KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Sobota, 30 listopada, 2024   I   01:25:49 AM EST   I   Andrzeja, Maury, Ondraszka
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Podzielone obchody rocznicy smoleńskiej przysłużą się partiom

04 lutego, 2011

Ugrupowania apelują o godne uczczenie rocznicy, choć podział pomoże im integrować elektorat. Prawdziwy kłopot może mieć za to prezydent

– Niestety, jestem pełen obaw, że znów będą jakieś pochody z pochodniami, że znowu będzie konfrontacja polityczna i katastrofy smoleńskiej będzie się używało jako taranu przeciwko premierowi Donaldowi Tuskowi – mówił już tydzień temu marszałek Senatu Bogdan Borusewicz.

Wiadomo, że 10 kwietnia nie będzie jednych obchodów. Będą oficjalne. Oraz organizowane przez PiS. Ale podzielą się nie tylko partie, również rodziny ofiar.

Konflikt jest wpisany w partyjne kalkulacje. A w przypadku przynajmniej jednej z partii traktowany jest jako ważne narzędzie propagandowe.

I nie chodzi tu o PiS. Podzielone obchody najbardziej przysłużą się PO. Politycy Platformy zapowiadają, że chcą wspólnych, obchodzonych "w godnej atmosferze" uroczystości. I jednocześnie puszczają oczko, że to niemożliwe, bo się PiS nie zgodzi. Zysk PO zdaje się tu oczywisty: to ona chce zgody, a główny konkurent jątrzy. O potrzebie wspólnych obchodów mówił nawet poseł PO Robert Węgrzyn, znany z wielu ostrych anty-PiS-owskich wypowiedzi. Trudno go sobie wyobrazić stojącego obok posłanki PiS Marzeny Wróbel, najczęstszej ofiary jego docinków. Mimo to Węgrzyn wie, że w interesie jego formacji jest powtarzanie hasła zgodnych obchodów.

Interes PO kończy się jednak na haśle. W rzeczywistości zgodna atmosfera osłabiłaby ważną dla tej partii metodę mobilizacji elektoratu, czyli możliwość straszenia rzekomą nieodpowiedzialnością i agresywnością Jarosława Kaczyńskiego.

W mediach pojawiły się doniesienia o rzekomych planach PiS uczczenia rocznicy. Miały one obejmować demonstrację pod Wawelem, noszenie transparentów z karykaturami ściskających się Tuska i Putina. Kierownictwo PiS pospiesznie zdementowało te informacje. PiS jest zakładnikiem słów swojego prezesa, który wielokrotnie zapowiadał, że "z tymi panami" (czyli Bronisławem Komorowskim i Donaldem Tuskiem) nie chce się spotykać.

Zyskiem tej partii wynikającym z odrębnych obchodów również będzie integracja elektoratu. Rocznicowa kłótnia zepchnie na bok pozostałe partie. Prawdopodobnie tak, jak miało to miejsce w czasie sejmowej debaty nad raportem MAK. Stąd SLD, PSL, także PJN będą mogły się ograniczyć jedynie do wygłaszania apeli o zakończenie wojny polsko-polskiej. Sądząc po dotychczasowej skuteczności, większa część opinii publicznej ich nie posłucha. A wtedy PO i PiS będą mogły odnotować przynajmniej chwilową zwyżkę sondaży.

Prawdziwy kłopot ma prezydent. Już dziś widać, że wszystkie awantury i niedociągnięcia pójdą na konto głowy państwa, a nie szefa rządu i Platformy. Dlatego Bronisław Komorowski od początku ostrożnie opisywał swoją rolę w obchodach.

Wszystko wskazuje na to, że prezydent nie pojawi się w miejscu najbardziej narażonym na możliwe wpadki, czyli w Smoleńsku.

A był taki plan. Doradca prezydenta Tomasz Nałęcz mówił na początku stycznia, że Komorowski proponował Dmitrijowi Miedwiediewowi wspólne obchody rocznicowe. Z ważnym zastrzeżeniem: – Bardzo wiele zależy od tego, jak będą przebiegały prace nad raportem w sprawie katastrofy – mówił 4 stycznia Nałęcz "Gazecie Wyborczej". Raport został opublikowany tydzień później.

Tym razem prezydentowi udało się uniknąć wpadki.

Ale wiadomo, że będzie jeszcze wiele podobnych pułapek. Każde potknięcie i gafa prezydenta Komorowskiego spotkają się z ostrą krytyką ze strony PiS.

Wielu polityków PO po cichu będzie się zaś cieszyło z kłopotów swojego byłego partyjnego kolegi.

Piotr Gursztyn
Rzeczpospolita, rp.pl