KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 2 maja, 2024   I   10:37:52 PM EST   I   Longiny, Toli, Zygmunta
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Wajda bez hamulców

03 czerwca, 2010

W wywiadzie dla \"Polityki\" Andrzej Wajda, odpowiadając na pełne najgorszych obaw pytanie dziennikarza, co się stanie jeśli \"patriotyzm męczeński\", wstający dzisiaj z grobu szybko w nim znowu nie spocznie, odrzekł:

 "- Trzeba mu dopomóc odejść."

Zastanawiam się, co jeszcze wymyśli wielki reżyser, żeby przypodobać się będącej aktualnie przy władzy partii. Zwłaszcza jeśli jest to ugrupowanie miłe jego sercu i chociaż trochę związane z "Gazetą Wyborczą", uważaną przez twórcę "Lotnej" za najwyższą wyrocznię we wszystkich sprawach etycznych, kulturalnych, politycznych i społecznych.

Wajda zawsze był i nadal pozostaje sprytnym koniunkturalistą, znakomicie umiejącym wyczuć puls każdej epoki i w lot odgadywać, komu warto się przypodchlebić. Ma też raczej rzadki u żyjących w oparach pięknoduchostwa, a więc oderwanych od realiów artystów dar wyprzedzania czasu o ćwierć kroku i angażowania się po stronie tych, którzy wkrótce przejmą rząd dusz.

Służył więc ze wszystkich twórczych sił najpierw niosącym pochodnię postępu komunistom, by potem kolejno zasilić obóz partyjnych rewizjonistów, delikatnie romansować z "komandosami", świetnie odnaleźć się w atmosferze "karnawału Solidarności", zniknąć z widoku w stanie wojennym i zgłosić w 1989 roku akces do "konstruktywnej opozycji", w której szeregach tkwi do dzisiaj, wyszydzając wraz z nią "ksenofobiczny ciemnogród", upostaciowany najpierw w Lechu Wałęsie, następnie w rządzie Jana Olszewskiego, a obecnie w Prawie i Sprawiedliwości.

Te jego wolty doskonale opisał Igor Janke w artykule "Reżyser zaangażowany", zamieszczonym w "Rzeczypospolitej", słusznie wytykając Wajdzie brak własnego zdania, które od 21 lat zastępują mu skierowani na pierwszą linię frontu ideologicznego redaktorzy "GW". Wcześniej musiały mu wystarczać "Trybuna Ludu" i "Polityka", nieco później uzupełnione "Tygodnikiem Powszechnym".

Ostatnie występy twórcy, który nigdy nie miał moralnych oporów przed fałszowaniem najnowszej historii Polski (szczytowym osiągnięciem był w tej materii "Popiól i diament") nakazują jednak z niepokojem patrzyć na to, co teraz wyprawia. Być może jest to sprawa podeszłego wieku albo chorej rywalizacji z Władysławem Bartoszewskim i Januszem Palikotem, prowadzonej pod hasłem: "kto bardziej dosadnie obrazi Jarosława Kaczyńskiego i PiS?", ale częstotliwość oraz natężenie wypowiadanych przez niego histerycznym tonem bzdur przekraczają wszelkie granice, przyjmowane w debacie publicznej.

Andrzej Wajda nie należy do grona tuzów intelektu, ani do elitarnej grupy moralnych autorytetów, więc może uznał, że - jako nagrodzonemu za całokształt filmowej twórczości artyście - wolno mu więcej niż innym. Tylko dlaczego owo "więcej" musi oznaczać bezgranicznie głupio i podle? Zawsze był taki ostrożny, przewidujący i nie do końca otwarty, a teraz nagle puściły mu hamulce rozsądku i taktu. Czegoś się boi?

Jerzy Bukowski