KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Poniedziałek, 24 czerwca, 2024   I   07:44:18 AM EST   I   Danuty, Jana, Janiny
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Czy polsko-rosyjski reset nie zaszedł za daleko

15 listopada, 2010

Zaproszenie Siergieja Ławrowa na doroczne spotkanie polskich ambasadorów było błędem. Na takie spotkania zaprasza się przyjaciół, a nie partnerów w interesach – uważa brytyjski dziennikarz

Jest jedna kwestia, co do której krytycy rządu Donalda Tuska zgadzają się z jego zwolennikami. W ciągu ostatnich trzech lat stosunki polsko-rosyjskie uległy przekształceniu. Pytanie: jakiemu?

Dla niektórych zmiana dotychczasowej polityki jest kapitulacją, którą można wytłumaczyć jedynie naiwnością lub cynizmem. Polska zdradza swój narodowy interes, stara się nadążyć za dużymi europejskimi krajami (Rosją, Francją i Niemcami) niczym nastolatka, która chciałaby przebywać z dorosłymi. Polska stała się rosyjsko-niemieckim kondominium, gdzie liczą się wyłącznie pieniądze, a członkowie opozycji są spychani na margines albo wręcz mordowani.

 

Polska nauczyła się reguł

Na ocenę polskiej polityki zagranicznej negatywny wpływ ma gorąca atmosfera polityczna w kraju. PiS stara się delegitymizować rząd, twierdząc, że jest zbrodniczy i autorytarny. Rząd z kolei próbuje delegitymizować opozycję, mówiąc, że jest szalona. Jest to zadziwiająca sytuacja. Polska jeszcze nigdy nie była tak bezpieczna, bogata i dobrze postrzegana za granicą. Rząd jest silny, stabilny i przytłaczająco popularny. To nie jest kolejna epoka saska.

Pod rządami braci Kaczyńskich Polska była pośmiewiskiem. Nie można zarzucić im braku wizji czy nieuczciwości, ale wykonawstwo było godne pożałowania. Tak jak wyrażeniem "polnische Wirtschaft" określało się kiedyś zapuszczoną biedę, tak zagraniczni urzędnicy wykpiwali dezorganizację, niezdarność i małostkowość "polskiej dyplomacji". To amatorskie i cechujące się samozadowoleniem podejście zmniejszyło szanse Polaków na otrzymanie najlepszych posad w międzynarodowych organizacjach.

To się teraz zmienia. Jeden z czworga najważniejszych dyplomatów w nowej unijnej służbie dyplomatycznej jest Polakiem. Jeszcze niedawno tę posadę upolowaliby przebiegli dyplomaci hiszpańscy albo irlandzcy. Teraz Polska nauczyła się reguł i gra, żeby wygrać. Rozmach, zdecydowanie i skupienie, z jakimi Polska przygotowuje się do przyszłorocznej prezydencji w UE, to kolejny przejaw nowej jakości. W europejskiej dyplomacji Polska nie jest już przedmiotem, stała się jednym z graczy. To duża zmiana.

 

Koncesje wobec Moskwy

Organizacja i samoprezentacja są bez zarzutu, ale również treść nowej polityki jest w przeważającej mierze słuszna. Polska ma dobre stosunki z Niemcami, Rosją i USA jednocześnie. Krytykom rządowej polityki się to nie podoba. Jednak czy aby nie próbują oni wykazać, że im gorzej, tym lepiej? Spokój w stosunkach z Rosją sprawił, że w ciągu trzech lat obroty handlowe z tym krajem niemal się podwoiły. Ten wzrost przekłada się na nowe miejsca pracy i podwyżki pensji.

W zamian za to Polska nie udzieliła Rosjanom żadnych kluczowych, niedających się cofnąć koncesji. Przestała otwarcie krytykować pożałowania godną rosyjską politykę historyczną i podjęła skomplikowaną grę, która na razie daje wyniki. Z początku patrzyłem na tę zmianę sceptycznie, ale teraz dostrzegam jej zalety.

Zaproszenie Siergieja Ławrowa na doroczne spotkanie polskich ambasadorów było jednak błędem. Rosyjski minister spraw zagranicznych reprezentuje reżim, który krzywdzi, więzi i morduje politycznych przeciwników, fałszuje wybory, uciska niezależne media, kłamie w sprawie swoich przestępstw i okupuje terytorium innego kraju. Niech czołowi rosyjscy politycy wygłaszają przemówienia w Warszawie, ale na takie spotkanie zaprasza się przyjaciół, a nie partnerów w interesach. Mówi się, że przyjeżdżając do Warszawy, minister Ławrow wyświadczył Polsce przysługę, a na spotkaniu wygłaszał cenne uwagi i odpowiadał na trudne pytania.

