KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Niedziela, 30 czerwca, 2024   I   12:39:43 PM EST   I   Arnolda, Emiliany, Lucyny
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Rozbestwiona Platforma

23 grudnia, 2010

Władza partii Donalda Tuska rośnie z każdym dniem. Nie było w najnowszej historii Polski sytuacji, w której jedno ugrupowanie kontrolowałoby tak wiele miejsc i instytucji – pisze publicysta „Rzeczpospolitej\"

Platforma kontroluje dziś rząd. Kieruje parlamentem, obsadziła stanowiska marszałków Sejmu i Senatu. Ma urząd prezydenta. Kontroluje służby specjalne. Przy pojawiającej się tylko okazji zdobywa kolejne instytucje. Od rzecznika praw obywatelskich po Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Po wyborach samorządowych przejęła niemal wszystkie sejmiki samorządowe. Chwilę potem szefem Trybunału Konstytucyjnego został kandydat PO. I – o czym nie wolno zapominać – partia Tuska może liczyć na przychylność większości mediów.

Ekspansja jednej partii

Kiedy w trakcie kampanii samorządowej jechałem przez Polskę, miałem wrażenie, że zewsząd otacza mnie Platforma Obywatelska. Jej kandydaci spoglądali na mnie zza każdego rogu. Z małych ulotek, plakatów, najrozmaitszych stojaków i wielkich billboardów. Nie powinno mnie to dziwić, bo zgodnie z uchwaloną – wspólnie z konkurencyjnym PiS – zasadą finansowania partii, największej partii jak psu buda należy się największa kasa. Na umacnianie swojej potęgi. Można powiedzieć – normalny proces demokratyczny. PO dostała wiele głosów, wyborcy sami zagwarantowali jej wielkie wpływy, więc niczego nie bierze siłą.

Idźmy dalej. W spółkach Skarbu Państwa działa dziś miotła sprawniejsza od tej, którą dzierżył w dłoni Jarosław Kaczyński, gdy był premierem. Ludzie nominowani przez Platformę Obywatelską obsadzają setki kluczowych stanowisk w firmach, które zależą ciągle od państwa. Apetyt rządzącej partii wydaje się nienasycony. PGNiG, Orlen, KGHM, PKP, setki innych większych i mniejszych przedsiębiorstw – wszędzie tam są ludzie z nominacji PO.

Platforma wzmacnia te instytucje, na które ma wpływ, osłabia zaś te, które są od niej niezależne. Przyjrzyjmy się, jakie imprezy zaszczycają swoją obecnością przedstawiciele PO. Prezydent Bronisław Komorowski nie pojawił się na prestiżowej imprezie Wrocław Global Forum. Dlaczego? Pewności nie ma, ale coś mi mówi, że jednym z powodów mogłoby być to, iż wrocławską imprezę organizuje prezydent Rafał Dutkiewicz, który, niestety, śmiał wygrać z kandydatami PO. Gdy się nie da czegoś zablokować, można przynajmniej nie wspierać. Bo Platforma bardzo nie lubi, by coś działo się poza jej kontrolą. Nie ma żadnego demokratycznego mechanizmu, który by tę jednopartyjną ekspansję mógł zatrzymać.

Gra z mediami

Także do mediów PO ma stosunek specyficzny. Partia Donalda Tuska, który zawsze deklarował, że chce wolnych, spluralizowanych mediów, może dziś liczyć na wyraźną życzliwość prywatnych stacji telewizyjnych, wszystkich najsilniejszych tygodników opinii, większości stacji radiowych i największej w kraju gazety codziennej. Niedawno do grupy wsparcia dobiła potężna ciągle telewizja publiczna. Bo kiedy PO udało się dokonać przewrotu w TVP, z dnia na dzień wyrugowano z niej niemal wszystkich dziennikarzy podejrzewanych o to, że nie sprzyjają rządzącej partii.

Nic dziwnego. Niekontrolowane media przeszkadzają rządzącym. Kiedy "Rzeczpospolita" ujawniła niewygodną dla PO aferę hazardową, wszyscy – z Donaldem Tuskiem włącznie – uznali, że sprawa jest bardzo poważna. Premier wymienił pół rządu i obiecał wszystko wyjaśnić. Kto wyjaśniał sprawę? Komisja śledcza, pod dyktando PO, bo rządząca koalicja miała w niej większość. Platforma twardo odmówiła przyjęcia zasady, aby w komisji każda z partii miała równą reprezentację – bo wtedy kto inny kontrolowałby przebieg prac mających wyjaśnić domniemane przestępstwa bądź nieetyczne zachowania czołowych polityków partii Tuska. Komisja stała się ciałem fasadowym i niczego nie wyjaśniła.

