KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 29 listopada, 2024   I   11:53:01 AM EST   I   Błażeja, Margerity, Saturnina

Cyrk Jana Karskiego na kółkach

Patryk Małecki     05 lutego, 2016

Rozmowa z prof. MICHAELEM SZPOREREM, wykładowcą dziennikarstwa i politologii University of Maryland.

- Panie profesorze, Jan Karski był pańskim mentorem, znaliście się świetnie. Co pana zdaniem bohater mógłby powiedzieć na temat szału upamiętniana go ławeczkami.
- Jak go znałem, określiłby to jako cyrk.

- Sądzi pan, że byłby temu przeciwny?
- Bez cienia wątpliwości. Przecież on jeszcza za życia, jako żart opowiadał, jak to w Polscy zgłosili się z pomysłami stawiania mu pomnika, a on pomysłodawców wykpił i odesłał do diabła. Pamiętam, jak nasz wspólny dobry znajomy, minister Mariusz Handzlik, w żartach próbował dokuczać Profesorowi pytając: „Mistrzu, a może pomniczek?”. Karski się wkurzał, a my mieliśmy chwile radości…

- Jak właściwie postawiono pierwszą ławeczkę w Waszyngtonie?
- Szczerze mówiąc nie wiem. Wszystko to jakoś cichaczem załatwiono. Podobno przypisuje to sobie były szef MSZ Cimoszewicz, ale słyszałem też, że płacił za to pewien bardzo kontrowersyjny polonus z Chicago. Dla nas, którzy znaliśmy Jana Karskiego, była to jakaś hucpa. Wyglądało bardziej, że ci, co odsłaniają ławeczkę, odsłaniają… swój własny pomnik.

- Trochę się tych ławeczek naustawiało…
- Niestety, tak. Szczerze nad tym ubolewam. Po pierwsze, to są kicze i taśmowa, jarmarczna forma oddawania pamięci. Właściwie demonstracja bezradności i braku konceptu na mądrą pamięć Karskiego. Tak naprawdę, guzik o nim wiedząc najłatwiej postawić jego ławeczkę i mieć z głowy. Media pokażą i sprawa odfajkowana.

O jakie walory artystyczne i podobieństwo może chodzić w ławeczkach Karskiego, profesor Szporer nie wie... Fot. Wiki

Druga sprawa, to „polityka” dookoła ławeczki. Odnoszę silne wrażenie, że ktoś mógł się zdrowo natężyć nad następującą konstrukcją… Skoro Polsce, co jakiś czas, zarzuca się brak nadmiernej sympatii do Żydów, czy nawet antysemityzm, to my pojedziemy z tymi ławeczkami Karskiego gdzie się da, żeby kontrować te „krzywdzące zarzuty”. Wy nam tu o antsemityzmie, to my - bach wam Karskiego  na ławeczce! Spróbujecie się sprzeciwić?

- To ciekawe, co pan mówi…
- Nawałnicę ławeczkową odbieram więc jako rodzaj intelektualnego szantażu. Także dezorientującego przekazu w przestrzeni publicznej. Bo na dobrą sprawę - nikt nie wie czy w Waszyngtonie ławeczkę postawił Karskimu Uniwersytet Georgetown, w Nowym Jorku - miasto, a w Tel Awiwie sami Żydzi (co byłoby kurizum, bo oni nie stawiają pomników z ludzkimi postaciami!) oraz czy krakowscy Żydzi przed swoją synagoga w Krakowie. Niech kto zgadnie, kto przyniósł ją pod muzeum żydowskie w Warszawie. Dominuje przekonanie, że sami Żydzi.

Prawda jest taka, że ławeczki dostarcza ta sama odlewnia, za sprawą podobnego grona aktywistów. W potocznym odbiorze, nikomu raczej do głowy nie przyjdzie, że do ustawiania za granicą  ławeczki przywozi się z Polski. Dominuje przekonanie, że  wystawili je sami gospodarze miejsca, a nie jacyś obcy komiwojażerowie robiący swoją „polityczkę”. To jest tak dalekie od Karskiego, że przewraca się w grobie.

