KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 8 maja, 2024   I   12:00:13 AM EST   I   Kornela, Lizy, Stanisława
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Budka Suflera: Budka jest jakością samą w sobie

18 listopada, 2009

Rzadko, który zespół może poszczycić się 35 letnim stażem. Budce Suflera to się udało. Muzycy komponują piosenki, które śpiewa już czwarte pokolenie Polaków. PAP Life porozmawiał z Romualdem Lipko i Tomaszem Zaliszewskim o recepcie na sukces, nowej płycie i o tym, dlaczego warto być wiernym zasadom.

PAP Life: - 35-lat istnienia to świetny wynik. Niektóre zespoły rozpadają się po 2-3 latach. Jaki sekret ma Budka ?

Romuald Lipko: - Zastanawialiśmy się nad tym i doszliśmy do wniosku, że to przede wszystkim dzięki temu, że nie jesteśmy ludźmi przypadkowymi; wszyscy byliśmy predestynowani, żeby grać. Od siódmego roku życia jestem w szkole muzycznej i odkąd pamiętam to gram. Latami prób wypracowaliśmy sobie miejsce w polskim krajobrazie artystycznym i trzymamy je cały czas.

PAP Life: - A jeśli chodzi o same obchody. Koncerty, trasa po Stanach, płyta...

Tomasz Zaliszewski: - Jubileusz trwa cały rok. Zagraliśmy już serię koncertów z udziałem naszych gości, którzy kiedyś z nami występowali. W listopadzie mieliśmy okazję zagrać dla polonii amerykańskiej, kanadyjskiej. Przeniesiemy się potem do Europy. Odwiedzimy Niemcy, Hiszpanię. To są niezwykłe koncerty. Polonia jest bardzo wrażliwym odbiorcą. Jesteśmy narodem podróżników: emigrujemy, jesteśmy rozsiani po całym świecie, mimo iż nie mamy predyspozycji do emigracji, czegoś nam na obczyźnie brakuje, rozklejamy się. Płyta jest również związana z 35-leciem.

PAP Life: - No właśnie "Zawsze czegoś brak": 14 nowych utworów, dużo smyków, damskich chórków, sporo podsumowań... Muszę przyznać, że nastraja pozytywnie.

R.L.: - To bardzo się cieszymy, bo wszystko robimy dla ludzkiej radości. W konkluzjach jest radość. Naszym obowiązkiem jako dojrzałych artystów jest grać w sposób, który stawia znaki zapytania, zmusza ludzi do refleksji, etc. Jeśli kogoś nasz utwór wprawi w zadumę to jest to nasz sukces artystyczny. Zawsze nam na tym zależało. Chcemy tworzyć, wykonywać i być w ludzkich sercach.

PAP Life: - A można o was powiedzieć "niepoprawni i szaleni"?

T.Z.: - Chyba tak. To jest bardzo ładny tekst Andrzeja Mogielnickiego i myślę, że pisząc go miał na myśli nas - muzyków.

PAP Life: - A czy po tych 35 latach macie wrażenie, że siedzicie już w Barze Echo i wspominają przeszłość? Czy raczej wchodzicie w nowy okres ?

R.L.: - Pewnie po trochu i jedno i drugie. Natomiast jeśli chodzi o jakość, to jesteśmy zespołem, którego obecność jest jakością. Budka jest dobra na wszystko. Oczywiście jej brzmienie i teksty ewoluują, ale nie ma w nim jakiś diametralnych zmian. Do czegoś dojrzeliśmy, spotykamy się z nowym doświadczeniem, chcemy to przekazać, bo to radość do czegoś dojść. Jedni nasi fani się z nami zestarzeli, inni przyszli i zastanawiają się, co mamy do powiedzenia. Myślę, że naszą siłą jest niezmienianie się. Mamy swoje granice terytorium przekazu Budki Suflera i nie zmieniamy ich.

PAP Life: - Chciałam spytać o tę wielopokoleniowość...

T.Z.: - Zwłaszcza na koncertach plenerowych to widać. Kończymy czwartą dekadę swojej działalności. Nasi pierwsi fani są od nas starsi. Nasi najmłodsi mają po kilkanaście lat. Czasami przyjeżdżają całe rodziny na zloty fanów. Jesteśmy tym zachwyceni, zszokowani.

R.L.: - A wie pani, o co oni pytają na tych dwudniowych zlotach? Zastanawiają się: Dlaczego ten tekst mówi o tym, a nie czymś innym? Analizują dokładnie te teksty... Chcą wiedzieć, czy w danym utworze nawiązujemy do pewnych etapów naszej twórczości, etc. Okazuje się, że należymy do wielkiej rodziny popkultury muzycznej, która tym czasom towarzyszy, komentuje je, uzupełnia i tworzy dla ludzi w nich żyjących rzeczy, które poruszają pokładami najbardziej wartościowych emocji w człowieku. A wszystko za sprawą muzyki, która ma tyle barw i odmian. Każdego porusza coś innego. Każdy ma dookoła siebie swój teatr złożony z dźwięków. W to wchodzi natura i odgłosy domu, rodziny, dzieci. Jeśli Budka Suflera znajduje się w tym spectrum pozytywnych rzeczy, które człowiek słyszy to tylko nasza radość.

PAP Life: - Jak radość, to śmiech. Jaka jest Budka w anegdocie?

R.L.: - Można by się śmiać i dwie doby. Zbitek słownych jest cała masa. Nie wszystkie są cenzuralne. Całe nasze Budkowe życie nadaje się na książkę.

