Tabloidy, zwane dawniej prasą brukową, ze swej istoty żywią się plotkami i sensacjami, niektóre z nich umiejętnie wyolbrzymiając, a nawet kreując.
Niekiedy robią to z wdziękiem i z fantazją, zdarza im się jednak także znacznie przekraczać granice dobrego smaku, nie mówiąc już o granicach intymności opisywanych przez siebie osób, które nie zawsze są z tego powodu szczęśliwe, aczkolwiek nie brakuje dzisiaj ludzi chętnych na sprzedaż wszystkich tajemnic alkowy.
Rozumiem, że każdy czołowy polityk oraz gwiazda ekranu, estrady i mediów musi mieć się na baczności, aby nie trafić na ich łamy w negatywnym dla siebie kontekście. Z drugiej strony mam uzasadnione podejrzenia, że wielu z tzw. celeberities, czyli osób znanych głównie z tego, że są znane, bardzo cierpi, jeśli przez kilka dni nie zauważa wokół siebie namolnych paparazzich, usiłujących zrobić im kompromitujące lub nobilitujące zdjęcia z ukrycia. Zgłaszają się wówczas sami do "Faktu", "Super Expressu", tudzież do kolorowych magazynów, śledzących salonowe życie, aby przypomnieć o swoim istnieniu.
Bohaterami tabloidów bywają jednak również tzw. zwykli Polacy, zwani inaczej przeciętnymi obywatelami. Mogą liczyć na ich zainteresowanie, jeżeli zrobią coś nietypowego, mającego posmak medialnej sensacji, ale bywa i tak, że proponuje im się wyłączność na opisanie jakiegoś pomysłu, oczywiście z nimi w głównych rolach. Czy jest on dziełem ich umysłów, czy też rodzi się za redaktorskim biurkiem - trudno o tym wyrokować; zapewne obie wersje są prawdziwe.
Jeśli ktoś usiłował zabić żonę piłą mechaniczną albo podpalić swój dom razem ze wszystkimi lokatorami, chcąc nie chcąc trafia na łamy tabloidów. Podobnie na poczesnym miejscu znajdzie się zawsze opis historii bohaterskiego nastolatka, bohatersko ratującego życie tonących w jeziorze równieśników, albo świadka kradzieży, który śmiało rusza w pościg za złodziejami, dogania ich, powala na ziemie i oddaje w ręce wezwanego przez siebie patrolu policji.
Z zupełnie inną sytuacją mamy natomiast do czynienia, gdy redakcja za pełną zgodą (inspiracją?) dwojga dojrzałych małżonków kibicuje im w realizacji pomysłu przywrócenia żonie przez chirurga błony dziewiczej, która nieopatrznie straciła z innym mężczyzną, zanim jeszcze poznała obecnego męża. Po kilkunastu latach postanowiła wynagrodzić mu fakt, że nie był jej pierwszym kochankiem i zdecydowała się na operację, po której małżonek mógł odbyć z nią wreszcie "prawdziwą" noc poślubną.
"Super Express" nie tylko szczegółówo opisał tę historię, ale zamieścił również zdjęcia z sali operacyjnej (na szczęście nie posuwając się zbyt daleko w penetracji aparatem fotograficznym) oraz z przygotowań do ponownej utraty błony przez "dziewicę z odzysku". Małżonkowie byli bohaterami gazety przez kilka kolejnych numerów, a redakcja skutecznie zachęcała czytelników do wypowiadania opinii na ten bulwersujący temat.
Były one oczywiście podzielone, ale najbardziej zdumiał mnie (i to jest właśnie geneza niniejszego artykułu) ksiądz, który bardzo chwalił poświęcenie żony dla męża, uznając jej decyzję za moralnie uzasadnioną. Nie widział on nic odrażającego, ani etycznie nagannego w postępowaniu kobiety, która w błysku fleszy postanowiła zostać ponownie dziewicą, czyli dokonać czegoś niemożliwego tak z logicznego, jak z fizjologicznego punktu widzenia.
