Dziwne mamy w Polsce niektóre przepisy. Reanimujący będącego nosicielem wirusa HIV narkomana młody ratownik medyczny z Trójmiasta Jakub Matys prawdopodobnie zaraził się od niego śmiertelną chorobą. Żeby zapobiec jej rozwojowi, musi zapobiegawczo brać leki. Nie dostanie ich jednak od państwa - musi zapłacić za nie z własnej kieszeni.
Aby zahamować rozmnażanie się wirusów, Matys powinien przyjmować leki antyretrowirusowe, które są bardzo drogie. Ratownik musi sam za nie płacić. Dlaczego?
Gdyby prywatnie ukłuł się podejrzaną strzykawką lub uprawiał seks z zakażoną osobą, to za leki zapłaciłby budżet państwa.
"- Państwo dopłaca do leczenia osób uzależnionych, z marginesu społecznego. Ale to ja jestem osobą drugiej kategorii. Dlatego, że jak wielu innych pracowników służby zdrowia, musiałem podjąć pracę na kontrakcie" - powiedział "Polsce".
Znowelizowana przez Sejm i obowiązująca od stycznia tego roku ustawa o chorobach zakaźnych mówi jednoznacznie: za profilaktyczne leczenie lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, policjantów zagrożonych w czasie pracy zakażeniem HIV płaci pracodawca lub osoba zlecająca pracę.
"- Jeśli ratownik jest na kontrakcie, to sam dla siebie jest pracodawcą i musi kupić lek. Szpital mógłby jednak ten lek wypożyczyć i domagać się zapłaty w późniejszym terminie. Ratownik, podejmujący pracę na kontrakcie, powinien zastanowić się także nad ubezpieczeniem przed konsekwencjami zakażenia podczas pracy" - wyjaśniła gazecie doktor Anna Marzec-Bogusławska, dyrektor Krajowego Centrum ds. AIDS.
Matys nazywa tę sytuację paranoją:
"- Pojechałem do człowieka, który był rencistą; z racji tego, że był narkomanem, nie pracował. Renty są płacone z moich podatków, a ja jestem narażony i państwo nie poczuwa się do tego, żeby w jakikolwiek sposób mi pomóc" - mówił "Polsce" rozgoryczony ratownik.
Pomorski prawnik, członek Trybunału Stanu, mecenas Roman Nowosielski nie ma wątpliwości:
"- Nie może być tak, że ktoś, kto naraża życie dla ratowania drugiego człowieka, jest za to karany. Ten, kto zawiera z nim umowę i zleca pracę, musi zadbać o bezpieczeństwo pracownika" - powiedział "Polsce-The Times".
Jedyną szansą odzyskania przez Jakuba Matysa zainwestowanych w leki pięciu tysięcy złotych jest wygranie sprawy w sądzie. Na szczęście lekarze obiecali, że nadal będą mu je dawać i poczekają na pieniądze.
Czy jest to jednak normalna sytuacja? I czy w przyszłości wielu ratowników medycznych nie zawaha się przed udzieleniem pomocy osobom, co do których istnieje podejrzenie, że mogą ich zarazić jakąś poważną chorobą?
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE