KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 29 listopada, 2024   I   07:36:41 AM EST   I   Błażeja, Margerity, Saturnina
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Świat

Kiedy i gdzie wybuchnie III Wojna Światowa?

Jan Czekajewski     16 czerwca, 2015

W zeszłym roku pisałem z okazji 100 letniej rocznicy wybuchu Pierwszej Wojny Światowej, że względny spokój jaki doświadczyliśmy przez ostatnie 70 lat był spowodowany równowagą w posiadaniu broni jądrowej między dwoma potęgami USA i ZSSR. 20 lat temu, w momencie, kiedy rozpadał się ZSSR, nikt nie brał pod uwagę trzeciego partnera, jakim dzisiaj stały się Chiny.

17 maja, 2015 roku, poczytny dziennik, The New York Times pisze na pierwszej stronie, że Chiny modyfikują swe rakiety balistyczne, zastępując ładunek z jedną bombą wodorową przez trzy takie. Tego rodzaju technologia zwana rakietami balistycznymi z wielokrotnymi celami, była od lat znana w USA i w ZSSR. Chińczycy wiedzieli jak to robić, ale aby nie drażnić Amerykanów, nie wprowadzali jej do praktyki. Nagle Chińska taktyka i praktyka dyplomatyczna się zmieniła. Widocznym jest, że aktualny President Xi-Jinping nagle zmienił politykę. O co wiec chodzi?

Rakieta z trzema bombami jądrowymi jest zdolna do kompletnego zniweczenie trzech amerykańskich miast. Kiedy prezydent Nixon rozmawiał z Mao-Tse-Tungiem w roku 1972, gospodarka Chiny była zdewastowana przez tak zwaną Rewolucję Kulturalną. Równocześnie Chiny były w konflikcie zbrojnym o granicę z ZSSR na syberyjskiej rzece Ussuri. W tamtym czasie Chiny nie stanowiły niebezpieczeństwa dla US, natomiast ZSSR był naszym głównym wrogiem. Od momentu spotkania Nixon-Mao Tse-Tung, US pofolgowało restrykcje w handlu z Chinami i w miarę czasu zaczęto sprzedawać Chinom, nie tylko produkty, ale i technologie do ich wytwarzania. Dzisiaj, po 43 latach symbiozy amerykańsko-chińskiej, w amerykańskich, a także europejskich sklepach większość towarów ma chińskie pochodzenie (Made in China). W sumie w ciągu 43 lat, Chiny z Kopciuszka ekonomicznego stały się drugą, a może i pierwszą potęga ekonomiczną na świecie, w dużej mierze z pomocą amerykańską i jego sojuszników. Czyżby rząd amerykański nie zdawał sobie sprawy, że dewastując własny przemysł stwarza wiele problemów społecznych i strategicznych w samych Stanach Zjednoczonych? Może tak, a może nie, jakby powiedział Lech Wałęsa.

Są dwie teorie albo i trzy, które odpowiadają na to pytanie. Trudno jest decydować, która z tych teorii jest dominująca, a może wszystkie działają wspólnie.

Teoria amerykańskiej malejącej wydajności i globalizacja
Druga wojna światowa spowodowała zniszczenie ekonomii krajów, które mogły by być ekonomicznie konkurencyjne w stosunku do USA. Takimi krajami były przede wszystkim Niemcy i Japonia, a także Anglia i Francja. Powojenna wysoka pozycja dolara w stosunku do walut europejskich gwarantowała tanie inwestycje w Europie i przejmowanie firm europejskich przez kapitał amerykański. W miarę upływu czasu kraje Europy Zachodniej odbudowały swoją ekonomię i zmieniła się proporcja dolara do marki niemieckiej, a późnij do Euro. Dolar zaczął tracić na wartości szczególnie, kiedy Nixon w roku 1971 skasował wymienialność dolara na złoto, ale ten manewr dał rządowi amerykańskiemu możliwość drukowania pieniędzy bez jakiejkolwiek żenady.

Od tamtego momentu, praktykę tą stosowały kolejne rządy amerykańskie, a szczególnie ostatni rząd prezydenta Obamy. Drukowanie pieniędzy bez powodowania inflacji jest to sztuka, jaką chyba wymyślili Amerykanie przez mianowanie dolara na stanowisko „Waluty Rezerwowej”, która nie wchodzi do obiegu, gdyż nabywca jej (inwestor) trzyma ją na koncie bankowym i nie puszcza w cyrkulację na rynku materiałów i usług. Takim nabywcą amerykańskich obligacji pożyczkowych, drukowanych w oparciu o „świeże powietrze”, były do niedawna Chiny, Japonia i inne banki centralne.

Jak każda metoda, tak i metoda oparta na dolarze jako walucie rezerwowej ma swe wady i zalety. Wadą jest, że od niedawna sytuacja zaczęła się zmieniać i Chiny szukają innych alternatyw. Inne kraje w Azji, a szczególnie w Chinach zaczęły produkować produkty o niższej cenie i porównywalnej jakości. Amerykanie zaczęli tracić pracę. Rząd amerykański, aby zapobiec niepokojom zaczął rozszerzać programy socjalne wśród ludzi ubogich. Programy takie zamiast uspakajać , czasami mają odwrotny skutek. Wśród rosnącej klasy bezrobotnych młodych ludzi, brak zajęcia powoduje frustrację, która przejawia się w rozboju, grabieży i dewastacji osiedli, w których żyją. Od wielu lat mieliśmy doświadczenia z takimi „rewolucjami” w Los Angeles, Chicago, Ferguson i innych miastach.

Okazuje się, że zwiększenie pomocy socjalnej, a także zwiększenie policji i więzień nie rozwiązuje sytuacji. Natomiast zmniejszenie pomocy socjalnej na pewno spowoduje fale agresywnych protestów, wiec jedynym wyjściem jest drukowanie dolarów tak długo, jak to jest możliwe i modlenie się, aby kryzys, a raczej rewolucja, jaka nam z tego powodu grozi przyjdzie po naszej śmierci.

Wojna jako alternatywa
Oczywiście każdy rząd ma trzecią możliwość uspokojenia społecznej frustracji. Jest nią wojna. Metoda ta stosowana od wieków odwraca uwagę społeczeństwa od rzeczywistych, trudnych do rozwiązania problemów, wysyłając miliony ludzi na pewną śmierć z rąk rzeczywistego albo wymyślonego wroga. Po takiej wojnie istnieje proces radosnej odbudowy i społecznego zadowolenia. Wynalazek broni jądrowej skomplikował ten proces, jako że po wojnie jądrowej dewastacja będzie tak dokładna, że będzie brakować ludzi, koniecznych dla odbudowy. Ci militaryści, którzy rozważają możliwość wojny, jako narzędzia rozwiązania wewnętrznych i zewnętrznych konfliktów, zakładają, że straszak wzajemnego, kompletnego zniszczenia jest tak przerażający, że nikt nie odważy się na użycie broni jądrowej. Aby mieli rację, gdyż ich pomyłka będzie oznaczać koniec cywilizacji, jaką znamy.

Teoria naszej intelektualnej wyższości
Od jakiegoś czasu w USA działa grupa ludzi, którym się wydaje, że są, przez fakt zamieszkania w Stanach Zjednoczonych, lepsi od innych ludzi na świecie. Nie należą do żadnej politycznej partii, gdyż wśród nich są ludzie o różnych politycznych afiliacjach. Nazywamy ich Neokonami (Neocons) albo Nowymi Konserwatystami. Tego rodzaju idee w przeszłości otumaniły jeden z najbardziej oświeconych narodów w Europie - Niemcy - i doprowadziły do drugiej wojny światowej.

Wyznawcy tych nacjonalistycznych idei znaleźli posłuch Prezydenta George Busha i doprowadziły do dwu przegranych wojen w Iraku i Afganistanie. Nowi Konserwatyści (Neocons) przekonali Amerykanów, że my, jako naród wybrany przez Historię i Boga, może, a nawet powinien, kontrolować świat. Nikt z Neokonów nie brał poważnie stwierdzenie, że światem będą kierowali wszyscy Amerykanie, gdyż będzie to wybrana grupa wybitnie oświeconych intelektualistów, czyli oni sami, Neo-Konserwatyści.

Narzuca się porównanie między teoriami sowieckimi z Przewodnią Rolą Partii Komunistycznej i pomysłami amerykańskich Neo-Konserwatystów. W myśl ich nowej amerykańskiej teorii większość produkcji będzie wykonywana w krajach o niskich kosztach produkcji, np. Chinach, a większość zarobków będzie wracać do Stanów Zjednoczonych poprzez genialnie skonstruowany system finansowy. Miejsca pracy w przemyśle zostaną zastąpione miejscami pracy w usługach, których z różnych powodów nie da się eksportować. Ujemny bilans handlowy będzie kompensowany przez druk pieniędzy, czyli Obligacji Pożyczkowych. Wybuchy niezadowolenia wśród bezrobotnych będą tłumione przez rozbudowaną służbę bezpieczeństwa z jedoczesnym, w miarę potrzeby, wzrostu świadczeń socjalnych dla bezrobotnych. W tym względzie Neokoni są zgodni z frakcją liberalną w Partii Demokratycznej.

Dla możliwości drukowania pieniędzy i dla pokrycia świadczeń socjalnych i policyjnych, włączając w to armię ważnym jest utrzymanie dominującej roli dolara, jako waluty rezerwowej. Rozbudowa sił zbrojnych jest także do tego przydatna. Kraje, które chcą się wyrwać z amerykańskiego systemu waluty rezerwowej, szczególnie kraje produkujące ropę naftową, muszą się liczyć z poważnymi konsekwencjami. Z tego też powodu Stany Zjednoczone utrzymują bazy wojskowe w ponad 100 krajach i mają najwyższy budżet wojskowy na świecie.

A jaka rolę odgrywa dzisiaj Ukraina?
Ukraina jest peryferyjnym krajem z peryferyjnym konfliktem między dwoma szczepami, których dzieli język, ale łączy wspólny alfabet (Cyrylica). Ukraińcy jak i Polacy nie zdają sobie sprawy, że są pionkami w zmaganiach dwóch poważnych konkurentów do dominacji nad światem. Są nimi USA i Chiny.

Rosja jest drugorzędnym partnerem w tym przetargu, z tym, że ostatnio NATO i USA na skutek błędnej polityki w drugorzędnym konflikcie na Ukrainie popchnęły Rosję w ramiona Chin. Tu i ówdzie pojawiają się komentarze realistów w prasie amerykańskiej, że wiodąca rola USA w polityce i gospodarce światowej ma się ku końcowi i że z biegiem czasu przejmą ją Chiny.

Pierwsze oznaki chińskiej ekspansji mają miejsce na arenie ekonomicznej. Dowodem na to jest stworzenie konkurencji do Banku Światowego zdominowanego przez USA w postaci związku państw pod nazwą BRIC (Brazylia, Rosja, Indie i Chiny). Jego założeniem jest wzajemny handel oparty na własnych walutach z pominięciem dolara, jako pośrednika. Na dodatek w ostatnich tygodniach Chińczycy zaproponowali nowy bank pod nazwą, Azjatycki Bank dla Inwestycji w Infrastrukturze (AIIB). Oczywiście nie spodobało się to rządowi amerykańskiemu, który chce utrzymać monopol w decydowaniu o światowych finansach. Na dodatek, wbrew naszemu sprzeciwu, nasi sojusznicy poczynając od Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Włoch, Australii i Korei Południowej entuzjastycznie zgłosili chęć przyłączenia się do chińskiej inicjatywy. W sumie 57 krajów poparło chiński projekt. To z pewnością niepokoi rząd USA, któremu wymyka się kontrola, nie tylko nad naszymi przeciwnikami, ale także nad naszymi sojusznikami.

Chiny inwestują też w wielkie przedsięwzięcia w Ameryce Południowej, m.in. planując konkurencyjny w stosunku do Kanału Panamskiego kanał przez Nikaraguą oraz są bardzo aktywne w Afryce, budując tam linie kolejowe do wywozu surowców potrzebnych chińskiej gospodarce.

Bardziej kontrawersyjna, z wojskowego punktu widzenia, jest budowa pasów startowych dla chińskich samolotów wojskowych na rafach koralowych na Morzu Chińskim w pobliżu Filipin, Malezji i Wietnamu. Nasi sojusznicy wokół Morza Chińskiego mają jednak rozdwojenie jaźni. Z jednej strony irytuje ich ingerencja Chin na ich wodach terytorialnych z drugiej strony Chiny, a nie USA są ich najważniejszym partnerem handlowym. Aby było śmieszniej, wedle ostatnich wiadomości w Financial Times, 12 czerwca 2015 roku, Chiny zaoferowała międzynarodowemu kapitałowi, także amerykańskiemu, możliwość inwestycji w chińskiej inicjatywie budowy sztucznych wysp, portów i lotnisk na Morzu Chińskim. Ciekaw jestem, kto się da nabrać na taką ryzykowną propozycję i jak rząd USA zareaguje, jeśli firma chińska zajmująca się budową tych wysp, zarejestruje swe akcje na Wall Street? Trudno sobie jednak wyobrazić, że USA z olbrzymią potęgą militarną przekraczającą wielokrotnie armie Chin i Rosji odda klucze do światowego skarbca bez oporu.

Rola Polski, jako Przedmurza Demokracji (kiedyś Chrześcijaństwa)
Wojna z Chinami i jej sojusznikiem Rosją, jeśli taka zaistnieje, może spowodować użycie taktycznych pocisków jądrowych i nie zdziwiłbym się, że mogą ich użyć, jako pierwsi, przyparci do muru, Rosjanie, i to nie na Dalekim Wschodzie, ale w Europie, w Polsce lub Ukrainie. To, czego bał się pułkownik Kukliński może się zdarzyć jutro w nieco zmodyfikowanej formie. To nie Amerykanie w obronie przed wielką armią pancerną ZSSR będą bombardować bombami atomowymi Polskę, ale Rosjanie przyparci do muru atakowani przez siły NATO mogą się zdecydować na taki desperacki krok. Kiedyś znalazłem się w podobnej sytuacji, kiedy przypadkiem natknąłem się na jadowitego węża - grzechotnika, który gotował się do skoku, aby zadać jadowite ukąszenie. Nie podjąłem wtedy wezwania, aby go zabić. Ryzyko ukąszenia nie było warte świeczki. Wycofałem się ostrożnie z niebezpiecznej sytuacji zostawiając węża w spokoju. Mam nadzieję, że nasi amerykańscy stratedzy wiedzą coś o reakcji drapieżnika zagonionego w „kozi róg”.

Jak na razie USA, które sromotnie przegrało "kolorowe wojny" na Bliskim Wschodzie i w Afganistanie, szuka przeciwnika, który by walczył na podobnych zasadach jak armia USA. Problem jest taki, że nasi bieżący wrogowie nie mają mundurów, czołgów i samolotów. Na dodatek nie mają nawet butów, tylko sandały. Posługują się minami zrobionymi z nawozów sztucznych i trudno ich odróżnić od masy innych wieśniaków. Przypuszczam, że na naradach w Pentagonie rozważa się propozycję, aby ubrać naszych wojaków w sandały firmy Nike, najlepiej takie z błyskające światełkami, jakie noszą nasze dzieci, po których łatwiej będzie rozpoznać w nocy, kto nasz przyjaciel, a kto wróg.

Co innego z Ruskimi. Oni, tak jak my, mają wszystko podobne do uzbrojenia amerykańskiego, tylko że podobno gorszej jakości i w złym kolorze. Z takimi łatwiej walczyć, szczególnie że w pobliżu mamy zawziętych Ukraińców spod szlachetnego znaku Bandery i Polaków, którzy chcieliby Ruskim przyłożyć. Wystarczy ich trochę podbechtać i już są gotowi umierać za „demokratyczną” Ukrainę.

Może jednak przesadziłem z tymi przeciętnymi Ukraińcami, którzy wedle ostatnich wiadomości wieją za granice do Polski, Niemiec lub do Rosji unikając poboru do wojska i mają poważne wątpliwości, co do sensu kolorowej rewolucji na Majdanie. Polacy się natomiast zbroją i ćwiczą na wypadek, gdyby NATO się przestraszyło i nie pomogło. Nawet ostatnio w polskim Sejmie część posłów ubrało się w mundury polowe, a niektórzy z polskich „doradców” sugerują uzbrojenie Polski w broń jardową, aby nią postraszyć Putina. Jeśli te pogłoski o polskiej bombie atomowej są prawdziwe, to może nie Platforma Obywatelska lub PiS winni rządzić Polską, ale ZPSPT czyli Zespól Psychiatrów ze Szpitala Psychiatrycznego w Tworkach. W międzyczasie, z dnia na dzień, Duch Napoleona i pamięć zwycięstw pod Somosierrą rośnie w polskich sercach.

Hej, kto Polak, na bagnety!
Żyj, swobodo, Polsko, żyj!
Takim hasłem cnej podniety
Trąbo nasza wrogom grzmij!

Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA