KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 29 listopada, 2024   I   09:50:45 AM EST   I   Błażeja, Margerity, Saturnina
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Świat

Smutne wydarzenia w roku 2014 i brak nadziei na poprawę

01 stycznia, 2015

Tak się jakoś złożyło, że rok 2014 zbiegł się z okrągłą rocznicą wybuchu Pierwszej Wojny Światowej, w której brał udział mój ojciec, wcielony jako Huzar Drugiego Pułku Huzarów Jelczańskich, mający walczyć w obronie Imperium Cara Mikołaja Drugiego. Na szczęście udało mu się uniknąć śmierci uciekając się do fortelu w Kijowie, gdzie „zdezerterował” z pociągu wiozącego go na pewną frontową śmierć. Ja chyba odziedziczyłem awersję mego ojca do wojska w ogólności, unikając nawet służby w Polskiej Armii PRL-u, a później w amerykańskiej, w czasie wojny w Wietnamie, dla której już byłem za stary, aby się wykazać dziarskością, szczególnie że przyjechałem do USA pracować, a nie umierać za mglistą dla mnie sprawę, zwaną \"Grą w Domino\".

Co myślą o Wiecznej Wojnie niektórzy Amerykanie?
Dzisiaj (w piątek 26 grudnia) czytam, w poczytnym czasopiśmie The New York Times, ciekawy artykuł o najdłuższej wojnie jaką USA prowadzi w Afganistanie. Tytuł artykułu w polskim tłumaczeniu jest: „Książki opisujące ludzki koszt Niekończącej się Wojny, są w stanie zapełnić całą biblioteczną półkę”. (Michiko Kakutani, Human Cost of Forever Wars, Enough to Fill a Bookshelf. Artykuł jest dostępny w Internecie pod adresem LINK >>>). Artykuł omawia szereg książek napisanych przez weteranów tych wojen i porusza cały bezsens wojen, których końca nie widać, a cel których nigdy nie został społeczeństwu wyjaśniony. Pewne określenia z tego artykułu są tak trafne, że dają odpowiedź na nękające mnie od lat pytanie, dlaczego nasi żołnierze tam giną i czy kiedyś te wojny się skończą. W artykule tym autor wspomina określenia, dotychczas zarezerwowane dla różnicy klasowej, między bogaczami stanowiącymi 1% populacji i pozostałą częścią stanowiącą klasę średnią i biedotę (99%). Autor artykułu o „Najdłuższej Wojnie” zwraca uwagę, że istnieje jeszcze inny, mało znany, jeden procent społeczeństwa, do którego zaliczają się żołnierze i weterani sił zbrojnych. Artykuł wspomina, że 99% cywilów w Ameryce żyje w błogim zapomnieniu, że tam gdzieś, kilka tysięcy mil od domu, jeden procent społeczeństwa umiera albo wraca psychicznie uszkodzony, niezdolny do życia cywilnego.

Weterani wracający z niekończących się wojen do Stanów Zjednoczonych nie mogą się znaleźć w absurdalnej dla nich atmosferze panującej dzisiaj w Stanach Zjednoczonych, w których większość ludzi uważa, albo udaje, że na świecie nic ważnego się nie dzieje i życie płynie w Ameryce w komforcie przekraczającym poziom zdrowego rozsądku. Jeden z weteranów opisuje, że kiedy wraca z Afganistanu do domu to jego kraj rodzinny, dla którego ryzykował swoje życie, wygląda jak Monstrualnej Wielkości Centrum Handlowe (Mall) z małym krajem (USA) przyklejonym do niego. Czytając wspomnienia żołnierzy niemieckich z okresu II Wojny wracających na krótkie urlopy do rodziny ze Wschodniego Frontu, ich odczucia były podobne. W okopach czuli się lepiej niż w nasiąkniętej kłamliwą propagandą hitlerowską zapleczu. Czasami żołnierze ci wracali przed czasem na Wschodni Front, aby tam zginać wśród swych pobratymców.

Z opisów wspomnień amerykańskich weteranów, jak i ich odpowiedników z niemieckiego Wermachtu, wnioskuję się, że jedynie, co im zostało to komraderia ich frontowych kolegów. Wśród nich czują się jeszcze potrzebni. Weteranów mierzwi codzienna propaganda, jaką widzą w TV o bohaterskim poświeceniu dla kraju albo walką o demokrację na Bliskim Wschodzie, która jest dla nich kłamstwem. Mierzwi ich także nastawienie reszty społeczeństwa, a często własnej rodziny, która siedzi przed telewizorem z puszką piwa w ręku lub tłoczy się w centrach handlowych K-Mart’u.