- Ma pan także swoją teorię związaną z twórczością ławeczkową odwołującą się do czasów socrealizmu, którą często przekazuje swoim studentom. Można ją poznać?
- Generalnie im jakaś postać mniej sobą reprezentuje, a są zainteresowani, aby ją masowo wywyższać i "wdrukowywać" w świadomość poprzez desygnat wizualny, a nie pojęciowy, rozpoczyna się masową produkcję pomnikową. Dobrym tego przykładem może być  Lenin. W Związku Sowieckim obrano kurs na obstawienie kraju przeróżnymi postumentami tego wodza, w tym formami siedzącymi, ławeczkowymi. Miało to zwalniać ludzi z interesowania się i poznawania kim był Lenin naprawdę, a zmuszać tylko do zapamiętania jak wyglądał oraz bezrefleksyjnego czczenia jak Boga. Poziom upamiętniania Jana Karskiego - moim zdaniem - nawiązuje do tej tradycji...

Lenin na ławeczce przypominający Karskiego w podobnej sytuacji.

- Teraz słyszy się, że ławeczka ma jechać nawet do… Portugalii.
- Tam nawet nurt polityki ławeczkowej pogłębiono nawet... Już nie sam Karski, zakłada nogę na nogę i spoziera na widza  jakaś koszmarną  fizjonomią do siebie nie podobna. Obok zasiadają Jerzy Lerski i… Jan Nowak-Jeziorański.

Waszyngtoński prawnik Daniel Kortlan, który znał Lerskiego blisko, w ogóle go nie rozpoznał. Długoletni znajomy Nowaka śmieje się widząc podobiznę. A ja, znając Nowaka wiele lat i w pewnych tematach współpracując, mogę powiedzieć, że jedynym podobieństwem figury i jego samego jest tylko… łysina.

- To w kwestii podobieństw odlewów do oryginałów.  A widzi pan jakiś związek pomiędzy nimi?
- Nie. Może tylko taki, że Lerski i Nowak byli kurierami. No ale, z tego faktu nie wynika, że mieli porównywalne do Karskiego osiągnięcia i  zasługi. I nie mówię tylko o zasługach dla narodu żydowskiego, ale także Polski i świata generalnie. Karski był diametralnie inny niż Nowak. Nie potrzebował i nie cierpiał promotorów.  Był dalekowzroczny. Człowiek z wizją! Ci co znali Nowaka, często ironizowali mówiąc: “Tak czy owak… zawsze  Nowak…” odnosząc się do jego potrzeby brylowania zawsze i wszędzie. Cech, od których Karski był wolny.

Zupełnie pozbawione kontekstu jest umieszczenie Jerzego Lerskiego, nawiasem mówiąc lwowskiego przyjaciela i kolegi ze studiów Jana Karskiego. Potem, dzięki jego wstawiennictwu, także kuriera. Jednak jego wojenne zlecenia były inne niż Karskiego. On sam nigdy nie miał ambicji rywalizowania w tym względzie ze swoim przyjacielem. Po wojnie pozostawał w zaciszu uniwersyteckim.
- Nic więcej nie dziwi pana w psychologicznej kompozycji tej ławeczki?
- Oczywiście kontekst personalny. Jan Nowak-Jeziorański zwalczał Jana Karskiego, był nawet inicjatorem i współautorem paszkwilu przeciw niemu w polskiej gazecie „Rzeczpospolita” w 1995 roku. Profesor Karski bardzo to przeżywał, czego byłem świadkiem. W żadne polemiki z Nowakiem jednak się nie wdał. Wniośle milczał. Po prostu więcej nie podał mu ręki.

Co ciekawe - większość, czworo innych postaci emigracji niepodległościowej namówionych przez Nowaka do podpisania paszkwilu, przeprosiła Karskiego. Lecz nie Nowak.

To, że pojawił się na uroczystościach żałobnych Jana Karskiego, spóźniony i ostantacyjnie wkraczajacy do katedry waszyngtońskiej nawą główną uznałem, jak większość przyjaciół Zmarłego, za jakąś tryumfalistyczną demonstrację i gruby nietakt.

Kiedy czytam więc wynurzenie autora ławeczki, że ci co ich tam pousadzał „przyjaźnili się”, uważam to za przeczenie prawdzie i historii. Wszyscy, którzy znali realia wiedzą, że Karski nigdy przy Nowaku nie usiadł.

- Ma pan jakiś scenariusz dalszych odsłon spektaklu ławeczkowego?
-  Oglądajac portugalską ławeczkę na… kółkach i jak tym postaciom, na niej, nogi wiszą w powietrzu, dość naturalnie nasuwa się określenie… cyrk na kółkach.

To nie jest jednak moja ulubiona sztuka. Już na pewno nie w przypadku człowieka, którego podziwiałem i którego pamięć jest mi droga.  Dlatego publicznie będę mówił co sądzę o tej sztuce cyrkowej dookoła Jana Karskiego.

Rozmawiał: Patryk Małecki