Jeden z największych handlarzy bronią na świecie Al-Kassar został skazany w USA m. in. na podstawie raportu o WSI, który w Polsce starano się obśmiać - powiedział w wywiadzie dla portalu Fronda.pl krakowski dziennikarz śledczy Witold Gadowski.
Oto pełna treść tej niezwykle ciekawej rozmowy, przeprowadzonej przez Mariusza Majewskiego po wymitowaniu przez Telewizję TVN programu "Superwizjer" na temat sprzedawania przez PRL broni terrorystom arabskim oraz dawania im możliwości ukrywania się, szkolenia i wypoczywania w naszym kraju aż do końca lat 80. ubiegłego wieku:
Fronda: "Polska sprzedawała broń terrorystom? To żadna nowość" – komentowali internauci, także na portalu Fronda.pl, gdy zapowiadaliście reportaż na ten temat. Trudno ich zaskoczyć.
WG: Tak, to było wiadomo, o tym się mówiło. Ale razem z Przemkiem Wojciechowskim zdobyliśmy na to niezbite dowody. Krok po kroku wyjaśniliśmy proceder handlu bronią przez służby wojskowe PRL (II Zarząd Sztabu Generalnego LWP) i potem ludzi byłej WSI. Uporządkowaliśmy fakty, dotarliśmy do dokumentów tworząc z tego logiczny ciąg.
Nikt z polskich dziennikarzy nie rozmawiał nigdy z zastępcą Abu Nidala,który w Paryżu przekazał nam unikalne dokumenty i jednocześnie potwierdził, że co najmniej do 1993 roku Polacy handlowali bronią z Abu Nidal Organization. Człowiek ten, aby potwierdzić naszą wiarygodność dzwonił do Abu Dauda, ostatniego żyjącego przywódcy "Czarnego Września". Jesteśmy jedynymi dziennikarzami z Polski, którzy tak głęboko wniknęli w sieć palestyńskich organizacji. Szeroko piszemy o tym w naszej książce "Tragarze Śmierci", która pod koniec kwietnia ukaże się w Polsce.
Fronda: Ujawniacie też wiedzę niezbyt powszechnie znaną?
WG: Pewnie mało kto wie, co to był "szczurzy ślad". A tak określano agenturę izraelskich służb, czyli Mossadu i Amanu, w szeregach SB. Wiedzieli o tym praktycznie tylko funkcjonariusze Wydziału Wewnętrznego (Inspektoratu Ochrony Funkcjonariuszy). W rozmowie z nami potwierdził to gen. Czesław Kiszczak.
Fronda: O handlu bronią przez WSI można przeczytać w raporcie Komisji Likwidacyjnej tej służby. To ma jakieś przełożenie na obecne czasy?
WG: Ma przełożenie i to dość duże. Ale żeby to wyjaśnić trzeba sięgnąć do korzeni i wskazać, jak do tego doszło. Ścieżki przetarł niejaki Abu Daud.
Fronda: Protoplasta Osamy bin Ladena?
WG: Abu Daud to pierwszy hurtownik polskiej broni na Bliskim Wschodzie. Wcześniej sprzedawaliśmy broń za pośrednictwem Rosjan. GRU i KGB były wejściem dla ludzi wojskowych służb na rynki Egiptu, Syrii, Jemenu i Libanu. Do Angoli z kolei sprzedawaliśmy broń m.in. korzystając z pośrednictwa Kubańczyków. Daud został w Polsce postrzelony, w stołecznym hotelu Victoria. Ale wyszedł z tego żywy, a do sił dochodził w klinice MSW i w klinice Stasi w Berlinie Wschodnim.
Fronda: Ach, ta Polska gościnność…
WG: Później pojawił się Abu Nidal razem ze swoimi ludźmi - Abu Nidal Organization (ANO). Bohater trzeciego odcinka naszego serialu o związkach ludzi peerelowskich służb ze światowym terroryzmem. I tutaj ścieżka wiedzie przez Bagdad. Ludzie polskich służb nie chcieli sprzedawać broni bezpośrednio, nie mogli rozliczać się na Bliskim Wchodzie. Polecili więc Abu Nidalowi, by założył firmę w Warszawie. I tak powstała mająca swoją siedzibę na 25 piętrze biurowca Intraco na warszawskim Muranowie firma SAS.
Fronda: Podobno była to główna siedziba Abu Nidala.