Mam wątpliwości, czy tak należy oceniać jego wizytę. Trzeba jednak oddać Polakom sprawiedliwość, odrzucili bowiem amerykańską propozycję zaproszenia ministra Ławrowa na krakowską konferencję Wspólnoty Demokracji.

Ahmed Zakajew jest umiarkowanym, świeckim przywódcą czeczeńskim, który prowadził kiedyś oficjalne rokowania z rosyjskim rządem. Nazywanie go terrorystą jest absurdalne. Publiczne zatrzymanie Zakajewa było dla niego obraźliwe i zaszkodziło reputacji Polski jako kraju, który dba o wolność i sprawiedliwość. Listów gończych Interpolu bynajmniej nie trzeba egzekwować w tak widowiskowy sposób. Wystarczyło uprzejmie zaprosić Czeczena na rozmowę do prokuratury. Wprawdzie to nie Ministerstwo Spraw Zagranicznych ponosi za to bezpośrednią odpowiedzialność, ale tę sprawę można było załatwić lepiej.

Niestety, niektórzy członkowie polskiego rządu chcieli utrzymać w tajemnicy szczegóły umowy gazowej z Rosją. Jednak tak jak w przypadku aresztowania Zakajewa, nie jest to wina Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

 

Grunt pod wizytę Miedwiediewa

Wszystko to rodzi podejrzenie, że Polska nerwowo przygotowuje grunt pod wizytę Dmitrija Miedwiediewa. Przyjazd rosyjskiego prezydenta nie jest sam w sobie niczym złym. Jednak warunki tej wizyty powinna określać Polska, a nie Rosja. Rosjanie powinni przestać mataczyć w sprawie Katynia w Strasburgu. Powinni bezwarunkowo zrehabilitować ofiary i otworzyć wszystkie archiwa.

Polska polityka wobec Rosji jest w większości przypadków wciąż stanowcza. Polski rząd wspiera Rodziny Katyńskie w sprawie toczącej się przed Trybunałem w Strasburgu i pokrywa związane z nią koszty. Radosław Sikorski poparł pomysł wprowadzenia sankcji wizowych dla oszustów i morderców odpowiedzialnych za śmierć rosyjskiego prawnika Siergieja Magnickiego.

MSZ wspiera też starania warszawskich władz miejskich o odzyskanie nieruchomości zawłaszczonych przez sowieckie placówki dyplomatyczne. Nieruchomości te są teraz wykorzystywane w sposób niezgodny z prawem przez związane z Rosją firmy. Polskie służby ujęły i wydaliły dwóch oficerów GRU, postawiły też przed sądem rosyjskiego szpiega. W innych państwach Unii takie sprawy są zazwyczaj tuszowane.

 

Bez rusofobii

Polski rząd chce, żeby Komisja Europejska zbadała kontrakt dotyczący rurociągu Nord Stream z taką samą skrupulatnością, z jaką sprawdza polsko- -rosyjską umowę gazową. Ze wszystkich państw Unii to Polska najmocniej promuje demokrację na Białorusi.

Krytycy rządu prowadzą ponury wykaz afrontów, gaf i nieuprzejmości, które zaciążyły przez ostatnie dwa lata na stosunkach transatlantyckich, i które mają rzekomo świadczyć o odejściu USA z bliskiego sojuszu z Polską. Zgadzam się, że obecna administracja mogła się bardziej postarać. Jednak choć więzy nie są tak mocne jak kiedyś, to wciąż trzymają.

Urzędnicy NATO dają do zrozumienia, że niedługo ogłoszony zostanie nowy plan amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce. W tym roku przeprowadzono pierwsze zakrojone na większą skalę polsko-amerykańskie ćwiczenia wojskowe w regionie bałtyckim. W planach są następne, większe. Jest to stanowcza odpowiedź na rosyjskie manewry z 2009 roku, które zakończyły się symulacją nuklearnego ataku na Polskę.

USA skłoniły NATO do przyjęcia awaryjnego planu obrony nowych członków sojuszu. Sfinalizowanie go blokują Turcy, którzy zgłaszają zastrzeżenia związane z terminologią geograficzną.

Polska odniosła co najmniej część tych sukcesów, ponieważ z powodzeniem wyzbywa się machinalnej rusofobii. Czy polityka zagraniczna prowadzona przez Kaczyńskiego i Fotygę przyniosłaby takie same rezultaty?

