KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 28 listopada, 2024   I   05:36:00 PM EST   I   Jakuba, Stefana, Romy

"Polskie obozy śmierci" czyli jak "poprawili" Jana Karskiego. Odkrycie Jacka Gancarsona

Waldemar Piasecki, Nowy Jork     29 kwietnia, 2018

Niedawno niektóre media w tonie sensacji podały, że autorem terminu "polskie obozy śmierci" jest… Jan Karski. Dlaczego? Bo w tytule artykułu jego autorstwa opublikowanego przez amerykański magazyn "Collier’s Weekly" z 14 października 1944 roku użyty został tytuł "Polish Death Camp". Wystarczyło. Między innymi do tego, aby snuć zjadliwe dywagacje czy aby Karski, aż takim wielkim bohaterem był.

Jako autor trylogii biograficznej "Jan Karski. Jedno życie" ZOBACZ>>> otrzymałem dwa zapytania polskich redakcji dotyczące wspomnianej publikacji.

"Holocaust", jak i "polskie obozy koncentarcyjne"
W druku poszło już po redakcyjnej poprawce, tak jak wyżej...

Odpowiedziałem, że nie będę komentował spekulacji, bowiem dobrze znałem stosunek bohatera zarówno do swobody w operowaniu terminem "Holocaust", jak i "polskie obozy koncentarcyjne". Dotyczy tego znaczna część jednego z rodziałów w trzecim tomie "Manhattan" wspomnianej trylogii. Stwierdziłem, iż nie jest moim zdaniem możliwe, by taki tytuł Karski sam zaproponował.

Czym innym jednak stan wiedzy i przekonań, a czym innym twarde fakty. Mieszkający w Sztokholmie Jacek Gancarson, pasjonat historii, który jako pierwszy publikował po szwedzku Raport Jana Karskiego, wraz z żoną Natalią Zaytsevą dotarli do materiałów archiwalnych "Collier’s Weekly" w New York Public Library, w tym do korekty redakcyjnej maszynopisu tekstu Jana Karskiego. Ich trud, warty najwyższego uznania, daje jednoznaczne świadectwo prawdy. Oni sami dokonali ważnego odkrycia archiwalnego tę prawdę dokumentującego.

O wszystkim traktuje artykuł ich obojga przygotowywany do druku w języku angielskim: "The real source of misnomer "Polish Death Camps". Autorzy pokazuję w nim redakcyjną obróbkę tekstu oraz szerzej odnoszą się do samego zgadnienia. Publikacja ta, którą już warto polecić, powinna zostać w możliwie jak najkrótszym czasie udostępniona także po polsku.

Publikacja w amerykańskim magazynie jest dowolnym wyborem fragmentów jednego z rozdziałów wojennego bestselleru Jana Karskiego "Story of a Scert State".


Bestseller Jana Karskiego w edycji miękkookładkowej.

Historia powstawania książki, jej redagowania oraz akcji promocyjnej jest detalicznie przedstawiona w drugim tomie "Inferno"  biografii "Jan Karski. Jedno życie". Warto wiedzieć, iż dzieło książkowe polskiego emisariusza od początku znajdowało się w rękach jego agenta autorsko-wydawniczego Emery Reevesa (tę samą rolę pełnił w przypadku wydawanych w USA książek Winstona Churchilla), redaktora Williama Postera oraz agenta promocyjnego Clarke’a Gettsa. Kiedy ostateczna wersja tekstu została zaakceptowana przez wydawcę, Reeves z Gettsem rozesłali fragmenty książki do wszystkich liczących się ogólnoamerykańskich tytułów amerykańskiej prasy oraz stacji radiowych, a także do najważniejszych tytułów prasy stanowej.  W grubo ponad dwieście miejsc. Każdy odbiorca miał prawo poddawania otrzymanego tekstu redagowaniu. Ani Getts, ani Reeves, ani tym bardziej Karski nie miał na to wpływu.

Tak było również w przypadku magazynu "Collier’s". Redaktor mający przed sobą maszynopis o tytule "In the Belzec Deathcamp”, zapewne zmienił tytuł na coś więcej mówiący czytelnikom. Lokalizujący obóz w konkretnym kraju, a nie enigmatycznym miejscu "Belzec". W samej treści dokonał skrótów i przeredagowania paru akapitów.

Jak wielokrotnie wspominał Jan Karski, podczas jego spotkań autorskich, po ukazaniu się książki, używanie przez ich uczestników terminu "Polish camp" było częste i wcale nie wynikało z chęci przypisania Polakom obsługi tych straszliwych miejsc zbrodni, a tylko lokalizację geograficzną, bez cienia złej woli. To, co mogło razić Polaka, dla Amerykanina było  rozumieniem potocznym.

Tyle w temacie jak to Karski wymyślił "polskie obozy". Oczywiście, komu i po co taka interpretacja jest dziś po drodze jest już tematem osobnym.