KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Sobota, 28 września, 2024   I   12:49:35 PM EST   I   Libuszy, Wacławy, Wacława
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Martwa ustawa antynikotynowa

14 grudnia, 2010

W Polsce często bywa tak, że wprowadzone po długiej i ożywionej dyskusji nowe przepisy prawne nie są egzekwowane.

Kiedy 15 listopada weszła w życie ustawa zwana antynikotynową, na mocy której zakazane jest palenie między innymi na terenie zakładów opieki zdrowotnej, uczelni, lokali gastronomiczno-rozrywkowych (jeśli właściciel nie stworzył do tego przewidzianych prawem warunków) oraz na przystankach komunikacyjnych, wielu rodaków sceptycznie zapatrywało się nie tylko na jej treść i sens, ale również na możliwość skutecznego egzekwowania.

Formalnie wszystko jest jasne: za palenie papierosa w miejscu publicznym grozi mandat do 500 złotych. Praktyka jest jednak zupełnie inna, co sprawdzili dziennikarze Telewizji TVN 24.

- W karanie wolimy się nie bawić. Nie chcemy odpowiadać za przekroczenie uprawnień - przyznali w rozmowie z nimi strażnicy miejscy.

W Warszawie od początku obowiązywania tej ustawy wystawili oni zaledwie 15 mandatów, sanepid żadnego. Policja nie podała danych liczbowych, ale "raczej skupia się na pouczaniu".

- Stworzono ustawę, której realizacja kuleje - powiedział na antenie TVN 24 Dariusz Rudaś, powiatowy inspektor sanitarny Warszawy.

Duża część przepisów od początku wzbudzała i nadal wzbudza wiele kontrowersji.

- Bo co to na przykład znaczy "palenie na przystanku"? Kiedy ktoś przechodzi z papierosem w ustach w jego pobliżu, to mam prawo go ukarać, czy nie? Takich wątpliwości jest znacznie więcej - dzielił się z telewizyjnymi reporterami jeden z łódzkich strażników miejskich.

Karać mandatami osoby palące w niedozwolonych miejscach mogą - zgodnie z rozporządzeniem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji - nie tylko policjanci, ale także strażnicy miejscy i inspektorzy sanepidu. Żadna z wymienionych służb nie rwie się jednak do wypełnienia swoich obowiązków w tej materii.

Jak wyjaśniła dziennikarzom aspirant Beata Wlazłowska z Komendy Stołecznej Policji  Państwowej, funkcjonariusz rozlicza się z całego bloczka, a nie z pojedynczych mandatów.

- Z rozmów z kolegami wiem, że w sytuacji, gdy zetkną się z taką sytuacją, to najwyżej pouczają - dodała.

Bardziej obrazowo stosunek policjantów do nakładania mandatów za palenie przedstawił Krzysztof Hajdas, oficer prasowy Komendy Głównej PP:

- Jeśli o nas chodzi, to nic się nie zmieniło. Palenie papierosa w miejscu niedozwolonym to podobne wykroczenie do wyrzucenia papierka na trawnik. Papierek można zawsze podnieść a papierosa zgasić. Do tego wolimy namawiać - podkreślił.

Straż miejska, w odróżnieniu od policji, zbiera informacje na temat interwencji w sprawie palaczy. Od 15 listopada do 7 grudnia jej funkcjonariusze odnotowali w Warszawie 377 przypadków palenia w niedozwolonych miejscach. Wystawili 15 mandatów i udzielili 176 pouczeń, głównie nieletnim, bo to właśnie na nich, a nie na przystanki, strażnicy patrzą przede wszystkim.

- Tak też było przed wejściem w życie nowej ustawy. Nas interesowała i interesuje przede wszystkim ochrona nieletnich przed skutkami palenia - usłyszeli reporterzy TVN 24 w biurze prasowym stołecznej straży.

