KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 22 listopada, 2024   I   02:10:55 AM EST   I   Cecylii, Jonatana, Marka
  1. Home
  2. >
  3. STYL ŻYCIA
  4. >
  5. Zdrowie i uroda

Smak Bałtyku: Epizod II (maj 2014)

28 września, 2014

Podróż wybrzeżami Szwecji, Finlandii, Estonii, Łotwy, Litwy, Polski, Niemiec oraz Danii.

Przez całe pokolenia Morze Bałtyckie było miejscem pracy i przyjemności, nadziei i tragedii. Jedni przybywali tam znad Morza Północnego albo Oceanu Atlantyckiego. Inni przepływali wodami rzek - Torniojoki, Kemijoki, Newy, Dźwiny, Wisły czy Odry. Fiordy, klify, piaszczyste plaże, urokliwe porty, rybackie łodzie, dzika przyroda, cudowne krajobrazy - takie jest Morze Bałtyckie, ze wszystkimi tajemnicami i historiami jakie w sobie skrywa, fascynujące miejsce dla podróżników i wczasowiczów, ale jednocześnie groźne dla zawodowych żeglarzy.

W sierpniu zeszłego roku (2013) razem z żoną Sylwią i córeczkami - Klarą (obecnie 2.5 roku) i Laurą (obecnie 4.5 roku), zrealizowaliśmy pierwszy etap naszej ‘road trip’ wybrzeżami Morza Bałtyckiego. To była fascynująca, blisko trzy-tygoniowa wyprawa - ze Sztokholmu wyruszyliśmy na północny kraniec Zatoki Botnickiej, a potem stopniowo pokonywaliśmy kolejne kilometry pozwalając żeby droga zabrała nas w lini prostej na południe, do Helsinek, skąd statkiem wróciliśmy do stolicy Szwecji.

Gdy się o czymś intensywnie myśli, wtedy widzi się wszystko ze szczegółami, tak jak mogłoby to wyglądać w rzeczywistości. Natomiast starannie zaplanowane działania wdrażane konsekwentnie z wiarą i determinacją sprawiają, że zdarza się cud, bo to cud kiedy nasze marzenia się materializują. Przez kilka kolejnych miesięcy marzyliśmy zatem o drugim etapie naszej epickiej podróży - wieczorami studiowaliśmy mapy wybrzeży Estoni, Łotwy i Litwy, planowaliśmy trasę, kalkulowaliśmy kilometry, aż w końcu, 13 maja (2014), znaleźliśmy się ponownie w Helsinkach, a potem statkiem, przez Zatokę Fińską, popłynęliśmy do Tallinna.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu Estonia, Łotwa i Litwa, kontrolowane były przez ówczesny Związek Radziecki, dlatego też ich kontakty z krajami spoza bloku sowieckiego były ograniczone. Ale wraz z upadkiem Żelaznej Kurtyny na początku lat 90’tych XX wieku, polityczna, ekonomiczna i kulturowa sytuacja uległa zmianie, a region stał się bardziej otwarty i znany dzięki turystyce i wpółpracy ekonomicznej.

Początki Tallinna sięgają XIII wieku. Ze względu na strategiczne położenie na szlaku handlowym między Zachodnią i Północną Europą a Rosją, miasto, dawniej znane Revalem, szybko stało się jednym z głównych centrów Hanzy - konfederacji miast kupieckich, która zdominowała handel w Północnej i Zachodniej Europie między XIII a XVII wiekiem. Znakomita większość Starego Miasta zachowała swoją średniowieczną i hanzatycką formę, więc kiedy jest się tutaj, to trudno nie zwracać uwagi na jego architekturę - kościoły Katolickie, Protestanckie czy Ortodoksyjne, a także świeckie budynki, ukazują różnorodność stylów i potrafią uwieść swoim pięknem nawet takiego laika jak ja. Co więcej, w 1997 roku, Stare Miasto znalazło się na liście dziedzictwa kulturowego UNESCO i często określane jest jako Średniowieczna Perła Europy.

Włóczyliśmy się po Tallinnie brukowanymi uliczkami, mijaliśmy place i skwery, podziwialiśmy zapierającą dech w piersiach panoramę Starego Miasta z platform widokowych Kohtuotsa i Pakuli. Natomiast prawdziwym ‘zwycięzcą’ w repertuarze rozrywek dla naszych córek okazała się przjechażdżka dwupodłogowym autobusem ‘hop-on’ - ‘hop-off’ wokół głównych atrakcji stolicy Estoni. Obydwie były tak podekscytowane, że przez ponad godzinę siedziały przyklejone do okien autobusu przyglądając się wszystkiemu z góry.

Z Tallinna udaliśmy się do Haapsalu, a następnego dnia popłynęliśmy najpierw na wyspę Hiuma, a potem z Hiumy na Saremę, gdzie zatrzymaliśmy się w miasteczku Kuressaare, którego główną atrakcją jest znakomicie zachowany średniowieczny zamek. Ostatnim postojem na wybrzeżu Estonii była miejscowość Parnawa - określana mianem wakacyjnej stolicy kraju, a po przekroczeniu granicy z Łotwą dwie kolejne noce spędziliśmy w Rydze. Później, w drodze do Windawy, pojechaliśmy na Przylądek Kolka, w okolicach którego znajduje się największa na Bałtyku liczba wraków spoczywających na jego dnie.