 

Koniec mesjanizmu

Polska była kiedyś bardziej idealistyczna: gorliwie pomagała Amerykanom w Iraku i Afganistanie, wiele ryzykowała dla Gruzji i troszczyła się o stan demokracji na Ukrainie i Białorusi. Polacy pomagali też krajom bałtyckim. Jednak na Ukrainie pozytywni bohaterowie okazali się odpychający, a negatywni nie chcą słuchać dobrych rad. Białorusią wciąż rządzi szwarccharakter, który ani myśli słuchać polskich wskazówek. Przywódcy Gruzji są nieobliczalni i popadli w samozadowolenie. Litwa okazuje niezrozumiały upór i złą wolę w sprawie praw polskiej mniejszości.

Polska jest więc bardziej pragmatyczna. Nie idealizuje już Ameryki. Skończył się czas mesjanizmu. Historia nie wyznaczyła Polsce roli wyzwolicielki Rosji spod władzy czekistów, Białorusi od Łukaszenki, roli państwa, które wprowadzi Gruzję do NATO, wskrzesi Rzeczpospolitą Obojga Narodów czy zbuduje silną, wolną i bogatą Ukrainę.

Brakuje natomiast tego, czego początkowo brakowało również po "resecie" stosunków rosyjsko-amerykańskich, mianowicie wsparcia dla dotychczasowych sojuszników. W czasach romantycznej polityki zagranicznej Polska dobrotliwie ignorowała trudności w krajach takich jak Litwa i skupiała się na wielkiej idei utrwalania wolności, sprawiedliwości i dobrobytu w sąsiadujących z nią posowieckich państwach. To podejście odeszło w przeszłość.

Nowa, pragmatyczna Polska przedkłada twarde fakty nad miłe słówka. Jednak nawet jeśli sprawy na Wschodzie nie pójdą po ich myśli, to Polacy zbudują własne elektrownie, drogi, linie kolejowe i rurociągi, które będą służyć polskiemu interesowi narodowemu. Jeśli będzie trzeba, sprzedadzą rafinerię w Możejkach.

Polska polityka zagraniczna musi przede wszystkim skupić się na tworzeniu warunków sprzyjających modernizacji kraju. Trzeba nadganiać stracone dekady i wykorzystywać nadarzające się okazje. W przeszłości największe katastrofy spadały na Polskę, ponieważ przeceniała ona swoje siły. W przyszłości Polska musi być silniejsza, a nie odważniejsza.

 

Zasady małych krajów

Polityka zagraniczna każdego kraju jest zawsze wypadkową walki o własne interesy i przestrzegania ogólnie przyjętych wartości oraz zasad. Małe kraje większą wagę przywiązują do zasad, bo dzięki temu wzmacnia się ich pozycja międzynarodowa. Duże kraje natomiast dostrzegają raczej zalety walki o własne interesy. Warto pamiętać, że w Europie kierowanej wyłącznie przez wielkie kraje Polska będzie raczej przegranym niż zwycięzcą. Trochę mnie to martwi.

Trudno byłoby wykazać, że cynizm zatriumfował. Polska uznała ożywienie Partnerstwa Wschodniego za główny cel swojej prezydencji w Unii. To krok w dobrą stronę. Dobrym posunięciem jest także zamiar tchnięcia nowego ducha w Grupę Wyszehradzką i wpieranie Wspólnoty Demokracji, która upomina się o wartości zachodniej cywilizacji, takie jak wolność polityczna czy rządy prawa.

W krajach bałtyckich, w USA, Rosji i Londynie dostrzegam lekkie, ale narastające zaniepokojenie tym, że polska polityka zagraniczna staje się zbyt pragmatyczna. Mam nadzieję, że te obawy są bezpodstawne. Polska bardzo skorzystała na obecnej w polityce innych państw romantycznej wizji wolnej i zjednoczonej Europy.

To nie egoistyczny pragmatyzm pozwolił Polakom oprzeć się komunizmowi i doprowadził Polskę do członkostwa w Unii Europejskiej i NATO. Inne, słabsze, mniejsze i (przyznaję) rządzone często przez nader nieznośnych ludzi kraje wciąż potrzebują Polski. Mam nadzieję, że Polska nadal będzie je wspierać i stać u ich boku.

Edward Lucas
Rzeczpospolita, rp.pl
– tłum. tyc

Autor jest europejskim korespondentem dziennika "The Economist". W przeszłości pracował m.in. dla brytyjskiego dziennika "The Independent" i BBC, był dyrektorem biura moskiewskiego "The Economist". W listopadzie 2009 za przybliżanie problematyki polskiej czytelnikom minister Radosław Sikorski nadał mu Odznakę Honorową "Bene Merito"