KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 19 września, 2024   I   07:38:27 PM EST   I   Januarego, Konstancji, Leopolda
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Pomnik Armii Czerwonej zakładnikiem wielkiej polityki?

02 lipca, 2011

Proszę mi wybaczyć, że jeszcze raz wracam do sprawy wciąż nie usuniętego z centrum Nowego Sącza pomnika Amii Czerwonej. Ten tekst piszę jako wyraz moich osobistych przekonań i przypuszczeń, a nie jako rzecznik bezskutecznie wojującego z największym z niezlikwidowanych po 1989 roku w Małopolsce symbolem sowieckiego zniewolenia Polski Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie.

Zastanawiając się nad przyczynami niemożności poradzenia sobie z tym monumentem przez władze miasta, w którym zawsze silne były partie jawnie deklarujące  swój antykomunizm (obecny prezydent wywodzi się z Prawa i Sprawiedliwości, wcześniej był członkiem Porozumienia Centrum), zaczynam całkiem poważnie brać pod uwagę niechęć narażenia się tamtejszych polityków PiS elektoratowi oraz władzom Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

Nie wiem, czy wynika ona z ich płonnej - moim zdaniem - nadziei na odebranie SLD pewnej liczby głosów, czy też z dopuszczenia możliwości zawarcia koalicji rządowej przez te dwie partie po jesiennych wyborach parlamentarnych, o której coraz głośniej w mediach.

Ostatnią wypowiedź przewodniczącego Małopolskiego Okręgu PiS posła Arkadiusza Mularczyka dla "Naszego Dziennika" można odczytywać w duchu obu tych domniemań. Zamiast - jak na parlamentarzystę głośnej werbalnie w promowaniu  dekomunizacyjnych haseł partii przystało - wykorzystać swoją pozycję i nakłonić prezydenta Ryszarda Nowaka do wykonania wreszcie uchwały Rady Miasta Nowego Sącza z lutego 1992 roku, przyjął on asekurancką postawę, którą można skwitować słowami: "i chciałabym, i boję się". Odwołując się zaś do biblijnej zasady, wedle której  "po owocach poznacie ich" trzeba stwierdzić, że w praktyce zastosował jedynie drugą część starego powiedzenia, czyli wyraził obawę, że usunięcie lub przeniesienie pomnika spowoduje ogólnopolską awanturę, uznanie nowosądeczan za ciemnogrodzian, zaostrzenie stosunków Polski z Rosją. Odbieram to jako wyraźne "puszczenie oka" w kierunku SLD.

Gdyby PiS odważnie realizował swój program w zakresie oczyszczania polskiej przestrzeni publicznej z reliktów komunizmu, monumentu krasnoarmiejców przy Alei Wolności dawno by już nie było. Skoro jest jednak inaczej, trzeba sobie postawić pytanie,  jakie motywacje przyświecają politykom tej partii (nie tylko nowosądeckim).

Można odpowiedzieć, że uznali iż minął już najlepszy czas na walkę z sowieckimi pomnikami, ale oznaczałoby to, że oni sami lub ich ideowi poprzednicy zmarnowali go na początku lat 90. Liczenie na to, że w kampanii wyborczej wyciszenie sprawy monumentu przysporzy im trochę głosów jest zaś nie tylko przejawem politycznej naiwności, ale także cynicznej zdrady ideałów na co dzień głoszonych przez PiS.

Czyżby w grę wchodziła więc inna przyczyna, a mianowicie niezamykanie sobie drogi do współrządzenia w przyszłości z SLD? W polityce wszystko jest możliwe, czyli nie da się a priori wykluczyć nawet czegoś takiego, chociaż dzisiaj liderzy obu ugrupowań zdecydowanie odżegnują się od tej koalicji. Dziwna indolencja PiS w kwestii pomnika Armii Czerwonej w Nowym Sączu uwiarygadnia jednak ewentualną realizację scenariusza, który jeszcze niedawno wydawał się wyłącznie polityczną fikcją.

Bardzo bym chciał, żeby Jarosław Kaczyński zadał kłam mojemu przypuszczeniu i wydał swoim małopolskim podwładnym polecenie niezwłocznego usunięcia tego monumentu.

Jerzy Bukowski
\"\"