WG: W pewnym momencie centralę biznesową miał w Warszawie, a centralę wojskową pod Trypolisem w Libii. Centrala jego firmy SAS (skrót od imion założycieli) mieściła się w Warszawie, ale firma miała swoje ekspozytury w Wiedniu, Bagdadzie, Atenach i Damaszku. Interes kwitł, ale w pewnym momencie zaszły "nieprzewidziane okoliczności".
Bliski współpracownik Abu Nidala, szef firmy Zibado Corporation z siedzibą w Berlinie Wschodnim, uciekł na Zachód. Agentom CIA dostarczył dokumenty opisujące handel bronią na Węgrzech, w Czechach, w NRD i w Polsce. Amerykanie mieli agentów w ANO i przygotowali specjalny raport dla generała Kiszczaka. W 1987 r. zażądali wydalenia Abu Nidala z kraju, w przeciwnym razie Polska Ludowa miała zostać wpisana na listę państw wspierających terroryzm.
Fronda: I co się dalej działo?
WG: Festiwal peerelowskiej propagandy. Władze słały do Amerykanów pełne "oburzenia" noty dyplomatyczne. Jerzy Urban zwołał specjalną konferencję prasową, w trakcie której oświadczył, że to wszystko kłamstwa i oszczerstwa. W telewizji gen. Jaruzelski zaprzeczał, że "mamy jakiekolwiek związki z terrorystami". Kiszczak nakazał wydalić Abu Nidala. Jednak rozkazu nigdy nie wykonano do końca.
Kiszczak i Jaruzelski trzymali jedną linię, np. w sprawie zamachu na ks. Popiełuszkę. W tym przypadku szef ówczesnego MSW "wkopał" autora stanu wojennego. W rozmowie z nami gen. Kiszczak przyznał, że wiedział o tym, że PRL sprzedawała broń terrorystom. Mówił, że liczyły się pieniądze. Czesław Kiszczak podkreślił, że chciał tylko, by nie wykonywali "czarnej roboty" u nas. W pewnym momencie interes nabrał takiego rozmachu, że sprzedawano nawet broń rosyjską.
Rosyjską broń sprzedawał Centralny Zarząd Inżynierii. Kiszczak spotykał się z przedstawicielami KGB i zawierany był deal: "chcemy kupić wasze rosyjskie samoloty, ale nie mamy pieniędzy, więc pozwólcie nam najpierw sprzedać produkowane na waszej licencji czołgi". I tak przy wódeczce dochodzono do porozumienia i handlowaliśmy czołgami T 72.
Fronda: Mówisz "handlowaliśmy". Kto dokładnie handlował, to była jakaś mafia?
WG: Handel bronią był częścią polityki państwa prowadzonej przez służby wojskowe w Ministerstwie Handlu Zagranicznego. Ludzie "wojskówki" osobiście czerpali z tego ogromne profity. Brali łapówki. W dokumentach SB zachowały się opisy orgii seksualnych organizowanych przez szefa firmy SAS. Taki był rys obyczajowy handlu bronią.
A służby cywilne mogły to jedynie obserwować i starać się to jakoś kontrolować. I trzeba powiedzieć, że robiły to mając swoich agentów wewnątrz ANO. W PRL działało dużo organizacji arabskich. Matecznikiem tych grup była Łódź. Ale także Kraków, Lublin, Wrocław, Gdańsk. W PRL bardzo silną działalność prowadziło też Bractwo Muzułmańskie, którego członkowie wiele lat później stali się wojskowymi instruktorami Al-Kaidy. Doktor Aiman az Zawahiri, członek Bractwa, uznawany jest dziś za człowieka numer dwa w organizacji Osamy bin Ladena.
Fronda: W ostatnim waszym reportażu w "Superwizjerze" padło zdanie, że polska handlowała z terrorystami do 2000 roku. A potem?
WG: Do 2000 roku działał bohater naszego ostatniego reportażu Abu Nidal. W międzyczasie pojawił się kolejny gracz na rynku Monzer Al-Kassar. Jeden z największych sprzedawców broni na świecie, spokrewniony z szefem Służby Bezpieczeństwa Syrii. Jego interesy sięgają w Polsce już lat 70-tych.
Fronda: Al-Kassar pojawia się w raporcie z likwidacji WSI.
