KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Niedziela, 23 czerwca, 2024   I   04:10:44 PM EST   I   Albina, Wandy, Zenona
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Kaczyński zagraża demokracji

03 listopada, 2010

Prawo i Sprawiedliwość zmieniło się w ugrupowanie niezdolne do odgrywania roli pełnowartościowej opozycji. Nie jest w stanie zdobyć władzy, nie potrafiłoby też sprawować normalnych rządów – pisze publicysta „Rzeczpospolitej\"

Pisowska opozycja szkodzi budowaniu demokracji w Polsce – powtarza ostatnio filozof, znawca myśli politycznej prof. Marcin Król. – PiS chce unicestwić polską demokrację ukształtowaną po przemianach 1989 roku – dodaje Adam Michnik, redaktor naczelny "Gazety Wyborczej". Również Tadeusz Mazowiecki, pierwszy premier III Rzeczypospolitej, uważa Jarosława Kaczyńskiego za największe zagrożenie dla demokracji w Polsce.

Podobny pogląd wyraża Waldemar Kuczyński: "Kaczyński spór demokratyczny przekształcił w wojnę z ustrojem państwa i jego konstytucją" – pisał po zabójstwie w łódzkim biurze PiS. Ale i Marek Jurek – kiedyś prominentny działacz PiS i marszałek Sejmu z rekomendacji tej partii – mówił, że Kaczyński psuje demokrację.

 

Zagraża duchowi

Wszyscy ci mądrzy ludzie, którzy zarzucają Jarosławowi Kaczyńskiemu chęć zniszczenia demokracji w Polsce, oczywiście nie twierdzą – może z wyjątkiem Marcina Króla – że prezes PiS łamie dziś prawo. Twierdzą natomiast, że choć PiS literalnie nie łamie zasad demokracji, to zagraża jej duchowi.

Przeciwnicy Kaczyńskiego utrzymują, że szef PiS podważa wybór prezydenta Bronisława Komorowskiego i zarzuca legalnie działającemu rządowi zdradę stanu na rzecz Rosji – a w ten sposób podważa reguły demokracji. Za antydemokratyczne uważają zresztą także krytykę obecnej konstytucji czy ładu pookrągłostołowego. Michnik stwierdził wręcz, że PiS i Kaczyński są wrogami obecnego państwa polskiego w sposób podobny, jak Komunistyczna Partia Polski była wroga II Rzeczypospolitej.

Powyższe porównania i argumenty są rzecz jasna absurdalne. Nie oznacza to jednak, że nie warto się zastanowić, jaki wpływ mają działania Jarosława Kaczyńskiego na kształt systemu demokratycznego we współczesnej Polsce. A niestety mają wpływ destrukcyjny – choć nie w taki sposób, jak chcieliby Kuczyński czy Król.

 

Szansy nie ma

Otóż prezes PiS zaszkodził poważnie duchowi demokracji, zmieniając charakter polskiej opozycji. Dlaczego? Bo w duchu demokracji jest zasada kadencyjności władz, a ściślej – możliwość zwycięstwa wyborów przez opozycję. Demokracja jest prawdziwa dopóty, dopóki istnieje szansa, że partia dziś opozycyjna po wyborach obejmie władzę. Dziś takiej szansy nie ma, a sprawcą takiej sytuacji jest właśnie Jarosław Kaczyński.

Najsilniejszą partią opozycyjną jest dziś Prawo i Sprawiedliwość. Jednak ugrupowanie to niemal na pewno nie wygra następnych wyborów parlamentarnych. Gdyby zaś jakimś cudem w którychś kolejnych wyborach PiS zdobył najwięcej głosów, to i tak nie uda mu się stworzyć koalicyjnego rządu. Gdyby – przez jakieś niezwykłe zrządzenie losu – taką koalicję rządową udało się powołać, trudno mieć nadzieję, że wyłoni ona gabinet, który zajmie się skutecznym rządzeniem.

Partia Kaczyńskiego stała się opozycją jednego tematu – wyjaśniania okoliczności katastrofy smoleńskiej i szukania winnych tragicznej śmierci prezydenta

Wszystkie sondaże wskazują dziś kilkunastoprocentową przewagę Platformy Obywatelskiej nad Prawem i Sprawiedliwością. Politycy często podważają badania opinii społecznej, twierdząc, że prawdziwym sondażem są wyniki wyborów. Jeśli jednak przypomnimy sobie wynik wyborów prezydenckich – które odbywały się w wyjątkowo korzystnych dla PiS okolicznościach – dostrzeżemy, że dziś mało prawdopodobne wydaje się uzyskanie przez partię Kaczyńskiego wyniku lepszego od Platformy Obywatelskiej.

