KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Niedziela, 1 grudnia, 2024   I   07:26:54 AM EST   I   Blanki, Edmunda, Eligiusza

O seksie, kobietach, amerykańskiej kuchni i boksie...

12 października, 2011

Rozmawiamy z polskim pięściarzem Mariuszem Wachem \"Wikingiem\", który 5 listopada w Mohegan Sun Casino w Uncasville w Connecticut, stoczy walkę z pogromcą Lennoxa Lewisa, Oliverem McCall (55-11, 37 KO).

- Podobają ci się kobiety w Stanach?
- (śmiech) A mieliśmy rozmawiać o boksie! Na pewno nie są tak ładne jak w Polsce. Są różne do wyboru i do koloru. Każdy facet znajdzie dla siebie jakąś. Ale ja się za dziewczynami nie oglądam, bo w Polsce mam ukochaną, narzeczoną Martę, matkę mojego synka Oliwierka.

- Wiele miesięcy jesteś w Stanach, więc jest to chyba związek na odległość...
- Tak, ale przyznam, że nam to tylko dobrze robi. Lubię te powroty do domu po długich rozłąkach. Nie mamy też wtedy okazji by się kłócić, bo szkoda nam na to czasu. Jesteśmy w ciągłym kontakcie. Codziennie piszemy do siebie sms-y i rozmawiamy przez skypa. Dzięki technice, mimo że dzieli nas tyle kilometrów, jest tak jakbyśmy widzieli się na żywo.

- A jak jest z sexem też przez skype?
- (śmiech) Kiedy ciężko trenujesz masz mniej siły i energii i nie myślisz o tym. Po za tym lepiej zachować adrenaliną na walkę.

- No właśnie, twój przeciwnik Oliver McCall, z którym zmierzysz się w listopadzie ma już 46 lat, nie boisz się, że fani zaczną mówić, po tej, że obijasz emerytów?
- (śmiech) Zawsze będą coś mówić. Ja się już dawno tym gadaniem i komentarzami w interencie przestałem przejmować. Prawda jest taka, że Oliver McCall jest bardzo dobrym zawodnikiem. W 2005 roku na gali bokserskiej w chicagowskiej United Center, na tej samej, na której Tomasz Adamek zwyciężył z Paulem Briggsem, McCall pokonał przez nokaut Przemysława Saletę. W 1994 pokonał przez nokaut Lennoxa Lewisa, z którym kilka lat później przegrał. McCall jest bardzo dobrym zawodnikiem z ogromnym doświadczeniem. Jest w doskonałej formie. Spójrz na Bernarda Hopkinsa, też ma 46 lat i ciągle walczy i to jak!

- To będzie twój ostatni pojedynek w tym roku?
- Nie wiem. Wszystko zależy od tego jak będę się czuł po listopadowej walce. I na niej się teraz koncentruje. Mój trener zapowiadał, że da mi niezły wycisk i dotrzymuje słowa. Przed ostatnią walką trenowałem trzy razy dziennie, ale warto było się męczyć, bo efekty widzę do dzisiaj. Zrzuciłem 10 kilogramów i jestem szybszy. Mam tu bardzo dobre warunki do treningów, bo jest tu wielu szkoleniowców i od każdego dnia uczę się coś nowego.

\"\"
Zdjęcia w Memphis - krainie Elvisa. Foto: Global Boxing.

- Myślałeś by kiedyś zmierzyć się z jakimś Polakiem, ostatnio Albert Sosnowski rzucał wyzwanie Tomaszowi Adamkowi.
- Ja nigdy z żadnym Polakiem nie będe walczył, chyba żebym musiał i byłby to pojedynek narzucony przez federację bokserską. Ale tak na prawdę, uważam, że takie walki bratobójcze niczego nie dają. Budzą tylko złe emocje.

- Jak wygląda twój przeciętny dzień?
- Wstaje o 6 rano, jem lekki posiłek, zazwyczaj są to jakieś płatki czy chudy serek i pije kawę. Następnie biegam w pobliskim parku lub na stadionie, sprinty, dzięki którym jestem szybki w ringu. Po powrocie do domu, jem drugie śniadanie, już nieco solidniejsze, na przykład jajka na bekonie i grzanki. Następnie około południa mam drugi trening na sali bokserskiej. Są to ćwiczenia na tarczach, workach bokserskich i na siłowni. Następnie wypijam shake proteinowego i idę spać na godzinę. Dużo czasu poświęcam też na odpoczynek i regenerację po treningach. Pracujemy nad moją siłą i wytrzymałością. Na treningach charuje jak wół i wylewam z siebie siódme poty. Po takim dniu treningu jestem już tak zmęczony, że nigdzie już mi się nie chce jechać. Głównie siedzę w domu, po za tym tu jest wszędzie daleko.

- Dlaczego zmieniłeś przydomek ringowy na Vikinga?
- Ten pseudonim nie jest to związaną bezpośredni ze mną, choć niektórzy uważają, że wyglądam jak Viking. Mam na plecach tatuaż przedstawiający Vikingów. Interesowali mnie, oglądałem filmy na ich temat. Ale w Stanach wiedzą, że jestem Polakiem, bo zawsze do ringu wnoszę polską flagę. Także nikt nie ma wątpliwości, że jestem Polakiem.

- Lubisz Stany?
- Tak, bo odkąd boksuje tutaj, stały się moim drugim domem, ale na pewno nie przeprowadziłbym się tu nigdy na stałę. W Polsce niczego mi nie brakuje.

Rozmawiała:
Marta Kossecka-Rawicz