WG: Obecnie siedzi w więzieniu w USA. Zatrzymany został za wymianę broni na narkotyki z kolumbijską narkopatryzantką FARC. I co ciekawe przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości w procesie Al-Kassara jednym z dowodów był właśnie raport z likwidacji WSI. Dokument, który w Polsce za wszelką cenę starano się obśmiać, zdyskredytować.
Fronda: Jak my z taką historią weszliśmy do NATO?
WG: Ludzie z wojskówki handlujący bronią bezwarunkowo sprzedali służbom specjalnym USA swoją wiedzę. Amerykanie mieli haki i mogli wywierać wpływ na warunki, na jakich wstępowaliśmy do NATO. Krótko mówiąc komunistyczni oficerowie kupili sobie wolność kosztem naszego państwa. Amerykanie są pragmatyczni. W handlu bronią nie ma ideologii, a pieniądze nie śmierdzą.
Fronda: A co na to nasi decydenci?
WG: Politycy generalnie boją się służb, niektórzy są w nie uwikłani i mają w tym jakieś interesy. I tutaj nie ma czarno-białych klisz po prostej linii PO-PiS. Wszyscy są winni, że nie kontrolowali służb i tak Polska powoli staje się krajem służb. Tym sposobem doszliśmy do paradoksów, że ludzie służb tworzą organizację, która mówi, że będzie występować przeciwko prawu.
Chodzi o kierowane przez gen. Marka Dukaczewskiego stowarzyszenie SOWA. Występuje ono przeciwko raportowi z likwidacji WSI, dokumentowi przygotowanego przez legalnie działającą Komisję Likwidacyjną powołaną przez polski Sejm. Dukaczewski mówi też, że w „lochach prezydenta” są haki na polityków. I będą one wykorzystywane w kampanii prezydenckiej. Prezydent ma materiały z likwidacji WSI. Dukaczewski wie, co się w nich znajduje. Czym zatem zajmowały się kierowane przez niego służby? Skoro tam są haki to kto je wytwarzał? Zbierał je woźny prezydenta, czy WSI?
Po emisji "Superwizjera" do Witolda Gadowskiego dzwoniło wielu dziennikarzy z USA i z zachodniej Europy. Krajowe media całkowicie przemilczały natomiast ten temat.
Jerzy Bukowski
Fronda: "Polska sprzedawała broń terrorystom? To żadna nowość" – komentowali internauci, także na portalu Fronda.pl, gdy zapowiadaliście reportaż na ten temat. Trudno ich zaskoczyć.
WG: Tak, to było wiadomo, o tym się mówiło. Ale razem z Przemkiem Wojciechowskim zdobyliśmy na to niezbite dowody. Krok po kroku wyjaśniliśmy proceder handlu bronią przez służby wojskowe PRL (II Zarząd Sztabu Generalnego LWP) i potem ludzi byłej WSI. Uporządkowaliśmy fakty, dotarliśmy do dokumentów tworząc z tego logiczny ciąg.
Nikt z polskich dziennikarzy nie rozmawiał nigdy z zastępcą Abu Nidala,który w Paryżu przekazał nam unikalne dokumenty i jednocześnie potwierdził, że co najmniej do 1993 roku Polacy handlowali bronią z Abu Nidal Organization. Człowiek ten, aby potwierdzić naszą wiarygodność dzwonił do Abu Dauda, ostatniego żyjącego przywódcy "Czarnego Września". Jesteśmy jedynymi dziennikarzami z Polski, którzy tak głęboko wniknęli w sieć palestyńskich organizacji. Szeroko piszemy o tym w naszej książce "Tragarze Śmierci", która pod koniec kwietnia ukaże się w Polsce.
Fronda: Ujawniacie też wiedzę niezbyt powszechnie znaną?
WG: Pewnie mało kto wie, co to był "szczurzy ślad". A tak określano agenturę izraelskich służb, czyli Mossadu i Amanu, w szeregach SB. Wiedzieli o tym praktycznie tylko funkcjonariusze Wydziału Wewnętrznego (Inspektoratu Ochrony Funkcjonariuszy). W rozmowie z nami potwierdził to gen. Czesław Kiszczak.
Fronda: O handlu bronią przez WSI można przeczytać w raporcie Komisji Likwidacyjnej tej służby. To ma jakieś przełożenie na obecne czasy?
WG: Ma przełożenie i to dość duże. Ale żeby to wyjaśnić trzeba sięgnąć do korzeni i wskazać, jak do tego doszło. Ścieżki przetarł niejaki Abu Daud.
