KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 24 kwietnia, 2024   I   06:36:59 PM EST   I   Bony, Horacji, Jerzego
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Szwedzki trop i zaniedbania ochrony

26 grudnia, 2009

Krakowska Prokuratura Okręgowa ma informacje, dzięki którym jest w stanie ustalić tożsamość zagranicznego zleceniodawcy kradzieży napisu \"Arbeit macht frei\" znad bramy byłego niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau; oprócz wniosku o zagraniczną pomoc prawną najprawdopodobniej wystawi więc ona także Europejski Nakaz Aresztowania podejrzewanej osoby - dowiedzieli się reporterzy śledczy Radia RMF FM Marek Balawajder i Roman Osica.

Aby pozbyć się wszelkich wątpliwości, prowadzący dochodzenie potrzebują jeszcze kilku dni. Do wniosku o ENA potrzebne jest im nazwisko ściganej osoby i stuprocentowa pewność, że wniosek dotyczy właśnie niej. Wszelkie, nawet najdrobniejsze pomyłki są w tej materii wykluczone. Prokuratura i policja nie potwierdzają, ani nie zaprzeczają, że trop wiedzie do Szwecji.
   
"Informacje pozwalające na identyfikację zleceniodawcy zdobyto dzięki analizie billingów telefonicznych osób zatrzymanych w niedzielę oraz podsłuchów założonych na telefonach podejrzanych na kilka godzin przed akcją zatrzymania" - czytamy na stronie internetowej RMF.
   
Złodzieje i organizator kradzieży mieli otrzymać od zleceniodawcy z zagranicy 120-125 tysięcy szwedzkich koron (około 50 tysięcy złotych) - takie informacje uzyskała z kolei Polska Agencja Prasowa z wiarygodnego źródła zbliżonego do organów ścigania. Waluta, w jakiej obiecano im zapłatę, nie oznacza jednak, że zleceniodawca jest obywatelem Szwecji.
   
Nadal nie ma natomiast pewności, czy osoba numer 6 (polskich sprawców było 5) w sprawie była zleceniodawcą, czy tylko pośrednikiem między złodziejami a prawdziwym zleceniodawcą.
   
Istnienie osoby numer 7 jest niewykluczone - dowiedziała się PAP.     Prokuratura ma już nowe informacje, które pozwalają z większym prawdopodobieństwem mówić o różnych scenariuszach, ale ze względu na dobro śledztwa nie podaje żadnych szczegółów.
   
Dowodem na zagraniczne powiązania kradzieży ma być również fakt, że złodzieje do Oświęcimia przyjechali samochodem dostarczonym z zagranicy. Kierowcą był jeden z nich.
   
Uważany za organizatora kradzieży Marcin A. mówił podczas pierwszych przesłuchań coś zupełnie innego niż pozostała czwórka aresztowanych wcześniej mężczyzn, która obarczała go odpowiedzialnością za przygotowanie i zaplanowanie przestępstwa. Twierdził, że o kradzieży dowiedział się po fakcie, a poozostałym zatrzymanym pożyczył jedynie swój samochód dostawczy, aby przewieźli nim skradziony napis, który został znaleziony na prywatnej niezamieszkałej posesji. Nie należy ona jednak do Marcina A.
   
Jego wyjaśnienia pozostają w sprzeczności także z ustaleniami śledczych i zebranym  do tej pory materiałem operacyjnym.
   
Z zeznań pozostałej czwórki zatrzymanych sprawców kradzieży wynika, że nie zdawali oni sobie sprawy z wartości napisu oraz jego znaczenia dla dziedzictwa historycznego ludzkości. Kiedy zorientowali się, co ukradli, usiłowali wymóc na Marcinie A. podwyższenie obiecanej im przez niego kwoty po 5 tysięcy złotych na osobę.
   
Jest też drugi wątek tej sprawy: prokuratura zarzuciła dyrekcji Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, że kradzież napisu wykazała, iż placówka nie była należycie chroniona i zapowiedziała wszczęcie postępowania w tej sprawie.
   
Prokurator okręgowy Artur Wrona powiedział w trakcie konferencji prasowej, że sprawcy dostali się na teren obozu bez trudu i niezauważeni. Po raz pierwszy przyjechali 17 grudnia około godziny 18.00 i usiłowali dokonać kradzieży około 21.00. Nikt z ochrony placówki ich nie zauważył. Sprawcy wrócili więc po narzędzia, pojawili się na terenie obozu tuż po północy i  wówczas skutecznie ukradli napis, co ochroniarze zauważyli dopiero po godzinie 5.00 następnego dnia.
   
Minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji służbowych wobec osób odpowiedzialnych za te zaniedbania. Zaraz po Nowym Roku będą dymisje.
   
Dyrekcja placówki odpiera natomiast zarzuty i twierdzi, że wszelkie procedury ochrony - uzgodnione z policją - były przestrzegane. Co więcej, policjanci nie zgłaszali do nich wcześniej poważniejszych zastrzeżeń.
   
Rzecznik Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau Jarosław Mensfelt przypomniał, że teren byłego obozu obejmuje prawie 200 hektarów powierzchni, ponad 150 budynków i ponad 300 ruin, kilometry ogrodzeń, wieże wartownicze, a także archiwa i zbiory. Jego skuiteczne zabezpieczenie jest więc rzeczą niezwykle trudną.
   
Dyrektor Piotr M.A. Cywiński zapowiada, że niektóre procedury i priorytety bezpieczeństwa zostaną wkrótce zredefiniowane. Będą również wprowadzone zmiany w  zapisach planu ochrony. Stanowczo podkreślił zarazem, że w ostatnich latach placówka rozwinęła metody monitoringu i zabezpieczeń elektronicznych, przede wszystkim w budynkach, gdzie przechowywane są poesesmańskie archiwa i przedmioty poobozowe. 
   
Obaj podkreślali, że program ochrony jest realizowany tylko i wyłącznie w oparciu o niewysoki budżet placówki.
   
Na razie zawieszona w obowiązkach została cała zmiana, pełniąca służbę feralnej nocy.

Jerzy Bukowski