 

Tylko fantazja

Politycy Prawa i Sprawiedliwości przekonują w rozmowach prywatnych, że sytuacja może się zmienić. Przypominają rok 2005, w którym PiS – choć uzyskał poniżej 30 proc. głosów – do zwycięstwa wystarczyło, że Platforma miała poparcie o kilka punktów procentowych mniejsze. Choć wybory prezydenckie z tego roku oraz parlamentarne z roku 2007 pokazały, że od 2005 roku dzieli nas polityczna epoka, załóżmy na moment, że w 2011 roku PiS zdobywa o kilkadziesiąt tysięcy głosów więcej niż PO.

Tylko czy w takiej sytuacji prezydent powierzyłby liderowi zwycięskiej partii tworzenie rządu? Żaden przepis mu tego nie nakazuje, dotąd mieliśmy do czynienia jedynie z niepisanym politycznym obyczajem. Nietrudno więc wyobrazić sobie, że Bronisław Komorowski nie zleca formowania gabinetu Jarosławowi Kaczyńskiemu, lecz – strasząc przed niebezpieczeństwami związanymi z powrotem PiS do władzy – misję budowania koalicji powierza komuś ze swoich kolegów z Platformy.

Posuńmy się jednak w budowaniu tego mało prawdopodobnego scenariusza politycznego o krok dalej i załóżmy, że Kaczyński przezwycięża niechęć prezydenta i usiłuje stworzyć rządową koalicję. Z kim? Na pewno nie z Platformą – po 2005 roku współpraca rządowa tych partii jest już tylko fantazją. Może więc z PSL? Tylko dlaczego Waldemar Pawlak i jego koledzy po okresie harmonijnego współdziałania z Platformą mieliby porzucać swojego koalicjanta na rzecz niepewnych związków z PiS?

W tej sytuacji pozostaje jedynie SLD. Choć postkomuniści budują swój polityczny przekaz w kontrze do idei IV RP, to jeszcze w kampanii prezydenckiej pojawiały się głosy komentatorów, że ich współpracy z PiS w przyszłości ostatecznie nie da się wykluczyć. Tyle tylko, że był to PiS w swoim poprzednim łagodnym wcieleniu – po katastrofie smoleńskiej, a przed porażką Kaczyńskiego w wyborach. Dziś Sojusz może znacznie więcej ugrać na współpracy z PO przy otaczaniu zradykalizowanej partii Kaczyńskiego ewentualnym kordonem sanitarnym – na przykład w zamian za wejście do kolejnego rządu Donalda Tuska.

 

Ukarać rządzących

Jednak jako że cuda się zdarzają, podobnie jak rządy mniejszościowe, wyobraźmy sobie więc, że Jarosławowi Kaczyńskiemu udaje się zostać znów Prezesem Rady Ministrów. Jaki program realizowałby jego gabinet? Z dużą dozą pewności można podejrzewać, że byłby to rząd jednego tematu, podobnie jak PiS stał się dziś opozycją jednego tematu – wyjaśniania okoliczności katastrofy smoleńskiej i szukania winnych tragicznej śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Oczywiste jest, że wszystkie okoliczności tragedii powinny być do końca wyjaśnione, a winni zaniedbań lub błędów wskazani. Słuchając jednak dziś liderów Prawa i Sprawiedliwości, a przede wszystkim samego Jarosława Kaczyńskiego, można odnieść wrażenie, że współodpowiedzialnych widzi on wśród polityków Platformy zajmujących dziś najwyższe stanowiska w państwie, choć dotąd nie pojawiły się twarde dowody potwierdzające taką tezę.

Celem obecnej opozycji wydaje się więc nic więcej niż tylko ukaranie obecnie rządzących za ich – prawdziwe czy nieprawdziwe – winy. Wszelkie nagłaśniane przecież jeszcze w 2005 roku elementy programu pozytywnego PiS: zmiany w prawie, tworzenie nowych instytucji etc. zostały zepchnięte na dalszy plan i trudno oczekiwać, że po ewentualnym zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości stałyby się priorytetem nowego rządu Jarosława Kaczyńskiego.

Jeśli więc PiS i jego lider są niebezpieczni dla systemu demokratycznego, to tylko w taki sposób – jako ugrupowanie niezdolne do pełnienia roli pełnowartościowej opozycji.

 

Logika systemu

Ktoś oczywiście mógłby powiedzieć, że skoro PiS jest szkodliwy dla demokracji, bo stał się niezdolny do objęcia i sprawowania rządów, to podobnie niebezpieczne jest PO – obecnie niezdolne do wyborczej porażki i oddania władzy. Tyle że postawa Prawa i Sprawiedliwości – opozycji, która nie zmierza do władzy – jest nienormalna, zachowanie Platformy Obywatelskiej – ugrupowania rządzącego, które chce władzę utrzymać, a nawet poszerzyć – jest zaś całkowicie zgodne z logiką systemu. Co nie zmienia faktu, iż skutki takiego układu politycznego dla polskiej demokracji są fatalne.