Wypowiedź kapłana przekonała mnie, że w dzisiejszym świecie, rządzonym medialnymi sensacjami, nawet osobom duchownym zdarza się tracić głowę oraz zdolność odróżniania prawdy od fałszu. Zamiast zdecydowanie i jednoznacznie wyjaśnić, że bywają w życiu sytuacje nieodwracalne, które bynajmniej nie przekreślają jednak człowieka jako wyznawcę danej religii, podkreślić rolę sakramentu pokuty i wyśmiać pomysł zszywania resztek błony dziewiczej jako obliczony głównie na wywołanie sensacji, przyjął on konwencję tabloidu, mówiąc dokładnie to, czego spodziewała się odeń redakcja.
Być może inni księża odmówili "SE" wygłoszenia pochwały tej niesmacznej próby zawrócenia czasu, a zgodził się dopiero kolejny z zapytywanych. Nie zmienia to jednak mojego oburzenia, że mający wiernie i konsekwentnie strzec religijnych oraz moralnych zasad kapłan dał się wciągnąć w coś, co niewątpliwie przekroczyło ramy sympatycznej zabawy. Redakcja tabloidu może - jeśli chce (dla zwiększenia poczytności) - robić ludziom wodę z mózgu, ale reprezentujący powagę i magisterium Kościoła ksiądz nie powinien jej w tym pomagać
Czyżby nie zdawał on sobie sprawy, że jego pozytywna opinia w tej sprawie może spowodować, iż wielu czytelników, a zwłaszcza czytelniczek "Super Expressu" (a nie są to raczej tuzy intelektu) uzna fizyczne przywrócenie pochopnie utraconej błony dziewiczej za równoważne z moralnym powrotem do stanu czystości przedmałżeńskiej? No bo skoro nawet ksiądz pochwala takie zachowanie...
Jerzy Bukowski
Rozumiem, że każdy czołowy polityk oraz gwiazda ekranu, estrady i mediów musi mieć się na baczności, aby nie trafić na ich łamy w negatywnym dla siebie kontekście. Z drugiej strony mam uzasadnione podejrzenia, że wielu z tzw. celeberities, czyli osób znanych głównie z tego, że są znane, bardzo cierpi, jeśli przez kilka dni nie zauważa wokół siebie namolnych paparazzich, usiłujących zrobić im kompromitujące lub nobilitujące zdjęcia z ukrycia. Zgłaszają się wówczas sami do "Faktu", "Super Expressu", tudzież do kolorowych magazynów, śledzących salonowe życie, aby przypomnieć o swoim istnieniu.
Bohaterami tabloidów bywają jednak również tzw. zwykli Polacy, zwani inaczej przeciętnymi obywatelami. Mogą liczyć na ich zainteresowanie, jeżeli zrobią coś nietypowego, mającego posmak medialnej sensacji, ale bywa i tak, że proponuje im się wyłączność na opisanie jakiegoś pomysłu, oczywiście z nimi w głównych rolach. Czy jest on dziełem ich umysłów, czy też rodzi się za redaktorskim biurkiem - trudno o tym wyrokować; zapewne obie wersje są prawdziwe.
Jeśli ktoś usiłował zabić żonę piłą mechaniczną albo podpalić swój dom razem ze wszystkimi lokatorami, chcąc nie chcąc trafia na łamy tabloidów. Podobnie na poczesnym miejscu znajdzie się zawsze opis historii bohaterskiego nastolatka, bohatersko ratującego życie tonących w jeziorze równieśników, albo świadka kradzieży, który śmiało rusza w pościg za złodziejami, dogania ich, powala na ziemie i oddaje w ręce wezwanego przez siebie patrolu policji.
Z zupełnie inną sytuacją mamy natomiast do czynienia, gdy redakcja za pełną zgodą (inspiracją?) dwojga dojrzałych małżonków kibicuje im w realizacji pomysłu przywrócenia żonie przez chirurga błony dziewiczej, która nieopatrznie straciła z innym mężczyzną, zanim jeszcze poznała obecnego męża. Po kilkunastu latach postanowiła wynagrodzić mu fakt, że nie był jej pierwszym kochankiem i zdecydowała się na operację, po której małżonek mógł odbyć z nią wreszcie "prawdziwą" noc poślubną.
"Super Express" nie tylko szczegółówo opisał tę historię, ale zamieścił również zdjęcia z sali operacyjnej (na szczęście nie posuwając się zbyt daleko w penetracji aparatem fotograficznym) oraz z przygotowań do ponownej utraty błony przez "dziewicę z odzysku". Małżonkowie byli bohaterami gazety przez kilka kolejnych numerów, a redakcja skutecznie zachęcała czytelników do wypowiadania opinii na ten bulwersujący temat.
Były one oczywiście podzielone, ale najbardziej zdumiał mnie (i to jest właśnie geneza niniejszego artykułu) ksiądz, który bardzo chwalił poświęcenie żony dla męża, uznając jej decyzję za moralnie uzasadnioną. Nie widział on nic odrażającego, ani etycznie nagannego w postępowaniu kobiety, która w błysku fleszy postanowiła zostać ponownie dziewicą, czyli dokonać czegoś niemożliwego tak z logicznego, jak z fizjologicznego punktu widzenia.
Wypowiedź kapłana przekonała mnie, że w dzisiejszym świecie, rządzonym medialnymi sensacjami, nawet osobom duchownym zdarza się tracić głowę oraz zdolność odróżniania prawdy od fałszu. Zamiast zdecydowanie i jednoznacznie wyjaśnić, że bywają w życiu sytuacje nieodwracalne, które bynajmniej nie przekreślają jednak człowieka jako wyznawcę danej religii, podkreślić rolę sakramentu pokuty i wyśmiać pomysł zszywania resztek błony dziewiczej jako obliczony głównie na wywołanie sensacji, przyjął on konwencję tabloidu, mówiąc dokładnie to, czego spodziewała się odeń redakcja.
Być może inni księża odmówili "SE" wygłoszenia pochwały tej niesmacznej próby zawrócenia czasu, a zgodził się dopiero kolejny z zapytywanych. Nie zmienia to jednak mojego oburzenia, że mający wiernie i konsekwentnie strzec religijnych oraz moralnych zasad kapłan dał się wciągnąć w coś, co niewątpliwie przekroczyło ramy sympatycznej zabawy. Redakcja tabloidu może - jeśli chce (dla zwiększenia poczytności) - robić ludziom wodę z mózgu, ale reprezentujący powagę i magisterium Kościoła ksiądz nie powinien jej w tym pomagać
Czyżby nie zdawał on sobie sprawy, że jego pozytywna opinia w tej sprawie może spowodować, iż wielu czytelników, a zwłaszcza czytelniczek "Super Expressu" (a nie są to raczej tuzy intelektu) uzna fizyczne przywrócenie pochopnie utraconej błony dziewiczej za równoważne z moralnym powrotem do stanu czystości przedmałżeńskiej? No bo skoro nawet ksiądz pochwala takie zachowanie...
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE
Ostatnio Dodane
Urologia. Leczenie niepłodności i nowotworów w Nowym Jorku. Urolog Simon Barkagan MD, Phd mówi po polsku
Rozwód bezsporny a rozwód zakwestionowany w USA. Adam Mank na rozwody w NY i NJ
Pożyczki na domy i przefinansowanie w Nowym Jorku. Jolanta Mogilewska
Old Europe Foods - internetowy polski sklep spożywczy w USA
Kolędnicy i Wigilijny Spektakl z The Tinseltones Carolers 2024
Adwokat w New Jersey. Robert Socha
Grzegorz Braun zaprasza na wyjątkowe wydarzenie kulturalne! Film "Gietrzwałd 1877. Wojna Światów"
zobacz wszystkie