KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 28 listopada, 2024   I   05:54:07 AM EST   I   Jakuba, Stefana, Romy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Skandaliczne fantazje profesora Marka

19 lutego, 2009

Czy ktokolwiek rozsądnie myślący może jeszcze wątpić w to, że student polonistyki i filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego, współpracownik Komitetu Obrony Robotników Stanisław Pyjas zginął w nocy z 6 na 7 maja 1977 roku w wyniku śmiertelnego pobicia przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa PRL lub wynajętych przez nich zbirów, a jego ciało zostało następnie podrzucone na klatce schodowej kamienicy przy ulicy Szewskiej 7 w Krakowie?

Zupełnie inną koncepcję na temat przyczyn jego śmierci przedstawił jednak w książce pt. „Głośne zdarzenia w świetle medycyny sądowej” emerytowany profesor Zdzisław Marek. O jego zdumiewającej opinii poinformowała "Rzeczpospolita":
   
"Profesor stawia hipotezę, że pijany student dobijał się do koleżanki mieszkającej na II piętrze kamienicy i został uderzony gwałtownie otwieranymi przez kogoś drzwiami. Zrezygnował z wizyty, zszedł na dół, a tam, siedząc u stóp schodów, zachłysnął się krwią z wargi zranionej przy uderzeniu drzwiami. Zaczął się dusić i upadł na posadzkę, doznając kolejnych urazów."
   
Warto przypomnieć, że to właśnie prof. Marek był biegłym sądowym, który przeprowadzał ekspertyzę w sprawie obrażeń na ciele Pyjasa. Na podstawie jego opinii prokuratura poinformowała wówczas, że pijany student potknął się na schodach, spadł i zadławił własną krwią.
   
W kolejnych śledztwach, prowadzonych w latach 90., ponad wszelką wątpliwość  ustalono, że Pyjas został pobity, a jego zwłoki podrzucone na klatkę schodową kamienicy przy ul. Szewskiej 7.
   
Prof. Marek najwidoczniej zapomniał, że kilkanaście lat temu powiedział dziennikarce Radia Kraków (nie wiedząc, że ma ona włączony magnetofon); "ktoś Pyjasowi dał po mordzie... ale ja nie wiem kto". W 1991 roku rektor Akademii Medycznej w Krakowie uznał go za persona non grata, a po stwierdzeniu przez specjalnie w tym celu powołaną komisję, że naruszył on normy etyczne pracownika nauki, został pozbawiony funkcji kierownika Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej.
   
Dzisiaj dawny biegły nieoczekiwanie powraca do swojej wersji z 1977 roku, a w dodatku oskarża o  współodpowiedzialność za śmierć studenta UJ... Bronisława Wildsteina.
   
"Wielce ciekawe i niecodzienne było zachowanie w tym przypadku Bronisława W. – najbliższego przyjaciela (jak wielokrotnie twierdził) Staszka, a także towarzysza w ostatnim dniu życia. Zostawił nietrzeźwego przyjaciela w mieście, potem wyjechał na wiele lat za granicę. Wrócił, gdy sprawa <niegodnego postępowania biegłego> już się przedawniła. (...) Może jednak <przedawnienie> dotyczyło innej sprawy, na przykład nieumyślnego zadania obrażeń? Musi to jednak pozostać w sferze domysłów, chyba że ci, którzy znają prawdę, zdecydują się mówić" – napisał prof. Marek w swojej najnowszej publikacji.
   
Na tak bezczelne dictum ostro zareagowali na łamach "Rzeczypospolitej" historyk, doradca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, doktor habilitowany Antoni Dudek oraz dawni współpracownicy KOR i członkowie Studenckiego Komitetu Solidarności z Krakowa:
   
" - Na tym przykładzie widać najlepiej, że prof. Marek jest kłamcą, i to dość nieudolnym. Gdyby SB miała choć cień możliwości, by obarczyć Wildsteina winą za śmierć Pyjasa, skwapliwie by z tego skorzystała - uważa Antoni Dudek.
   
- Chorobliwa nienawiść zaślepiła prof. Marka. Przecież dokładnie wiadomo, co w dniu śmierci Staszka robił Bronek i że nie spotykał się wtedy z przyjacielem. A potem uparcie walczył o prawdę w sprawie Pyjasa - tłumaczy Bogusław Sonik, dawny opozycjonista, a dziś eurodeputowany. Wraz z Wildsteinem był współzałożycielem Studenckiego Komitetu Solidarności, który domagał się wyjaśnienia okoliczności śmierci Pyjasa.
   
Inny działacz opozycji prof. Ryszard Terlecki przypomina, że Wildstein wyjechał za granicę dopiero cztery lata po śmierci studenta i musiał tam zostać po ogłoszeniu stanu wojennego.
   
Sam Wildstein słowa prof. Marka kwituje krótko: – Kanalia, po prostu kanalia. Za to, że opisałem jego rolę w sprawie Pyjasa, wytoczył mi proces i wygrał, co wiele mówi o naszym wymiarze sprawiedliwości.
   
