KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Niedziela, 7 lipca, 2024   I   06:17:36 AM EST   I   Estery, Kiry, Rudolfa
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Wajcha \"Wyborczej\"

15 marca, 2011

Gazeta Michnika zachowuje się jak rasowa partia polityczna. Zmienia zdanie w zależności od okoliczności. A równocześnie wciąż rozlicza przeciwników z braku konsekwencji – pisze publicysta „Rzeczpospolitej\"

Przez 20 lat mieliśmy spory mądrych z głupimi. Mazowiecki był mądry, a Tymiński głupi. Balcerowicz był mądry, a Geremek głupi. Geremek był mądry itd. Po raz pierwszy mamy wielki publiczny spór mądrych z mądrymi – wyłożył Jacek Żakowski swoją prostą niczym cep wersję historii III RP.

Można by się czepiać, dopytywać, kto w którym momencie był mądry, przypominać domorosłemu historykowi już choćby to, że Bronisława Geremka pokonał kiedyś Donald Tusk. Ale to chyba nie ma sensu. Poprzestańmy na tym, że tak właśnie, w kategorii wojny mądrych z mądrymi, jeden z głównych ideologów mainstreamu opisał obecny spór rządu Tuska z Leszkiem Balcerowiczem związany z poprawianiem reformy emerytalnej. Zrobił to na łamach „Polityki", w rozmowie z Andrzejem Wajdą.

Hymn ku czci premiera

Ta myśl Żakowskiego, do tej pory, zwłaszcza w tej sprawie, zdecydowanego rzecznika racji rządu, co znamienne z pozycji antyliberalnych, była dygresją. Zdążył już przecież wcześniej wiele razy oskarżyć „mądrego" Balcerowicza na przemian o doktrynerstwo i liberalny populizm.

Za to zgoła niedygresyjny charakter miały apele Wojciecha Mazowieckiego, który wzywał niedawno w „Wyborczej", aby „zakończyć ten niepotrzebny spór". Ten publicysta nie ukrywał, że chodzi mu jedynie o odnowienie frontu antypisowskiego. Z tych pozycji fundamentalną debatę można opisać jako zadrażnienie przy stole. Skoro dotyczy samych mądrych...

I te marzenia ziściły się szybciej, niż można było przypuszczać. A w każdym razie wykonano pierwszy krok. Oto „Wyborcza" uczciła początek debaty na temat OFE komentarzem Aleksandry Klich: „Na rząd solidarnie rzuciły się więc i PiS, i SLD, i PJN, i Palikot. Rzadko słychać rozsądne głosy, jak choćby Marka Borowskiego, ekonomisty, byłego wicepremiera, że rząd nie miał innego wyjścia jak zreformowanie OFE" – orzekła komentatorka. Całość brzmiała jak wielki hymn ku czci premiera, który jej zdaniem „pokazuje ludzką twarz liberalizmu".

A przecież zaledwie przed dwoma dniami twarzą „Wyborczej" w debacie o OFE był liberalny ekonomista Witold Gadomski, a ten miał kompletnie inne zdanie. W podobnym komentarzu na drugiej stronie tłumaczył: „Rząd nie potrafił wyrównać deficytu ani narastającego długu. Musiałby w roku wyborczym ciąć wydatki albo podnosić podatki. Zamiast tego rozmontowuje jedną z najważniejszych reform ostatnich lat. Poświęca ekonomię na korzyść polityki".

Od początku stycznia redakcyjne komentarze „Wyborczej" bliższe były zawsze stanowisku Gadomskiego niż redaktor Klich. Czy to zbieg okoliczności, ta zmiana? Nie wydaje się. To w każdej innej gazecie komentarz w tak kluczowej sprawie może być przypadkowy. Ale nie tu.

Tusk skarżył się ostatnio, że mainstreamowe media zmieniły do niego stosunek, jakby „ktoś przestawił wajchę". A zarazem w sprawie OFE postawił wszystko na jedną kartę, skłaniając do współpracy prezydenta Komorowskiego i marszałka Schetynę oraz zarządzając surową dyscyplinę w klubie.

Na walce z tym projektem mogą za to coś ugrać partie opozycji, nawet jeśli ich własne stanowiska są niespójne. Pojawiła się nawet próba mobilizacji ruchu społecznego – profesor Krzysztof Rybiński wezwał do pozywania rządu przed sądami. To chwytliwe hasło dla zatroskanych o przyszłe emerytury młodych wyborców. I to może ważyć w kampanii wyborczej.

