KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 28 listopada, 2024   I   11:56:28 PM EST   I   Jakuba, Stefana, Romy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Słodka korupcja

02 grudnia, 2009

Dla nikogo nie jest chyba tajemnicą, że wykładowcy wyższych uczelni w Polsce nie zarabiają oszałamiających kwot. Nie są też jednak nadmiernie ubogimi ludźmi, nad których finansową mizerią wypada załamać ręce lub gorzko zapłakać.

Dlatego też byłem oszołomiony propozycją, jaką otrzymałem kilka dni temu od studenta, czyli człowieka który powinien wiedzieć, że jego egzaminatorzy nie przymierają głodem i nie rozbłyskują im oczy na widok powszechnie dostępnych oraz bynajmniej nie nazbyt drogich dóbr konsumpcyjnych.
   
Młody człowiek przyszedł do mnie zaliczyć filozofię w ostatnim możliwym terminie. Niepowodzenie oznaczało konieczność powtarzania roku bądź nawet usunięcie z uczelni. W takich przypadkach każdy student maksymalnie mobilizuje się i przyswaja tyle wiedzy, ile jest w stanie przyjąć jego umysł. Jeżeli sprawa dotyczy drugorzędnego przedmiotu (a takim jest niewątpliwie na Uniwersytecie Ekonomicznym filozofia), nie zadaje mu się także specjalnie trudnych pytań.
   
Jakież było więc moje zdumienie, gdy ten nieszczęśnik zamiast przystąpić do zaliczenia, zaoferował mi...czekoladki, bo słyszał, że lubię słodycze. I nie chodziło mu wcale o to, aby osłodzić atmosferę naszego spotkania, ani nawet skłonić mnie do ulgowego potraktowania jego kiepskiej wiedzy. Nie, on wprost przyznał, że filozofia jest dla niego nieprzyswajalna, więc wolałby w ogóle uniknąć zagłębiania się w tajemnice metafizyki i epistemologii w zamian za pudełko łakoci.
   
Próba skorumpowania wykładowcy przy pomocy bombonierki! Takiego upokorzenia jeszcze przez prawie 30 lat pracy dydaktycznej nie przeżyłem. Gdyby potencjalną łapówką była butelka ekskluzywnego alkoholu lub długonoga blondynka o obfitych kształtach, poczułbym się znacznie bardziej dowartościowany. Ale czekoladki?    
   
Zdenerwowałem się i bezceremonialnie wyrzuciłem go za drzwi. Później trochę  żałowałem, że nie zdobyłem się na jakiś żart, ale mogłoby to zostać przezeń potraktowane jako sygnał mojej gotowości do kontynuowania rozmowy na czekoladkowych warunkach.    
   
Byłem tak zaskoczony, że przez chwilę pomyślałem nawet, czy nie jest to jakaś prowokacja,  mająca na celu skompromitowanie mnie, ale ten biedny student nie przypominał agenta Tomka. On naprawdę wierzył, że na widok bombonierki oszaleję ze szczęścia i wpiszę mu do indeksu zaliczenie bez zadawania pytań.
   
Czyżby opinia o statusie materialnym kadry dydaktycznej wśród polskich studentów była aż tak katastrofalna?

Jerzy Bukowski