KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 26 kwietnia, 2024   I   09:53:28 AM EST   I   Marii, Marzeny, Ryszarda
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Co usłyszał strażnik miejski?

09 czerwca, 2009

Łódzki strażnik miejski Konrad Marczak publicznie stwierdził, że nie został obrażony przez prezydenta miasta Jerzego Kropiwnickiego podczas niedawnej uroczystości otwarcia zdroju miejskiego.

- Chciałem oświadczyć, że w stosunku do mojej osoby pan prezydent nie użył żadnych wulgarnych słów - powiedział Marczak podczas konferencji prasowej, zwołanej w tej sprawie.
   
Według łódzkiego "Expressu Ilustrowanego" Kropiwnicki podczas wspomnianej ceremonii w nieparlamentarny sposób odezwał się do miejskiego strażnika, mówiąc: "Do k... nędzy! Jak was potrzeba, to was nie ma! Gdzie masz ch... czapkę?!".
   
Jak twierdzi gazeta, prezydent był zdenerwowany zachowaniem i wypowiedzią jednego z uczestników uroczystości, który - będąc w stanie wskazującym na spożycie płynu na pewno nie pochodzącego z otwieranego zdroju - wylał mu pod nogi szklankę wody i naurągał w ostrych słowach.
   
Marczak powiedział dziennikarzom, że prezydent wcale nie użył w stosunku do niego wulgarnego sformułowania, tylko zwrócił mu uwagę, pytając: "gdzie masz czapkę". Strażnik nie chciał natomiast komentować informacji, że po tym zdarzeniu dwukrotnie musiał pisać raport.
   
Komendant łódzkiej straży miejskiej Waldemar Walisiak poinformował, że z Marczakiem przeprowadzono rozmowę dyscyplinującą i otrzymał on upomnienie "za to, że wyszedł z urzędu i poza nim pełnił służbę bez czapki", co jest naruszeniem regulaminu.
   
Kropiwnicki przesłał zaś do redakcji "EI" list, w którym napisał m.in.:
   
"Brak obecności strażników, którzy mają swój posterunek w pasażu Schillera, pogłębił moje zdenerwowanie. Użyłem ostrych słów. Ubolewam i przepraszam za to. Powinienem być bardziej odporny na takie zachowania i takie sytuacje".
   
Zaproponował też autorowi tekstu w gazecie, że jeśl dysponuje on nagraniem przypisywanych mu wyrazów, przeprosi strażnika na jej łamach, bo "w żadnym przypadku takimi słowami człowieka poniżać nie wolno". Jeśli zaś takiego nagrania nie ma, to wówczas redaktor dziennika winien przeprosić jego.
   
Rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania powiedział indagującym go w tej sprawie dziennikarzom, że w oparciu o publikację prasową zostanie sprawdzone, czy można mówić o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, a tym samym, czy są podstawy do wszczęcia postępowania o znieważenie funkcjonariusza publicznego podczas pełnienia przez niego obowiązków służbowych. Może za to grozić kara do roku więzienia. Na podjęcie decyzji prokuratura ma miesiąc.
   
Cała ta historia przypomina mi starą anegdotę. Pewien człowiek pozwał zacnego obywatela za to, że nazwał go na ulicy dokładnie tak, jak łódzki włodarz  - o ile to prawda - strażnika Marczaka. Adwokat pozwanego wywodził jednak przed sądem, że to niemożliwe, aby jego klient użył takiego wulgaryzmu, ponieważ jest powszechnie znany z kultury słowa i eleganckiego stylu bycia:
   
- Ponieważ przebywał on ostatnio w USA, zapewne powitał powoda sympatycznym amerykańskim zapytaniem: "how do you do?", które ten - nie znając języka angielskiego - zrozumiał całkiem opacznie i stąd wzięło się nieporozumienie.
   
Mecenas był tak przekonujący, że w końcu powód wycofał swój pozew. Wychodząc z sądu pomyślał sobie jednak tak:
   
- No może ja się faktycznie przesłyszałem i on powiedział do mnie grzecznie: "how do you do?". Tylko dlaczego dodał potem: "złamany"?
   
Jerzy Bukowski