„Wyborcza" zatem jeszcze raz przestawia wajchę. Dzień później drukuje propagandowy tekst premiera o osiągnięciach jego rządu z pochwalnym komentarzem Jarosława Kurskiego, pierwszego wicenaczelnego. Który wprawdzie zastrzega, że za świętą krowę rządu nie uważa, ale domaga się uznania jego racji, skoro Tusk przemawia „faktami i konkretami".

Na dalszych stronach natomiast czai się alternatywne stanowisko. Witold Gadomski, wychwalając za reformatorski upór brytyjskiego premiera Camerona, kłuje tym przykładem „londyńczyków": Jana Krzysztofa Bieleckiego oraz Jacka Rostowskiego. Ale to nie jest zdanie główne. Na jak długo? Nie wiemy.

Niekonsekwencje opozycji

Nie wiemy, ale odnotujmy ważny paradoks. Oto ta sama „Wyborcza" wraz z innymi mainstreamowymi mediami niestrudzenie piętnuje obecną opozycję: SLD, a zwłaszcza PiS, za miałkość postawy wobec reformy OFE. Już napisałem, że jest ono rzeczywiście niespójne. Kaczyński usiłuje jednym strzałem ubić twórców reformy na czele z Balcerowiczem i korygujący tę reformę rząd, ale radykalizm jego telewizyjnego spotu jest pozorny: konkluzją powinno być całkowite rozmontowanie systemu opartego na dwóch filarach, a na to nie zdobędzie się żadna ekipa – za duży zamęt, za duże koszty.

Wynika z tego wszakże, że PiS bliżej jest do wypominającego pierwotnej reformie błędy ministra Jacka Rostowskiego niż do liberalnych ekonomistów, co zresztą pasuje do poglądów Prezesa. Z przyczyn politycznych nie może się jednak do tego przyznać. Wiadomo, polaryzacja.

No dobrze, tylko czy najlepszym recenzentem tej postawy jest gazeta, która potrafi z dnia na dzień dokonać „przestawienia wajchy" o 180 stopni z przyczyn politycznych? A na co dzień uwikłana jest w szarpaninę między sympatiami do Balcerowiczowskiego reformatorstwa i kalkulacjami, z których wynika, że z wielu względów pożądaną zaporą dla PiS pozostaje PO.

A nie jest to bynajmniej, jak mogłoby wynikać z fraz Wojciecha Mazowieckiego, problem jednego, „technicznego" dylematu dotyczącego OFE. Tu można jeszcze powtarzać, że racje są podzielone, ale prawda jest taka – wychwycił to ostatnio w „Rzeczpospolitej" Piotr Skwieciński – że PO staje się w coraz większym stopniu formacją umiarkowanie socjaldemokratyczną. A w ujęciu niektórych jej nieformalnych ideologów nawet mocno – pomysły Bieleckiego na „narodowych czempionów" mogłyby z powodzeniem forsować PiS lub lewica.

Nie tylko Kaczyński

Przez wiele lat tropiono społeczno--ekonomiczne niekonsekwencje Jarosława Kaczyńskiego. Na początku lat 90. wierzył on w możliwość powiązania antykomunistycznej przebudowy państwa z liberalną modernizacją. Potem socjologowie uświadomili mu, że nie ma elektoratu, który by takie połączenie bezproblemowo kupował. Więc się przesunął – szukając sojuszników dla swojej wizji państwa, zbliżył się do związków zawodowych, czemu zresztą sprzyjała jego własna wrażliwość, a w jeszcze większym stopniu wrażliwość jego brata Lecha, który półżartem przyznawał się do tradycji PPS--owskiej.

Podczas swoich rządów w latach 2005 – 2007 prezes PiS był uwikłany w sprzeczność. Marzyło mu się zakwestionowanie liberalnych paradygmatów, ale też wplątany w wojny na wszelkich innych frontach chciał chociaż trochę uspokoić liberalnych ekspertów. W efekcie obniżał rękami Zyty Gilowskiej podatki, ale niewiele zrobił w kierunku całościowej naprawy finansów publicznych. A potem w opozycji wobec Platformy opłacał mu się hałaśliwy prozwiązkowy radykalizm.