Fronda: Protoplasta Osamy bin Ladena?
WG: Abu Daud to pierwszy hurtownik polskiej broni na Bliskim Wschodzie. Wcześniej sprzedawaliśmy broń za pośrednictwem Rosjan. GRU i KGB były wejściem dla ludzi wojskowych służb na rynki Egiptu, Syrii, Jemenu i Libanu. Do Angoli z kolei sprzedawaliśmy broń m.in. korzystając z pośrednictwa Kubańczyków. Daud został w Polsce postrzelony, w stołecznym hotelu Victoria. Ale wyszedł z tego żywy, a do sił dochodził w klinice MSW i w klinice Stasi w Berlinie Wschodnim.
Fronda: Ach, ta Polska gościnność…
WG: Później pojawił się Abu Nidal razem ze swoimi ludźmi - Abu Nidal Organization (ANO). Bohater trzeciego odcinka naszego serialu o związkach ludzi peerelowskich służb ze światowym terroryzmem. I tutaj ścieżka wiedzie przez Bagdad. Ludzie polskich służb nie chcieli sprzedawać broni bezpośrednio, nie mogli rozliczać się na Bliskim Wchodzie. Polecili więc Abu Nidalowi, by założył firmę w Warszawie. I tak powstała mająca swoją siedzibę na 25 piętrze biurowca Intraco na warszawskim Muranowie firma SAS.
Fronda: Podobno była to główna siedziba Abu Nidala.
WG: W pewnym momencie centralę biznesową miał w Warszawie, a centralę wojskową pod Trypolisem w Libii. Centrala jego firmy SAS (skrót od imion założycieli) mieściła się w Warszawie, ale firma miała swoje ekspozytury w Wiedniu, Bagdadzie, Atenach i Damaszku. Interes kwitł, ale w pewnym momencie zaszły "nieprzewidziane okoliczności".
Bliski współpracownik Abu Nidala, szef firmy Zibado Corporation z siedzibą w Berlinie Wschodnim, uciekł na Zachód. Agentom CIA dostarczył dokumenty opisujące handel bronią na Węgrzech, w Czechach, w NRD i w Polsce. Amerykanie mieli agentów w ANO i przygotowali specjalny raport dla generała Kiszczaka. W 1987 r. zażądali wydalenia Abu Nidala z kraju, w przeciwnym razie Polska Ludowa miała zostać wpisana na listę państw wspierających terroryzm.
Fronda: I co się dalej działo?
WG: Festiwal peerelowskiej propagandy. Władze słały do Amerykanów pełne "oburzenia" noty dyplomatyczne. Jerzy Urban zwołał specjalną konferencję prasową, w trakcie której oświadczył, że to wszystko kłamstwa i oszczerstwa. W telewizji gen. Jaruzelski zaprzeczał, że "mamy jakiekolwiek związki z terrorystami". Kiszczak nakazał wydalić Abu Nidala. Jednak rozkazu nigdy nie wykonano do końca.
Kiszczak i Jaruzelski trzymali jedną linię, np. w sprawie zamachu na ks. Popiełuszkę. W tym przypadku szef ówczesnego MSW "wkopał" autora stanu wojennego. W rozmowie z nami gen. Kiszczak przyznał, że wiedział o tym, że PRL sprzedawała broń terrorystom. Mówił, że liczyły się pieniądze. Czesław Kiszczak podkreślił, że chciał tylko, by nie wykonywali "czarnej roboty" u nas. W pewnym momencie interes nabrał takiego rozmachu, że sprzedawano nawet broń rosyjską.
Rosyjską broń sprzedawał Centralny Zarząd Inżynierii. Kiszczak spotykał się z przedstawicielami KGB i zawierany był deal: "chcemy kupić wasze rosyjskie samoloty, ale nie mamy pieniędzy, więc pozwólcie nam najpierw sprzedać produkowane na waszej licencji czołgi". I tak przy wódeczce dochodzono do porozumienia i handlowaliśmy czołgami T 72.
Fronda: Mówisz "handlowaliśmy". Kto dokładnie handlował, to była jakaś mafia?
WG: Handel bronią był częścią polityki państwa prowadzonej przez służby wojskowe w Ministerstwie Handlu Zagranicznego. Ludzie "wojskówki" osobiście czerpali z tego ogromne profity. Brali łapówki. W dokumentach SB zachowały się opisy orgii seksualnych organizowanych przez szefa firmy SAS. Taki był rys obyczajowy handlu bronią.
