Napięcia na linii Donald Tusk – Grzegorz Schetyna są tuszowane, ale wciąż rozsadzają Platformę od środka
– To mógł być spokojny, nawet nudny zjazd. Przecież wszystko było ustalone – oto komentarz z piątku jednego z ważniejszych polityków Platformy Obywatelskiej. A miało być spokojnie, bo wszystko było od kilkunastu dni ustalone. Główni antagoniści, czyli Donald Tusk i Grzegorz Schetyna, wypracowali podstawy kruchego kompromisu. Trzeci gracz, mniejszy, ale bardzo aktywny – minister infrastruktury Cezary Grabarczyk, skrócił linię swojego ataku i dostosował się do nowych okoliczności.
Jedyną niewiadomą mogło być zachowanie Janusza Palikota. Miał być sądzony w piątek przez sąd partyjny. Wróżono mu nawet wyrzucenie z partii, ale zakończyło się na odroczeniu. Palikot wcześniej zapowiadał wygłoszenie na zjeździe radykalnie lewicowego manifestu. Teraz też to może zrobić, ale większość polityków PO, nawet przychylnych skandaliście z Lublina, jest znudzona jego występami. I zirytowana zapowiedziami opuszczenia PO i oskubania jej z wyborców.
Sytuacja radykalnie zmieniła się przez jeden wywiad. Andrzej Halicki, prawa ręka Schetyny, powiedział dla „Polska The Times”, że Tuska otaczają lizusy, a premier jest nielojalny wobec przyjaciół, zwłaszcza Schetyny. Wywiad wywołał szok w Platformie.
Wszystkich zdziwił czas jego ataku na Tuska. – Gdyby to było ze dwa miesiące temu, tobym zrozumiał. Ale dlaczego teraz, gdy wszystko jest dogadane? – zastanawia się w rozmowie z „Rz” poseł popierający linię premiera. Tej odpowiedzi nie potrafią dać nawet stronnicy marszałka Sejmu. – Ten wywiad jest szkodliwy dla Grzegorza – przyznają.
Wiadomo, że Tusk łatwo irytuje się na takie medialne wyskoki członków własnej partii. – Nawet jeśli ten wywiad nie zepsuł mu humoru, to ludzie z jego otoczenia, czyli właśnie te lizusy, już o to zadbają – mówi jeden z rozmówców „Rz”. – A na pewno wścieknie się przez przytyki do jego sposobu gry w piłkę. Tu jest wyjątkowo czuły – dodaje. Bo Halicki w wywiadzie drwił z tego, że szef rządu dostaje szczególne fory od reszty uczestników meczów.
Ale frakcja Tuska nie powinna zerwać porozumienia – pocieszają się zwolennicy Schetyny. Bo żaden z tego zysk, a jedynym efektem może być wewnątrzpartyjna awantura w obecności mediów i ponad tysiąca delegatów.
Ta groźba rzeczywiście może działać tonująco. Jeszcze w nocy z czwartku na piątek Paweł Graś, emisariusz Tuska, przekonywał regionalnych baronów, by zgodzili się na ustaloną ze Schetyną jedną listę kandydatów do Rady Krajowej, organu, który później wyłoni zarząd partii. Kolejność bowiem jest następująca: w sobotę zjazd krajowy partii wybierze około 280 delegatów do Rady Krajowej (reszta składu to parlamentarzyści). A Rada w październiku wybierze zarząd partii. O to, kto się w nim znajdzie, będzie się toczył największy bój, bo wynik określi charakter PO na najbliższe kilka lat. Graś miał mówić zaprzyjaźnionym liderom regionów, aby nie walczyli na zjeździe i czekali do października.
Paweł Graś jako emisariusz premiera uspokaja nastroje wśród baronów Platformy
Wtedy rozstrzygnie się, czy takie osoby jak minister finansów Jacek Rostowski czy Jarosław Gowin znajdą się we władzach partii. Pierwszego będzie forsował Tusk, drugiego Schetyna.
Tymczasem te przepychanki odwlekły sprawę Janusza Palikota. Władze partii uznały, że mają dość kłopotów ze zjazdem, aby jeszcze dokładać do tego konflikt z krnąbrnym politykiem. Wniosek o wyrzucenie Palikota ma być więc rozpatrzony w październiku, o ile on sam nie wyjdzie wcześniej z PO.
KATALOG FIRM W INTERNECIE