Zdzisław Marek nie pominął tego zresztą w swojej książce. Przypomina, jak z jego oskarżenia sąd prawomocnie skazał Bronisława Wildsteina na karę grzywny i nawiązki oraz opublikowanie wyroku w gazecie za to, że w 1991 roku publicznie obwiniał medyka o tuszowanie sprawy zabójstwa Pyjasa i nazwał go m.in. <najbardziej cynicznym wspólnikiem zbrodni>, który tylko dzięki przedawnieniu uniknął odpowiedzialności."
   
Po nagłośnieniu przez "Rzeczpospolitą" bulwersujących fragmentów książki prof. Marka, prowadzący w latach 90. śledztwo w sprawie przyczyn śmierci Pyjasa prokurator Krzysztof Urbaniak ponownie potwierdził na konferencji prasowej swoje ówczesne ustalenia. Znalazły się one w wydanej w 2001 roku razem z IPN książce pt. "Sprawa Stanisława Pyjasa", w której przedstawiono wszystkie dotychczasowe dokumenty w tej materii.
   
Obecne twierdzenia prof. Marka Urbaniak określił mianem „fantazyjnych wersji, dalekich od rzeczywistych ustaleń, zmierzających być może do wybielenia własnej osoby".  Wyraził zdziwienie z tego powodu, "bo autor tej publikacji zna naszą książkę, w której podano ustalenia dotyczące przyczyny śmierci i mechanizm powstałych obrażeń", a nawet powołuje się na nią w swojej. Mimo to "snuje własne fantazje".
   
Twierdzeń emerytowanego profesora nie chciał natomiast w ogóle skomentować naczelnik pionu śledczego Krakowskiego Oddziału IPN prokurator Piotr Piątek. Powiedział on tylko dziennikarzom, że realizuje własny plan śledztwa, w którego toku przesłuchuje kolejnych świadków. Jednym z nich jest Lesław Maleszka, który zeznawał już w poprzednich dochodzeniach, jeszcze przed ujawnieniem jego roli jako tajnego współpracownika SB, donoszącego m.in. na Pyjasa.
   
Od maja 2008 roku śledztwo przejął IPN. Do tej pory zarzuty utrudniania dochodzenia w latach 70. przedstawiono sześciu osobom. Trzech zmarło w toku postępowania, dwóch zostało prawomocnie skazanych, zaś proces przeciw byłemu wiceministrowi spraw wewnętrznych generałowi Bogusławowi Stachurze został zawieszony z powodu złego stanu zdrowia oskarżonego.
   
Prof. Marek podjął w swojej książce (zaopatrzonej prze wydawcę adnotacją: "interpretacje opisanych zdarzeń są wyrazem poglądów i wiedzy Autora") jeszcze jeden wątek, w którym zniesławia pamięć znanego krakowskiego adwokata doktora Andrzeja Rozmarynowicza (zmarłego w 1999 roku).   
   
Powtarza mianowicie wersje peerelowskiej prokuratury i SB, dotyczące dwukrotnego pobicia w 1985 roku przez "nieznanych sprawców" księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Sugerowano wówczas, że związany z opozycją kapłan upozorował je sam lub przy czyjejś pomocy.
   
"Rzeczpospolita" przypomina:   
   
"Mecenas był m.in. pełnomocnikiem ks. Zaleskiego i rodziny Pyjasa. Wielokrotnie krytykował opinie wydawane w tych sprawach przez Zakład Medycyny Sądowej."
   
Prof. Marek twierdzi, że powód niechęci Rozmarynowicza do niego był bardzo prozaiczny:
   
"Przed laty zaproponował mi jako kierownikowi katedry obopólną <korzystną"> współpracę. Sugerował, aby jego klientom wydawać przychylne opinie w zamian za udział w zyskach. Ku swemu zaskoczeniu, odszedł z niczym, ale zniewagi nie zapomniał i później nie zaniedbał żadnej okazji szkalowania nas".
   
Swoją drogą ciekawe, kogo ma na myśli emerytowany biegły, pisząc "nas".
   
Tymi słowami oburzony jest były minister sprawiedliwości-prokurator generalny RP profesor Zbigniew Ćwiąkalski, mówiąc "Rzeczypospolitej":
   
" - To jest obrzydliwe! Adwokat już nie żyje i nie może sam się bronić. Jako jeden z nielicznych miał odwagę występować przeciwko władzom PRL."
   
Podobną dezaprobatę wyraził również ksiądz biskup Tadeusz Pieronek, który znał mecenasa Rozmarynowicza jako prawnika często reprezentującego krakowską Kurię Metropolitalną.
   
A Krzysztof Urbaniak pyta na łamach "Rzeczypospolitej":    
   
" - Czemu po rzekomej rozmowie z adwokatem prof. Marek nie zgłosił tego prokuraturze, choć było to jego obowiązkiem?"
   
"Głośne wydarzenia w świetle medycyny sądowej" opublikowało w nakładzie 2 tysięcy egzemplarzy krakowskie Wydawnictwo Medyczne. Można je kupić w księgarniach medycznych i w internecie. Jak dowiedziała się "Rzeczpospolita", prowadzący śledztwo w sprawie śmierci Pyjasa pokuratorzy IPN zamierzają zapoznać się z książką profesora Zdzisława Marka i być może przesłuchać go na okoliczność zawartych w niej hipotez oraz opinii.

Jerzy Bukowski