A co myślą o tej wojnie Polacy?
Ponieważ od czasu drugiej wojny i niby-wojny Jaruzelskiego Polacy od kilku już pokoleń nie zaznali cierpień wojny, więc im animusz uderza do głowy. Może by uzmysłowić Rodakom, że kłamstwo nie jest nowe i ma nawet miejsce w naszych hymnie państwowym, gdzie w trzeciej zwrotce śpiewamy, że "Dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy”. Bonaparte pokazywał zwycięstwa na różne sposoby, aż się potknął w ataku na Rosję. Z wyprawy na Moskwę wróciła garstka napoleońskich żołnierzy, a z nimi zdziesiątkowana garstka Polaków. Pod opieką NATO Polacy w Kraju, ale i polscy emigranci w USA, czują się wszechpotężni. Nawet przychodzą im do głowy mrzonki o własnej bombie atomowej, jak piszą polskie gazety emigracyjne (Nowy Dziennik, Piątek 12 grudnia, 2014 r). Już podobno „Siły Powietrzne RP” otrzymają z USA precyzyjne pociski manewrujące JASSM o zasięgu blisko 400 km. Stwierdzenie „otrzymają” winno być sprostowane, że zakupią z USA za 250 mln dolarów rakiety i modernizacje samolotów F16, które chyba rok temu zakupiono i które już w momencie zakupu były przestarzałe. Wedle mnie transakcje te nic nie mają wspólnego z obronnością Polski, której nie da się obronić, cokolwiek byśmy chcieli albo pisali. Jest to metoda haraczu, jaki Polska płaci USA za przynależność do NATO. Wygląda na to, że Polacy dali się wciągnąć w niebezpieczną grę między USA i Rosją, w której pionkami jest Polska i Ukraina.

Lekcja dla Polski z historii II Wojny Światowej
Do dzisiaj, 76 lat od wybuchy II Wojny Światowej Polacy płaczą, że zostali zdradzenie przez sojuszników, czyli Francję i Anglię, z którymi podpisaliśmy pakt o wzajemnej pomocy na wypadek wojny z Hitlerem. Wiadomo było tym, którzy byli realistami, a przede wszystkim politykom angielskim i francuskim, że pakt ten miał mieć moc odstraszającą Hitlera od wojny, a nie faktyczne zobowiązanie do wspólnej walki. Hitler nie spodziewał się, że Francja i Anglia, mimo paktu z Polską, wydadzą wojnę Niemcom, o czym świadczy następny rok wojny zwany „wojną siedzącą”. Amerykański korespondent w Berlinie, William L. Shirer widział na własne oczy i opisał w swym dzienniku „Dziennik Berliński”, jak niemieccy żołnierze kibicowali Francuzom grającym w piłkę nożną wzdłuż linii frontowej we Francji. Na co liczyli nasi sojusznicy? Liczyli, że Hitler skieruje swe siły na ZSSR i sprawa Polski stanie się mało znacząca. Mnie, jako naiwniakowi politycznemu, ale dobrze zaznajomionemu z historią II Wojny Światowej wyda się jasnym, że na wypadek konfliktu między USA i Rosją, Polska i Kraje Bałtyckie razem z Ukrainą będą musiały bronić się same używając patetycznej ilości kosztownej broni w postaci, już przestarzałych samolotów F-16 i kilku pocisków manewrujących, za 250 milionów dolarów. Wynik tej „obrony” jest łatwy do przewidzenia. Polska i jej Bałtyccy i Ukraińscy sojusznicy sromotnie przegrają.

Jaki interes ma Rosja, aby atakować albo okupować Polskę?
Jak już pisałem uprzednio Polska jest zbyt mała, aby się obronić przed Rosją, a jednocześnie zbyt duża, aby Rosja ją wchłonęła, jako jedną z Nadwiślańskich Prowincji. Pomysł grupy polskich komunistów z okresu wojny aby włączyć Polskę do ZSSR został storpedowany przez samego Stalina. Zamiast włączenia krajów Europy Wschodniej do ZSSR utworzono system krajów satelickich z posłusznymi rodzimymi komunistami u steru władzy. System trzymał się dość długo, ale już w roku 1956, czyli 10 lat po wojnie, rodzimy komunista Gomółka nalegał na większą samodzielność, którą od Sowietów otrzymał. Powstanie na Węgrzech potwierdziło, że nawet własnym agentom Moskwa nie może ufać. Kiedy Jaruzelski wprowadził stan wojenny, to jednak Sowieci nie ryzykowali bezpośredniej interwencji. Pod tym względem, byli mądrzejsi od Amerykanów, którzy do dzisiaj są uwikłani w niekończące się wojny w Afganistanie i Afryce Północnej.

