KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 29 listopada, 2024   I   11:36:43 PM EST   I   Błażeja, Margerity, Saturnina
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Polskie arcydzieło za grosze

27 grudnia, 2010

Zaczniemy otwierać się na sztukę światową. Krajowy rynek sztuki w sensie psychologicznym ma charakter zamknięty - mówi prof. Andrzej K. Koźmiński, kolekcjoner

Rz: Często bywał pan w domu ekonimisty prof. Edwarda Lipińskiego, który kolekcjonował antyki i malarstwo. Jakie praktyczne znaczenie dla miłośników sztuki, dla jej kolekcjonowania ma bezpośredni wzór?

Andrzej K. Koźmiński: Gdybym szukał inspiracji mojej skromnej kolekcjonerskiej pasji, to na pewno zawdzięczam ją przede wszystkim prof. Edwardowi Lipińskiemu. Wielokrotnie odwiedzałem go i oglądałem jego kolekcję, ponieważ mieszkał drzwi w drzwi z moimi rodzicami. Zbierał obce malarstwo, miał też wyjątkowo piękny obraz Jacka Malczewskiego, o którym zawsze marzyłem, ale nie udało mi się go kupić od spadkobierców profesora. Natomiast kupiłem hiszpański fotel biskupi z XVII wieku, pokryty pięknie tłoczoną skórą. Nieomal identyczny fotel widziałem w Portugalii w Zamku Królewskim w Sintrze. Lubię ten fotel nie tylko dlatego, że ma muzealną wartość, ale dlatego właśnie, że pochodzi od pana profesora Lipińskiego, bo był to chyba jeden z najmądrzejszych polskich ekonomistów.

Drugim wybitnym kolekcjonerem, który mnie inspirował, był prof. Józef Pajestka, który zbierał przede wszystkim zegary. Kupiłem od niego angielski zegar kwadransowy z XVIII wieku. Zegar ten ma szczególną historię. Długi czas profesor nie chciał mi go sprzedać. Kiedy był już bardzo chory, zatelefonował i powiedział, że sprzeda mi ten zegar, bo chce, żeby poszedł w dobre ręce.

Szczególną wartość ma dla pana proweniencja przedmiotów. Wiadomo, skąd prof. Lipiński miał fotel, a prof. Pajestka zegar?

Tego nie wiem! Profesor Lipiński miał taki zwyczaj, że jak dostawał honorarium za książkę lub przekład, to szedł do Desy, która w PRL jako monopolistka była jedynym oficjalnym miejscem zakupu antyków. Na pewno miał upatrzone rzeczy, na które polował.

W wyniku wojny i po wojnie dobra kultury zostały w Polsce całkowicie przemieszane. Można było kupić wiele dobrych antyków, wiele z nich pochodziło z dóbr podworskich lub z szabru z ziem przyłączonych do Polski po 1945 roku. To był raj dla kolekcjonerów, których było niewielu.

Prof. Pajestka kupował swoje zegary za granicą w specjalistycznych antykwariatach. Warto kupować zegary na Zachodzie, bo jest ich tam dużo i są tańsze. Kupiłem sobie na Marche aux Puces w Paryżu zegar z epoki dyrektoriatu. Długo się targowałem!

4 tys. euro kosztowała „Pomarańczarka” Gierymskiego na zachodniej aukcji; to bardzo mało

Wielki kolekcjoner Franciszek Starowieyski powtarzał: „Człowieku pamiętaj, jesteś tylko epizodem w życiu przedmiotu”. Czy na tym fotelu jest gdzieś zaznaczone, że należał do prof. Lipińskiego, a od lat należy do pana? Ten fotel może jeszcze wędrować po świecie setki lat. Na dojrzałym zachodnim rynku proweniencja ma podstawowe znaczenie dla ceny przedmiotu!

Zamierzam zaopatrzyć fotel oraz zegar w odpowiednią inskrypcję.

Zabytkowy zegar w domu to jest tylko piękny przedmiot?

Zabytkowy zegar tyka. Ma duszę. Tykaniem uświadamia nam upływ czasu. Dlatego nie zawsze nakręcam swoje zegary... Stare zegary wybijają godziny. To tworzy atmosferę domu, która sprzyja skupieniu. Kiedy pracuję, lubię słuchać, jak te zegary tykają.

Ma pan profesor w służbowym gabinecie portret konny hetmana Stefana Czarnieckiego. Codzienne obcowanie ze sztuką w domu lub w biurze, przeżywanie jej, ma znaczenie dla twórczego myślenia?

To jest ciekawe pytanie, ale dla psychologa. Poszukuję w sztuce harmonii. Dlatego nie lubię sztuki nowoczesnej, która nierzadko oparta jest na dysonansie. Harmonia jest najbliższą krewną nauki. Kiedy pracuję i staram się coś sobie w głowie uporządkować, to lubię patrzeć na przedmioty pełne harmonii. Sztuka na pewno porusza moją wyobraźnię. W sztuce lub w dziejach sztuki można znaleźć różne inspiracje. W Paryżu byłem na wystawie „Tycjan, Tintoretto i Veronese, pojedynek gigantów w Wenecji”. Między tymi artystami panowała niezwykle zacięta walka o rynek. Ta walka opierała się nie zawsze na uczciwych zasadach. Tamta wystawa na pewno wzbogaciła moje myślenie ekonomisty na temat zagadnienia konkurencji.

Inwestował pan kiedyś w sztukę?

Nigdy nie traktowałem dzieł sztuki jako środka inwestycji czy tezauryzacji. To są aktywa niepłynne. Co z tego, że ktoś ma świetny obraz np. Malczewskiego. Zanim zdoła go dobrze sprzedać, to zdąży już zbankrutować. Gdy sprzeda obraz prędko, to za bardzo niekorzystną cenę, z reguły niższą od ceny zakupu. Traktowanie zakupów sztuki jako inwestycji jest moim zdaniem nietrafionym pomysłem. To może być jakieś rozwiązanie, ale jeśli ktoś ma bardzo zdywersyfikowany portfel i wiele różnych aktywów, np. akcje, obligacje, waluty, złoto, nieruchomości.

Co najbardziej sprawdziło się jako prywatna inwestycja w Polsce po 1989 roku?

Moim zdaniem nieruchomości i złoto.

Dzieła sztuki nie były konkurencyjne?

Nie! Można było dużo zarobić na zawodowym pośrednictwie w handlu sztuką, gdy ktoś wyszukiwał polskie dzieła na świecie, kupował je tam za bezcen, a w Polsce sprzedawał je z wielkim zyskiem. Zdarzało się to szczególnie często, zanim wszedł Internet, który ułatwił powszechne wyszukiwanie poloników.

Co przede wszystkim napędza krajowy rynek sztuki?

Snobizm i moda! Powoduje to wahania cen. Przykładem jest choćby dorobek Jacka Malczewskiego. Miał ceny niebotyczne, a od pewnego momentu wyraźnie znalazły się one na równi pochyłej. Znam wiele osób, które kupowały dzieła Malczewskiego jako gwarantowaną lokatę. One przegrały na inwestycji w Malczewskiego tak samo jak np. Amerykanie, którzy przypuszczali, że wartość ich domów rosła będzie w nieskończoność. W Polsce tak samo nastąpił wyraźny spadek cen malarzy szkoły paryskiej. Na krajowych aukcjach moda przesuwa się w stronę malarstwa współczesnego, nawet ostatnich lat.

Jak będzie się rozwijał krajowy rynek sztuki?

Moim zdaniem zaczniemy otwierać się na sztukę światową. Krajowy rynek sztuki w sensie psychologicznym ma charakter zamknięty. Klienci polskiego rynku kupują głównie lub wyłącznie polonika. Przez to rynek nasz ma charakter marginalny, prowincjonalny. Polska sztuka na świecie nie istnieje, bo jesteśmy biednym krajem na dorobku, mało kupujemy i względnie mało płacimy za swoją sztukę. Weźmy ostatni przykład. Jeśli na zachodniej aukcji pojawia się „Pomarańczarka” Gierymskiego za 4 tys. euro, to przecież są to grosze. A piszemy o tym obrazie, że to arcydzieło. Obcy antykwariusz nawet nie zadał sobie trudu, żeby porządnie zbadać obraz wielkiego polskiego artysty!

Czy krajowy rynek sztuki w najbliższych latach ustabilizuje się, a następnie powróci do tendencji wzrostowej?

Może to być wzrost w miarę płynny, spokojny albo burzliwy. Zależeć to będzie od klimatu ekonomicznego w kraju przez najbliższe 5 – 10 lat. Jeśli sprawdzą się czarne scenariusze powrotu kryzysu finansowego w znacznie bardziej zaostrzonej formie, to nastąpi turbulencja, która bardzo mocno dotknie rynku sztuki.

Zapytam na koniec o kolekcjonerskie auto pana profesora.

To dwuosobowy mercedes SL z 1959 roku, prawdziwy zabytek, który ma żółte tablice rejestracyjne. W tym roku nie byłem na żadnym rajdzie, ale pojechałem na dwie wyprawy, w Kotlinę Jeleniogórską i po szutrowych drogach Toskanii, gdzie unikałem głównych szlaków turystycznych.

Ile kosztuje eksploatacja?

Przez trzy lata przejechałem ok. 20 tys. kilometrów. On pali ok. 8 – 9 litrów na setkę. Jest prosty w konstrukcji, nie ma elektroniki, więc się nie psuje. Ubezpieczenie zabytku jest tańsze.

Dlaczego wybrał pan ten model?

To zapewne najpiękniejszy kabriolet, jaki Mercedes kiedykolwiek wyprodukował! Dawno temu w latach 60. zobaczyłem w Rzymie taki model i zacząłem marzyć o nim... Długo nie było mnie stać na to auto. Znalazł mi je w USA mój nieżyjący przyjaciel, wybitny kolekcjoner Władek Cygan. Remont generalny trwał rok.

Jakie kupi pan kolejne zabytkowe auto?

Nie mam takich planów. Nie mam pieniędzy na zakup i nie miałbym gdzie trzymać samochodów. Gdybym miał dużo pieniędzy, zbudowałbym hangar i ustawił w nim np. bardzo starego bentleya i jaguara limuzynę.

Prof. dr hab. Andrzej K. Koźmiński, ekonomista i specjalista nauk zarządzania. Rektor Akademii Leona Koźmińskiego. Członek korespondent PAN.


Janusz Miliszkiewicz

Rzeczpospolita, rp.pl