Jak przytoczone liczby mają się do spożywania alkoholu w miejscu publicznym? W tej sprawie, w ostatnich trzech tygodniach, warszawscy strażnicy interweniowali aż 1864 razy. Nałożyli 828 mandatów i udzielili 1551 pouczeń.

- Paradoksalnie więcej możliwości dawały nam wcześniejsze przepisy samorządowe. Teraz po prostu sami nie wiemy, jak mamy się zachować. Mieliśmy jedną rozmowę z oskarżycielem publicznym. Konkluzja była taka, żebyśmy raczej się nie pchali do wypisywania mandatów, bo to spore ryzyko. Jeśli udowodni się strażnikowi, że popełnił błąd - co przy tak nieprecyzyjnych przepisach nie będzie takie trudne - to poszkodowany może wytoczyć mi sprawę o przekroczenie uprawnień. A z tym trzeba się już trochę naszarpać. Dlatego nikt z nas nie chce się w to bawić - szczerze przyznał jeden ze strażników miejskich z Wrocławia.

Aspirant Wlazłowska jest podobnego zdania:

- Rzeczywiście, sprawa mandatów za palenie nadal nie jest tak uregulowana jak na przykład za picie alkoholu, czy zaśmiecanie miejsca publicznego. Nie prowadzimy żadnych akcji przeciwko palaczom, nie będziemy wchodzić do pubów, by tam ich karać. Pouczamy, to wszystko.

Jeszcze bardziej zdystansowani do nowych zapisów są inspektorzy sanitarni.

- Karanie palaczy to nie jest nasza rola. My kontrolujemy obiekty, ale na pewno nie pod tym kątem. Nie jesteśmy nastawieni na realizację samej ustawy. Jeśli zauważymy coś niepokojącego podczas kontroli, po prostu o tym mówimy. To wszystko. Zresztą, w moim przekonaniu, kary "wprost" nic nie dają - powiedział TVN 24 Jan Orgelbrand, zastępca Głównego Inspektora Sanitarnego.

Właściciele lokali gastronomicznych już uczą się natomiast omijać przepisy, tak by sanepid - nawet gdyby chciał - nie mógł ich ukarać.

- Była próba nieudana w Katowicach, kiedy dwa lokale postanowiły się "przekształcić" w kluby palacza, gdzie wchodziłby tylko posiadacz legitymacji członkowskiej (właściciel pobierał za nią skromną opłatę w wysokości 1 złotego i wyrabiał ją od ręki). Ale kiedy zagroziliśmy im odebraniem koncesji na alkohol, wywiesili tabliczki i zakazali palenia.  W Warszawie jeden z właścicieli otworzył na dole lokalu "kanciapę" dla niepalących, a na górze był luksus dla palących, jak wcześniej. Wymogi ustawy w tym przypadku zostały spełnione - opowiadał Orgelbrand.

Inspektorzy nie nałożyli do tej pory w stolicy ani jednego mandatu za nieprzestrzeganie zapisów nowej ustawy.

- I to w najbliższym czasie się nie zmieni. W innych miastach jest podobnie. Ustawa została uchwalona, ale jej realizacja kuleje, bo w dalszym ciągu za dużo jest niejasności - podkreślił Dariusz Rudaś, powiatowy inspektor sanitarny miasta stołecznego Warszawy. i dodał, że cała sytuacja jest dla niego oraz dla jego kolegów "trudna i niewdzięczna".

Z tezą o kulejącej ustawie nie zgodził się poseł Prawa i Sprawiedliwości, były minister zdrowia Bolesław Piecha, przewodniczący komisji zdrowia i jej wielki orędownik.

- Nie potępiałbym tych przepisów w czambuł. Czasami nie da się wszystkiego wytłumaczyć literalnie i dlatego proszę strażników oraz policjantów, by odwoływali się przede wszystkim do swojego zdrowego rozsądku. Byłbym cierpliwy. Liczę, że służby już wkrótce wypracują właściwe stanowisko - powiedział dziennikarzom TVN 24.

Jerzy Bukowski
\"\"