszego konkursie na najlepszego biznesmena w stanie Ohio. Członek Polskiego Instytutu Naukowego w Nowym Jorku (PIASA). Mieszka w USA od 40 lat. Publikuje często w prasie krajowej i emigracyjnej na tematy społeczne i polityczne.