No, a jaką korzyść by miała Rosja w okupacji podbitych krajów Europy Wschodniej i Centralnej? Żaden. Dla Polski i Krajów Satelickich w okresie komunistycznym, największym wrogim nie byli Rosjanie, ale system komunistyczny, który doprowadził do załamania się samego ZSSR. System komunistyczny z centralnym planowaniem był podobno modelem niemieckim z okresu Pierwszej Wojny Światowej, na którym się oparł Lenin tworząc ZSSR. System ten działał wystarczająco dobrze, aby przygotować ZSSR do wojny z Hitlerem, ale okazał się absurdalny w okresie pokojowym i międzynarodowego odprężenia. System Sowiecki zbankrutował samoistnie z powodu własnych wbudowanych w niego błędów, a nie na skutek polityki Prezydenta Ronalda Reagana, jak uważają Amerykanie lub zawiązania „Solidarności”, jak uważają Polacy.

\"\"

Rosja pod władzą Putina, nie jest jednak kopią ZSSR. Putin wie, że podbicie krajów ościennych Rosję osłabi, a nie wzmocni. Koszt administracji krajów wasalskich będzie większy niż zyski polityczne. Czasy są inne i Rosja dzisiejsza nie jest imperium Cara Mikołaja Drugiego. Na szczęście Rosja jest Europie potrzebna i nawzajem. Niestety po stronie amerykańskiej coraz więcej mają do powiedzenia tak zwani nowi konserwatyści zapaleni do budowy Amerykańskiego Imperium, na kształt Imperium Brytyjskiego w 19 stuleciu. Ludzie ci to zimnowojenni maniacy, którzy mogą doprowadzić do światowej tragedii. Dałby Bóg, aby tak się nie stało. Inaczej grozi nam Armagedon.

Jedyna wskazówką, jaką bym dał rodakom, to zwrócenie uwagi na fakt, że wszystkie traktaty, włącznie z NATO, są pisane z wizją ich łamania, oraz że każdy kraj ma własny interes na względzie podpisując jakieś umowy. W interesie Amerykanów jest interes amerykański, a nie polski. Jak sytuacja się zaogni, to Amerykanie się dogadają z Rosjanami bez konsultacji z Polakami.

Kilka słów o Ukrainie
Tak się składa, że mam znajomą Ukrainkę ze Lwowa. Jej opinie mogą być ciekawe dla oddalonego od Ukrainy czytelnika.
Pytania, jakie jej zadałem były:
Pytanie: Czy rząd Wiktora Janukowycza, który obalono poprzez demonstracje na Majdanie w Kijowie, był zły?
Odpowiedź: Tak był zły.
Pytanie: Czy nowy rząd, jaki istniej dzisiaj w Kijowie jest lepszy niż rząd Janukowycza?
Odpowiedź: Nie, jest dużo gorszy.
Pytanie: Czy żyje wam się dzisiaj na Ukrainie lepiej, niż kiedyś?
Odpowiedź: Nie. Dzisiaj żyje nam się dużo gorzej.
Pytanie: Dlaczego wiec obaliliście Prezydenta Wiktora Janukowycza i walczycie o przejęcie Uchańska i Donbasu?
Odpowiedź: Bo nienawidzimy Rosjan!

Aby było ciekawiej, teściowa mojej znajomej jest Rosjanką i prowadzi hotel w Rosji nad Morzem Czarnym. Ojciec mej znajomej Ukrainki jest także Rosjaninem i mieszka w Rosji. Jej córka z maleńkim dzieckiem wyjechała do Rosji, do babci, gdzie jednak nie mogła zagrzać miejsca, bo jej bezrobotny młody mąż, mający jakoby pochodzenie żydowskie, marzy o emigracji do Izraela, gdzie podobno bezrobotnym żyje się lepiej. Na dodatek moja znajoma Ukrainka ma kłopoty we Lwowie, gdyż jej koleżanki w pracy ją dyskryminują, uważając ją za Rosjankę. W międzyczasie władze w Kijowi zarządziły powszechną mobilizację i obniżyły temperaturę w blokach mieszkaniowych do 14 stopni Celsjusza.

Czyli wedle rosyjskiego przysłowia, ukraińskiej sytuacji „Bez wódki nie zrozumiesz”. A więc, za „UKRAIŃSKĄ DEMOKRACJĘ” - BAGNET NA BROŃ!

Jan Czekajewski