To wszystko prawda, ale spójrzmy na tę samą PO. Kiedy w roku 2005 Kaczyński sugerował, że nie będzie narażał na szwank pokoju społecznego jałowym reformatorstwem, Tusk potępiał go za oportunizm, a „Wyborcza" wtórowała. Tylko że kilka lat później sam lider Platformy otwarcie ogłosił podobne wnioski. Czymże innym jest jego zachwalana od wczoraj przez „Wyborczą" „polityka drobnych kroczków"? Od PiS--owskiej różni się szczegółami, bo gdyby Kaczyński porządził dłużej, też jakieś drobne kroczki by wykonywał. Jego ministerstwa również szykowały cichcem i reformę emerytur pomostowych, i mundurowych na przykład.

A jak bardzo spójna jest wizja liberalno-lewicowego salonu? Kiedy rządził Kaczyński, na jednych stronach „Wyborczej" Witold Gadomski, Agata Nowakowska i inni zarzucali PiS--owskiej ekipie antymodernizacyjną stagnację, czyli tak naprawdę to, że nie uderza swoją polityką społeczną w różne grupy wyborców. A na innych Jacek Żakowski przedstawiał go jako krwawego monetarystę kasującego podatek spadkowy. I jedni, i drudzy wyrażali własne poglądy. Ale gdyby brali je na serio, powinni ścierać się ze sobą nawzajem dużo mocniej niż z rządem PiS. A byli sprawną i całkowicie obrotową antypisowską koalicją.

Czasem widać w tym było swoistą chytrość. W roku 2006 „Wyborcza" rozliczała rząd PiS z niedotrzymanych obietnic obniżenia podatków. Więc kiedy Kaczyński i Marcinkiewicz razem z PO te podatki obniżyli (także składkę rentową), nie wzbudziło to akurat na Czerskiej, więc i w innych mainstreamowych mediach, oporów.

Ale kiedy w roku 2008 roku zaczął się kryzys, komentatorzy „Wyborczej" ogłosili, że to wina tamtych obniżek. Zachowali się jak rasowa partia zmieniająca zdanie w zależności od okoliczności. A równocześnie nielubianych polityków nadal rozliczali – z braku konsekwencji, z wykręcania się od obietnic.

Poglądy, czyli kij

Przez ostatnie lata debata o kwestiach społeczno-ekonomicznych była lekcją uników i sztuczek, i to również po stronie całych intelektualnych obozów używających poglądów jako kija do bicia psów. Jedynie poszczególni ludzie – na przykład Leszek Balcerowicz, a po lewej Ryszard Bugaj – prezentowali w miarę jednolite diagnozy i oferty. Pląsy wokół OFE to tylko finał tego spektaklu. Jedyną partią dziś konsekwentnie Balcerowiczowską wydaje się PJN. No, ale „Wyborcza" nie będzie grała z małą partyjką będącą odpryskiem od PiS.

Przyczyny tego zamętu można mnożyć – Polacy generalnie nie ufają wybujałemu, zresztą często pozornemu liberalizmowi gospodarczemu, a partie i historyczne środowiska powstawały wokół całkiem innych wyzwań. W każdym razie ludziom powtarzającym z uporem „gospodarka, głupcze!" warto podsunąć jedno pytanie: A może podziały w Polsce muszą dotyczyć w większym stopniu innych tematów i wyzwań?

Może nie tyle ważniejsze, ile klarowniejsze są na przykład spory ideowe. Gdy „Wyborcza" lansuje obyczajową i światopoglądową rewolucję, używając do tego nawet najgłupszego komiksu, a obóz PiS się temu sprzeciwia, obie strony są względnie konsekwentne. Tylko PO ma z tym ciągle nieco kłopotów.

Innym, ostatnio zapomnianym, ale ważnym punktem odniesienia jest – poza historycznymi symbolami – stosunek do własnego państwa. I tu Kaczyński z jednej strony, a Tusk i Michnik z drugiej prezentują dość spójne oferty. To się wyraża w takich tematach, jak walka z korupcją czy przestępczością, a wreszcie i w samej konkluzji: czy mamy państwo chore, do renowacji, czy zadowalające i skazane co najwyżej na dalsze osłabienie.

Natomiast w sprawie gospodarki wszystkie strony grają znaczonymi kartami. Jeśli jutro Tusk przypomni sobie o liberalnych ideałach, a twarzą „Wyborczej" w sprawie OFE stanie się znowu Gadomski, tylko potwierdzą tę moją konstatację. W której nie ma nawet potępienia. Jest tylko apel: nie wypominajcie innym tego, co robicie nagminnie sami.

Piotr Zaremba
Rzeczpospolita, rp.pl