Niewiele nowego dowiedziała się policja w sprawie dwukrotnie opisywanego przeze mnie w poland.us (11 i 12 czerwca) tajemniczego pobicia aktorki Anny Cugier-Kotki, która dwa lata temu wystąpiła w spocie wyborczym Platformy Obywatelskiej, a w tegorocznej kampanii do Parlamentu Europejskiego poparła w telewizyjnym klipie Prawo i Sprawiedliwość.
Wiarygodności nie przysparzało jej także dosyć dziwne zachowanie: znajdowała czas na wystąpienia w mediach, nie chciała natomiast stawić się na policji, uzasadniając to ogromnym zmęczeniem. Kiedy złożyła już formalne zawiadomienie, nieoczekiwanie odmówiła składania zeznań, nie była też w stanie podać rysopisu sprawców, których nikt poza nią nie widział. Cały czas zarzucała jednak policji bezczynność.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński początkowo żądał objęcia sprawy pobicia aktorki nadzorem ministra spraw wewnętrznych i administracji Grzegorza Schetyny, obiecywał także wynajęcie ochrony dla niej, ale wobec mało przekonywujących tłumaczeń Cugier-Kotki stopniowo przestawał wykazywać zainteresowanie nią jako rzekomą ofiarą politycznej zemsty PO.
W niezbyt korzystnym świetle postawił ją także "Super Express". Jego dziennikarze najpierw ujawnili problemy psychiczne aktorki sprzed kilku lat, w wyniku których miała ona podobno nawet targnąć się na swoje życie, a następnie zaproponowali jej wystąpienie w reklamówce Sojuszu Lewicy Demokratycznej, udając działaczy tego ugrupowania, na co Cugier-Kotka chętnie przystała. A jeszcze kilkanaście dni wcześniej opowiadała wielu mediom, że jej zaangażowanie w kampanię wyborczą PiS wynikało przede wszystkim z sympatii dla tej partii oraz z wielkiego rozczarowania rządami PO.
To wszystko spowodowało, że coraz mniej polityków i dziennikarzy zajmuje się sprawą dziwnego incydentu sprzed prawie miesiąca, nie traktując Anny Cugier-Kotki zbyt poważnie, na co konsekwentnie zapracowała sobie sama.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE