KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 28 listopada, 2024   I   04:40:05 AM EST   I   Jakuba, Stefana, Romy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Stratowani turyści na Gubałówce

28 stycznia, 2009

To się musiało w końcu zdarzyć. Spłoszony koń z saniami stratował 26 stycznia około godziny 15.10 grupę osób i porwał wózek wraz z małym dzieckiem w okolicach górnej stacji kolejki na Gubałówce.

- To cud, że żyjemy. To były dosłownie sekundy. Wszyscy krzyczeli. Nikt nie wiedział, co się dzieje - mówili reporterom TVN 24 poszkodowani w nietypowym wypadku.
   
Według relacji świadków, rannych zostało od sześciu do ośmiu osób. Dwoje najciężej poszkodowanych zabrał śmigłowiec Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.  Dokładna liczba poturbowanych nie jest jeszcze znana, do szpitala przez całe popołudnie zgłaszały się bowiem kolejne osoby z pomniejszymi obrażeniami.
   
Chwilę prawdziwej grozy przeżyli rodzice małego dziecka, które zostało porwane przez pędzące sanie. Na szczęście nikomu z całej trójki nic się nie stało.
   
- Koń z saniami wjechał w grupę pieszych, spacerujących grzbietem Gubałówki. Woźnica wraz z pasażerami wypadł z sań. Próbował jeszcze za lejce zatrzymać spłoszonego konia, ale nie był w stanie. Policji nie udało się na razie ustalić, kto prowadził zaprzęg. Nie ustaliliśmy też, w którą stronę uciekł woźnica. Będzie to można rozpatrywać w kategoriach wypadku drogowego, za co grozi kara pozbawienia wolności do lat 3. Nie wiadomo także,  czy woźnica był trzeźwy - powiedziała dziennikarzom rzeczniczka zakopiańskiej policji, starszy aspirant Monika Kraśnicka-Broś.
   
W akcji ratunkowej uczestniczyło kilka karetek pogotowia ratunkowego, wspomniany śmigłowiec TOPR, liczni policjanci i strażacy. Trwa dochodzenie na temat przyczyn i przebiegu zdarzenia.
   
Dlaczego napisałem w pierwszym zdaniu, że takie wydarzenie musiało w końcu nastąpić? Ponieważ fantazja powożących saniami w Zakopanemi okolicach nie zawsze trzeźwych (choć bynajmniej nie generalizuję) górali oraz daleko posunięta nieostrożność turystów (często również wzmożona alkoholem) stanowią piorunującą mieszankę. Nie jeden raz było już o krok od tragedii, no i wreszcie nastąpiła. Szczęście w nieszczęściu, że skończyło się bez śmiertelnych ofiar.

Jerzy Bukowski