A służby cywilne mogły to jedynie obserwować i starać się to jakoś kontrolować. I trzeba powiedzieć, że robiły to mając swoich agentów wewnątrz ANO. W PRL działało dużo organizacji arabskich. Matecznikiem tych grup była Łódź. Ale także Kraków, Lublin, Wrocław, Gdańsk. W PRL bardzo silną działalność prowadziło też Bractwo Muzułmańskie, którego członkowie wiele lat później stali się wojskowymi instruktorami Al-Kaidy. Doktor Aiman az Zawahiri, członek Bractwa, uznawany jest dziś za człowieka numer dwa w organizacji Osamy bin Ladena.
Fronda: W ostatnim waszym reportażu w "Superwizjerze" padło zdanie, że polska handlowała z terrorystami do 2000 roku. A potem?
WG: Do 2000 roku działał bohater naszego ostatniego reportażu Abu Nidal. W międzyczasie pojawił się kolejny gracz na rynku Monzer Al-Kassar. Jeden z największych sprzedawców broni na świecie, spokrewniony z szefem Służby Bezpieczeństwa Syrii. Jego interesy sięgają w Polsce już lat 70-tych.
Fronda: Al-Kassar pojawia się w raporcie z likwidacji WSI.
WG: Obecnie siedzi w więzieniu w USA. Zatrzymany został za wymianę broni na narkotyki z kolumbijską narkopatryzantką FARC. I co ciekawe przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości w procesie Al-Kassara jednym z dowodów był właśnie raport z likwidacji WSI. Dokument, który w Polsce za wszelką cenę starano się obśmiać, zdyskredytować.
Fronda: Jak my z taką historią weszliśmy do NATO?
WG: Ludzie z wojskówki handlujący bronią bezwarunkowo sprzedali służbom specjalnym USA swoją wiedzę. Amerykanie mieli haki i mogli wywierać wpływ na warunki, na jakich wstępowaliśmy do NATO. Krótko mówiąc komunistyczni oficerowie kupili sobie wolność kosztem naszego państwa. Amerykanie są pragmatyczni. W handlu bronią nie ma ideologii, a pieniądze nie śmierdzą.
Fronda: A co na to nasi decydenci?
WG: Politycy generalnie boją się służb, niektórzy są w nie uwikłani i mają w tym jakieś interesy. I tutaj nie ma czarno-białych klisz po prostej linii PO-PiS. Wszyscy są winni, że nie kontrolowali służb i tak Polska powoli staje się krajem służb. Tym sposobem doszliśmy do paradoksów, że ludzie służb tworzą organizację, która mówi, że będzie występować przeciwko prawu.
Chodzi o kierowane przez gen. Marka Dukaczewskiego stowarzyszenie SOWA. Występuje ono przeciwko raportowi z likwidacji WSI, dokumentowi przygotowanego przez legalnie działającą Komisję Likwidacyjną powołaną przez polski Sejm. Dukaczewski mówi też, że w „lochach prezydenta” są haki na polityków. I będą one wykorzystywane w kampanii prezydenckiej. Prezydent ma materiały z likwidacji WSI. Dukaczewski wie, co się w nich znajduje. Czym zatem zajmowały się kierowane przez niego służby? Skoro tam są haki to kto je wytwarzał? Zbierał je woźny prezydenta, czy WSI?
Po emisji "Superwizjera" do Witolda Gadowskiego dzwoniło wielu dziennikarzy z USA i z zachodniej Europy. Krajowe media całkowicie przemilczały natomiast ten temat.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE
Ostatnio Dodane
Amerykańskie obywatelstwo dziecka urodzonego w Polsce
Polski gabinet dentystyczny na Bay Ridge. Dentysta Aldona Pyrchla DDS
Wakacje zimą w Colorado. Polski Silver Spruce Inn zaprasza na odpoczynek w górach
Adwokat prowadzący postępowania administracyjne Polska-USA. Teofil Głębocki w New Jersey
Zniżka na badania imigracyjne na Maspeth i Brooklynie. Polski kardiolog Adam S. Budzikowski w Nowym Jorku
Polski fryzjer w New Jersey zaprasza do Prestige Spa & Salon
Szybki i tani rozwód w Nowym Jorku i New Jersey. Adam Mank
zobacz wszystkie