W tym, że oficerowie peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa pisali i z powodzeniem bronili prace magisterskie, a nawet (chociaż rzadko) doktorskie) nie ma nic dziwnego.
Zawsze interesowało mnie natomiast, czy była to ich czysto naukowa pasja, nie mająca nic wspólnego z wykonywanymi na co dzień obowiązkami służbowymi, czy też zbierając materiały korzystali z niedostępnej innym studentom, bo tajnej wiedzy, nabywanej w walce z opozycją.
Z pewnością bywało i tak, i tak. Jeżeli ktoś decydował się na pracę w SB po ukończeniu studiów, te dwie dziedziny jego aktywności nie musiały mieć ze sobą nic wspólnego. Jeśli finalizował (lub podejmował) naukę na wyższej uczelni już po wstąpieniu w szeregi utrwalaczy władzy ludowej, mógł jednak ulec pokusie ich twórczego połączenia.
Porucznik magister Waldemar Chmielewski - jeden z porywaczy księdza Jerzego Popiełuszki - należy do tej drugiej kategorii. Do jego pracy magisterskiej, obronionej zaledwie miesiąc przed akcją zakończoną morderstwem charyzmatycznego kapłana, dotarł "Tygodnik Powszechny".
Tematem jest kardynał Stefan Wyszyński. Trzystustronicowa praca została sporządzona w czterech egzemplarzach i dopiero w 1999 roku ówczesny szef Urzędu Ochrony Państwa zdjął z niej klauzulę tajności. Jej dysponentem jest obecnie Instytut Pamięci Narodowej.
Materiały wykorzystane w pracy magisterskiej o Prymasie Polski pochodziły przede wszystkim z "pracy operacyjnej" ojca Waldemara - Zenona, również pracownika organów bezpieczeństwa. To on założył 28 grudnia 1963 roku teczkę ewidencji operacyjnej biskupa Wyszyńskiego. Syn miał więc ułatwione zadanie.
Jak ustalił "TP", w trakcie pisania pracy magisterskiej Chmielewski pracował już operacyjnie nad "Popielem", jak w żargonie IV Departamentu określano ks. Popiełuszkę (sprawie rozpracowywania kard. Wyszyńskiego nadano kryptonim "Prorok"). Wobec obu duchownych stosowano podobny rodzaj działań inwigilacyjno-dezintegracyjnych.
Za porwanie i zabójstwo ks. Popiełuszki Waldemar Chmielewski otrzymał wyrok 14 lat więzienia, skrócony następnie na mocy dwóch amnestii do 4,5 roku. Wyszedł na wolność w kwietniu 1989 roku, ale cztery lata póżniej wrócił za kraty, by odbyć dodatkowe sześć miesięcy kary. Obecnie mieszka w Warszawie, prowadzi firmę handlującą sprzętem sportowym, nie używa tytułu magistra, zmienił wygląd i nazwisko na brzmiące szlachecko, wręcz nobliwie.
Dziennikarz "Tygodnika Powszechnego", który chciał z nim przeprowadzić rozmowę usłyszał krótkie "nie" i trzask odkładanej słuchawki.
Jerzy Bukowski
Z pewnością bywało i tak, i tak. Jeżeli ktoś decydował się na pracę w SB po ukończeniu studiów, te dwie dziedziny jego aktywności nie musiały mieć ze sobą nic wspólnego. Jeśli finalizował (lub podejmował) naukę na wyższej uczelni już po wstąpieniu w szeregi utrwalaczy władzy ludowej, mógł jednak ulec pokusie ich twórczego połączenia.
Porucznik magister Waldemar Chmielewski - jeden z porywaczy księdza Jerzego Popiełuszki - należy do tej drugiej kategorii. Do jego pracy magisterskiej, obronionej zaledwie miesiąc przed akcją zakończoną morderstwem charyzmatycznego kapłana, dotarł "Tygodnik Powszechny".
Tematem jest kardynał Stefan Wyszyński. Trzystustronicowa praca została sporządzona w czterech egzemplarzach i dopiero w 1999 roku ówczesny szef Urzędu Ochrony Państwa zdjął z niej klauzulę tajności. Jej dysponentem jest obecnie Instytut Pamięci Narodowej.
Materiały wykorzystane w pracy magisterskiej o Prymasie Polski pochodziły przede wszystkim z "pracy operacyjnej" ojca Waldemara - Zenona, również pracownika organów bezpieczeństwa. To on założył 28 grudnia 1963 roku teczkę ewidencji operacyjnej biskupa Wyszyńskiego. Syn miał więc ułatwione zadanie.
Jak ustalił "TP", w trakcie pisania pracy magisterskiej Chmielewski pracował już operacyjnie nad "Popielem", jak w żargonie IV Departamentu określano ks. Popiełuszkę (sprawie rozpracowywania kard. Wyszyńskiego nadano kryptonim "Prorok"). Wobec obu duchownych stosowano podobny rodzaj działań inwigilacyjno-dezintegracyjnych.
Za porwanie i zabójstwo ks. Popiełuszki Waldemar Chmielewski otrzymał wyrok 14 lat więzienia, skrócony następnie na mocy dwóch amnestii do 4,5 roku. Wyszedł na wolność w kwietniu 1989 roku, ale cztery lata póżniej wrócił za kraty, by odbyć dodatkowe sześć miesięcy kary. Obecnie mieszka w Warszawie, prowadzi firmę handlującą sprzętem sportowym, nie używa tytułu magistra, zmienił wygląd i nazwisko na brzmiące szlachecko, wręcz nobliwie.
Dziennikarz "Tygodnika Powszechnego", który chciał z nim przeprowadzić rozmowę usłyszał krótkie "nie" i trzask odkładanej słuchawki.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE
Ostatnio Dodane
Dziennik Polonijny na wspaniałym koncercie Reprezentacyjnego Zespółu Artystycznego Wojska Polskiego
Urologia. Leczenie niepłodności i nowotworów w Nowym Jorku. Urolog Simon Barkagan MD, Phd mówi po polsku
Rozwód bezsporny a rozwód zakwestionowany w USA. Adam Mank na rozwody w NY i NJ
Pożyczki na domy i przefinansowanie w Nowym Jorku. Jolanta Mogilewska
Old Europe Foods - internetowy polski sklep spożywczy w USA
Kolędnicy i Wigilijny Spektakl z The Tinseltones Carolers 2024
Adwokat w New Jersey. Robert Socha
zobacz wszystkie