Mając pełną kontrolę nad parlamentem i ogromne wpływy w mediach, można łatwo zwodzić i sterować opinią publiczną. Przykład? Sprawa dopalaczy. "Gazeta Wyborcza" podrzuciła rządowi temat, a rząd z Sejmem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozwiązał problem. Nieważne, że wobec skali problemu narkomanii dopalacze były kwestią marginalną – i tak zajmowały uwagę opinii publicznej przez wiele dni.

Czasem zresztą wcale nie trzeba sprawy rozwiązywać, a rządzący i tak skorzystają. Jak z in vitro – media podniecają się, opisują spory wewnątrz PO i poza nią. Nikomu nie zależy na zakończeniu tej debaty. Niech się toczy – przynajmniej lud interesuje się sprawami bezpiecznymi dla rządzących.

Gdzie szukać przyczyn

To tylko niektóre z przykładów, jak działa demokracja, kiedy jedno ugrupowanie bierze prawie wszystko. Mając 70 proc. władzy, łatwo jest zdobyć 80 proc., mając 80 proc. szybko przejmuje się 90 proc. Możliwości są coraz większe, łatwiej sięgać po kolejne instytucje, łatwiej kierować pieniędzmi, łatwiej poszerzać sfery wpływu, łatwiej rozdawać frukta.

Władza pozbawiona kontroli staje się coraz bardziej rozbestwiona i pewna swego. A pokus każdego dnia jest coraz więcej i coraz trudniej jest się im oprzeć.

Kiedy nie ma silnej kontroli z zewnątrz, pękają wewnętrzne mechanizmy, znikają też moralne opory. I to na najwyższych szczeblach władzy. Kiedy pojawiły się korupcyjne problemy prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego, Donald Tusk jednoznacznie się od niego odciął i deklarował, że człowiek z tak poważnymi zarzutami nie może być kandydatem. Najwyraźniej wtedy jeszcze lider Platformy obawiał się skutków takich afer. Ale z czasem wiele się zmieniło. Platforma się wzmocniła. Przed drugą turą wyborów samorządowych Tusk nie miał już problemu z tym, by poprzeć tego samego Karnowskiego, na którym nadal ciążą zarzuty.

Sytuacja staje się coraz bardziej niezdrowa i wręcz niebezpieczna dla demokracji. Pytanie, czy problem jest w Platformie, czy w systemie, który rządzi polskim życiem publicznym? Czy należy szukać przyczyn w złych charakterach liderów PO, czy w niezdrowych mechanizmach – w tym, że ciągle istnieją firmy zależne od państwa, że tak łatwo obsadzać swoimi ludźmi państwowe instytucje, że nie udało się zbudować niezależnych mediów publicznych?

Ten chory system budowała nie tylko Platforma. Do obecnego stanu doprowadziły Polskę kolejne partie sprawujące władzę. Jednak dziś to Platforma nie robi nic, aby ten stan zmienić. Co więcej – PO tę zapaść pogłębia, wykorzystując na swoją korzyść wynaturzenia demokracji.

Bananowa republika

Może to zabrzmi przesadnie, ale warto już dziś ostrzegać: krok po kroku sytuacja w Polsce zbliża się do sposobu funkcjonowania republik bananowych lub choćby do meksykańskiego systemu wprowadzonego niegdyś przez Partię Rewolucyjno-Instytucjonalną. Polegał on na tym, że w Meksyku teoretycznie obowiązywała wielopartyjna demokracja. Co cztery lata odbywały się wybory. Tyle że przez kilkadziesiąt lat wygrywała je wyłącznie PRI, kontrolując wszystkie instytucje państwowe.

Ugrupowanie rządzące było wszędzie. Każdy w Meksyku wiedział, że trudno jest robić karierę poza PRI, nie da się obejmować stanowisk bez wsparcia PRI, trudno jest robić interesy, nie mając kolegów na szczytach PRI. Degenerowała się z każdym rokiem, doprowadzając kraj do coraz gorszego stanu. Kiedyś na własne oczy widziałem dramatyczne efekty meksykańskiego systemu. Teraz – z rosnącym przerażeniem – coraz częściej odnajduję go w moim własnym kraju.

Rzeczpospolita, rp.pl