T.Z.: - Mieliśmy np. taką sytuację: jesteśmy na dworcu w Słupsku, nie ma ludzi. Na drugim peronie idzie stójkowy. I nic w tym nie ma śmiesznego, tylko ma bardzo malutką główkę i duża czapkę. On odwraca głowę, a czapka w miejscu. Nie można się nie popłakać na taki widok. On myślał, że z niego się śmiejemy. Wezwał kolegów i zabrali nas na posterunek. Innym razem pomyliły nam się godziny koncertów i zaczęliśmy grać wcześniej zanim wpuszczono widzów.

R.L.: - W słynnym Radomsku Tomek grał solówkę - w środku koncertu. Nagle światła gasły, myśmy się rozchodzili, a Tomek zostawał i powoli rozpoczynał swoją partię. Natomiast tamtego wieczoru pijany pracownik sceny myślał, że to przerwa. Zasłonił kurtynę i zgasił światła. Widok miny Tomka był bezcenny. (śmiech)

PAP Life: - Może warto byłoby to wszystko spisać.

T.Z.: - Myślimy o tym na poważnie od kilku lat. Nawet poczyniliśmy pewne kroki. Natomiast materiał jest ogromny. I jest to niesamowite wyzwanie.

R.L.: - Nie chcemy mówić wszystkiego i o wszystkich. Historia Budki Suflera zahacza o inne zespoły i rodzą się pytania, gdzie jest granica. Co możemy powiedzieć, żeby nie zrobić komuś krzywdy? Dzisiejszy świat się nad tym nie zastanawia. Do tej pory żyliśmy w sposób prostolinijny i nie chcemy robić nikomu świństw, bo to co dla nas jest opisem humorystycznej sytuacji, dla kogoś innego może być jakąś dramatyczną traumą. My należymy do innego pokolenia i wyznajemy inne wartości, żyjemy z ich pomocą i po co to zmieniać. Nie chcemy za to ani pieniędzy ani innego traktowania.

PAP Life: - A to pomaga w przemyśle muzycznym?

R.L.: - Ludzie poznają się na przestrzeni lat na drugim człowieku. My bez PR-u mamy czyste konto. Naszym pomysłem było np., żeby zrobić z siebie karykatury. Traktujemy to jak zabawę. Nie jesteśmy ani gorsi ani lepsi. Jesteśmy oryginalni sami dla siebie. Kiedyś stworzyliśmy ten zespół, jego autorską muzykę i jesteśmy wierni tym pierwszym postanowieniom. To się nam sprawdza. A każdy szwindel wychodzi bokiem.

PAP Life: - Jak oceniacie tę płytę na tle poprzednich. I czy któryś z albumów jest najbliższy sercu?

T.Z.: - To są wszystko dzieci z jednej familii. To jest bardzo szczera, prawdziwa płyta. Piosenki nie powstawały jedna po drugiej. Teksty napisane zostały przez różnych ludzi. Ona wspaniale nas maluje. Najbardziej ujmuje mnie po przesłuchaniu, że jest pozbawiona taniego koniunkturalizmu, nie jest czymś co zmierza do jasnej koncepcji marketingowej. Wprowadziliśmy pewne wartości do programu. "Zawsze czegoś brak" - tak było jest i będzie.

R.L.: - Nie mam ulubionych albumów, raczej ulubione utwory z każdego z nich. Jako jeden z ojców tego wszystkiego mam sprawiedliwy osąd całej dzieciarni. Umiem pochwalić i docenić utwory, o których nie było głośno w mediach, np. "Kolęda rozterek" czy "Czas płynie w nas". Słucham ich jak cudzych dzieł, przy których się rozklejam. To utwory, które zajmują trzecie czwarte miejsce za takimi przebojami, jak "Takie tango". Miejsce mają byle jakie, ale są prawdziwymi bohaterami w wyścigu o głębię przekazu.

PAP Life: - Muszę się zapytać o mój ulubiony album "Ona przyszła prosto z chmur". Czy to prawda, że po wysłuchaniu go w całości pytaliście: "Myśmy coś takiego nagrali?"

R.L.: - Ta płyta ma niesamowicie bogatą historię w większości związaną z Tomkiem. Nasz ówczesny producent, realizator naszego wyobrażenia przestrzennego o muzyce - Kuba Nowakowski, to był prawdziwy oryginał, samotnik, uduchowiony wizjoner muzyczny. Uwielbiał rytmikę jako pojecie - to był jego konik. Jak przypalał kolejną fajkę z marychą mówił do Tomka: "Lepiej można zagrać". I Tomek grał po kilka, kilkanaście razy. W rezultacie ta płyta w sensie radiowym miała niewielki zasięg rażenia, natomiast przestrzennie do dzisiaj jest pewnego rodzaju fenomenem na polskim rynku. Jest inaczej zrobiona.

T.Z.: - Kuba kochał nowinki technologiczne.

R.L.: - Chciał osiągnąć przestrzeń. Produkcja była załatwiona za pierwszym razem, a te osiem razy powtarzania samej rytmiki utworów służyła tylko wzbogacaniu i artystycznemu wyrazowi całości. Nagrywaliśmy wiec 68 nocy, ale to już historie o innych czasach, innych ludziach...

PAP Life: - Czego mogę wam życzyć?

R.L.: - Zdrowia i uśmiechu, czego również życzymy.

Rozmawiała: Agnieszka Saracyn-Rozbicka (PAP Life), Asr/ zig/
Polska Agencja Prasowa - serwis PAP Life