Kiedy patrzymy na morze z brzegu, to jest ono niczym dzikie zwierzę obserwowane z oddali - jest czymś co kontemplujemy, czym się zachwycamy. Ale tam, na morzu, każdy musi liczyć się z jego surową siłą, która w mgnieniu oka potrafi zniszczyć ludzkie życie. I kiedy stałem na Przylądku Kolka wsłuchując się w szum fal i przyglądając się znakom ostrzegawczym, mogłem wyobrazić sobie nieokiełznaną moc żywiołu. Okoliczne wody nie są przyjazne, a kąpiel jest tutaj szalenie niebezpieczna. Również dla marynarzy bądź żeglarzy, Cieśnina Irbe - główne wejście do Zatoki Ryskiej, które biegnie właśnie pomiędzy Przylądkiem Kolka na południu a Półwyspem Sorve na wyspie Sarema na północy, jest uważana za najniebezpieczniejsze miejsce do nawigowania na Morzu Bałtyckim.

Z Windawy, określanej Miastem Dzieci - oprócz wielu innych atrakcji, znajduje się tam kilka fantastycznie wyposażonych placy zabaw, udaliśmy się do Lipawy, gdzie z kolei byliśmy świadkami corocznego ludowego festiwalu Ciemas Livas. Ostatnią częścią naszej podróży była Litwa, na wybrzeżu której zatrzymaliśmy się w portowym mieście Kłajpeda, a potem w Nidzie na Mierzei Kurońskiej.

Mierzeja Kurońska to 98 kilometrowej długości półwysep, który ciągnie się aż do regionu Kaliningradzkiego na terenie Rosji, rozdzielając Morze Bałtyckie od Laguny Kurońskiej. To kraina stworzona przez wiatr i fale, które ukształtowały największe w Europie wydmy. Szacuje się, że na przestrzeni stuleci ponad dziesięć wiosek rybackich zostało pochłoniętych przez przemiesczające się piaski, tworząc z regionu swego rodzaju Bałtycką Saharę. W XIX wieku zapoczątkowano jednak pierwsze próby okiełznania natury - posadzono nieskończoną liczbę drzew sosnowych, które znakomicie nadają się do umacniania wydm, co spowodowało, że krajobraz stopniowo ulegał zmianie, a obecnie około siedemdziesiąt procent półwyspu pokrytych jest lasami.

Mierzeja ma średnio 1.5 km szerokości, a głównym miastem po stronie litewskiej jest Nerynga, która składa się z czterech kurortów - Juodkrante, Pervalki, Preili i Nidy. Lonely Planet, jeden z najbardziej poczytnych przewodników, klasyfikuje tę część mierzeji jako mającą drugie najlepsze na świecie plaże. W roku 2000 region został wpisany na listę dziedzictwa UNESCO.

O tej porze roku Nida - z charakterystycznymi drewnianymi domkami pomalowanymi na ciemno czerwony kolor z niebiesko-białymi akcentami, była jeszcze sennym, spokojnym miejscem. Spacerowaliśmy jej urokliwymi uliczkami, mijaliśmy przydomowe wędzarnie, malutkie sklepy i stragany sprzedające pamiątki, a także restauracje, z których większość po dziś dzień pozostaje małymi rodzinnymi businesami. Natomiast późnym południem pojechaliśmy zobaczyć 52-metrowej wysokoci wydmę Parnidis - chwałę Mierzei Kurońskiej. Od samego rana dzień był pochmurny, co nie zmienia faktu, że atmosfera i krajobraz widziany z platformy widokowej były spektakularne - mgła która zaczęła pokrywać stopniowo okolicę, falujące wzgórza piasku, i Nida zagnieżdżona pomiędzy lasami sosnowymi a wodami Laguny Kuronskiej, robiły olbrzymie wrażenia.

Życie w Estoni, na Łotwie i Litwie od zawsze powiązane było z Morzem Bałtyckim, a nasza podróż ich wybrzeżami była niesamowita. Piękno regionu jest subtelne, a znaleźliśmy je w zapachu morza, spektakularnych widokach, w wiatrach, w słońcu, które świeciło na bezchmurnym niebie przez większą część naszej wyprawy, w bogatym dziedzictwie naturalnym i kulturowym, a także w ludziach, których spotkaliśmy na naszej drodze.

Przygodę rozpoczęliśmy w Helsinkach a zakończyliśmy na Mierzei Kurońskiej - krainie piaszczystych wydm. A wszystko to czego doświadczyliśmy w międzyczasie było fascynujące - Stare Miasta Tallinna i Rygi - z ich średniowieczną, barokową i secesyjną architekturą, a także zamki w Haapsalu i Kuressaare, przeniosły nas w zamierzchłe czasy; widzieliśmy malownicze stare rybackie wioski i nowoczesne porty; podziwialiśmy niesamowite widoki z latarni morskich Takhuna i Uzava; byliśmy na Przylądku Kolka i w delfinarium w Kłajpedzie; spacerowaliśmy wzdłuż nieskończonej ilości piaszczystych plaż, które rozciągają się aż po granice horyzontu. To było wspaniałych czternaście dni, w ciągu których obdarowani zostaliśmy bogatym melanżem kolorów, widoków, odgłosów i zapachów.

Zapraszam do odwiedzenia www.dusty-dreams.org albo profilu Facebook, gdzie można poczytać o naszej podróży i obejrzeć zdjęcia. Jednocześnie wiem, że nie da się tego dobrze opowiedzieć - trzeba tam po prostu pojechać, zobaczyć, przeżyć na własnej skórze.

Jest jeszcze mnóstwo innych miejsc do odkrycia na wybrzeżu Morza Bałtyckiego, i już nie mogę się doczekać Epizodu III naszej przygody - podróży wybrzeżami Polski, Niemiec, Danii i pozostałej części Szwecji. Mam nadzieję, że będziemy w drodze już za kilka miesięcy.

Michał Cichecki