KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 28 listopada, 2024   I   02:54:03 AM EST   I   Jakuba, Stefana, Romy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Lojalny Kiszczak

31 grudnia, 2008

Trzeba przyznać, że generał Czesław Kiszczak - były minister spraw wewnętrznych PRL i jedna z najważniejszych postaci w komunistycznym reżimie lat 80. ubiegłego wieku po raz kolejny daje piękny pokaz lojalności wobec dawnych tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa oraz oficerów kierowanego przezeń wówczas resortu.

Głównie w takich kategoriach odbieram bowiem opublikowane przez niego na łamach "Gazety Wyborczej" oświadczenie, w którym usiłuje przekonać opinię publiczną, że polecił swoim podwładnym "zapisywać informacje z podsłuchów jako doniesienia od agentów". Bez ogródek przyznaje, że czyni to z poczucia lojalności w stosunku do ludzi, którzy dobrowolnie - a często wręcz z patriotycznych (we własnym mniemaniu) pobudek - podjęli współpracę z komunistyczną bezpieką w gruntowanym przez jej funkcjonariuszy przekonaniu, iż ich dane będą chronione po wsze czasy.
   
Kiszczak daje też niedwuznacznie do zrozumienia, iż najważniejsza agentura SB nie została jeszcze ujawniona i prawdopodobnie nie stanie się to nigdy, ponieważ nie stosowano wobec niej rutynowych działań, czyli nie pobierano oświadczenia o rozpoczęciu współpracy i  nie pozostawiano po niej żadnych śladów na piśmie. Ta wąska grupa najcenniejszych informatorów oraz tzw. agentów wpływów określana była mianem "koks", czyli "kontaktów operacyjnych kierownictwa służby".
   
Należy domniemywać, że ci specjalnie chronieni ludzie odegrali ogromną rolę w okresie transformacji ustrojowej pocztku lat 90., a większość z nich zapewne nadal piastuje ważne funkcje państwowe, złączona różnorakimi i obustronnie korzystnymi więzami z dawnymi oficerami prowadzącymi. Gdybyśmy poznali ich nazwiska oraz donosicielską aktywność, trzeba byłoby dokonać poważnych korekt w ciągle jeszcze nie do końca spisanej historii przejścia od PRL do III RP. Ale szanse na to są bardzo nikłe.
   
I to jest dla mnie najważniejsze przesłanie Kiszczaka. Kwestię rzekomego przekwalifikowywania doniesień agentów na zapisy z podsłuchów ich telefonów wybitni historycy (nie tylko z Instytutu Pamięci Narodowej) niemal jednogłośnie nazwali odgrzewaniem starego kotleta. Takie działania były bez sensu. Najkrócej i najbardziej dosadnie wyjaśnił to Grzegorz Majchrzak z Biura Edukacji Publicznej IPN w "Rzeczypospolitej":
   
"Dane z podsłuchu były z punktu widzenia SB dużo bardziej wiarygodne niż doniesienia najlepszego nawet agenta! Pochodziły bowiem z pierwszej ręki, podczas gdy informacje od agentury w najlepszym wypadku z drugiej (stenogram z rozmowy z tajnym współpracownikiem), a najczęściej z trzeciej (notatka esbeka). I siłą rzeczy mogły zostać zniekształcone."
   
Tak więc oświadczenie Kiszczaka nie jest niczym nowym, chociaż może brzmieć sensacyjnie, szczególnie dla ludzi programowo kwestionujących wiarygodność esbeckich archiwów. Niewątpliwie ułatwi też ono obronę wielu osobom wpisanym przez IPN na listę tajnych współpracowników SB. Będą się one teraz zarzekać - zwłaszcza jeśli teczki ich pracy zostały zniszczone bądź mocno przetrzebione po 1989 roku i nie zachowały się w nich własnoręcznie pisane raporty, ani pokwitowania przyjmowania materialnych gratyfikacji - że o niczym nie powiadamiali swoich oficerów prowadzących, lecz byli podsłuchiwani przez bezpiekę, czyli de facto należy im się status pokrzywdzonych, a nie osobowych źródeł informacji.
   
Były szef tajnej policji PRL w widoczny sposób stara się otoczyć ich parasolem ochronnym, ale są w nim liczne dziury, przez które doświadczeni archiwiści IPN znakomicie potrafią dostrzec prawdę o haniebnej przeszłości dawnej agentury, rozpaczliwie usiłującej kwestionować zachowane dokument na swój temat.
   
Tajemnicą pozostaje natomiast - przynajmniej na razie - powód, dla którego generał Czesław Kiszczak akurat teraz, u schyłku 2008 roku, zdecydował się na wydanie takiego oświadczenia.
   
Czyżby wiedział lub spodziewał się czegoś ważnego (przełomowego), co wkrótce może zostać w tej materii opublikowane i postanowił uprzedzić wydarzenia, ponownie przypominając nie zdemaskowanym jeszcze najważniejszym agentom komunistycznej bezpieki, że stara się ich chronić przed ujawnieniem, dobrze by więc było, aby i oni odwzajemnili jego lojalność? Zwłaszcza że to przecież oni, a w pierwszym rzędzie "koksy" mają więcej do stracenia, gdyby ich niechlubna przeszłość ujrzała światło dzienne, aniżeli prowadzącyc ich oficerowie, nawet bardzo wysokiego szczebla.
   
Ten telefoniczny kamuflaż nie może się jednak udać, bo - jak twierdzi Majchrzak - "poznajemy i będziemy poznawać nazwiska kolejnych agentów bezpieki, w tym tych najcenniejszych, nawet jeśli nie byli rejestrowani i nawet jeśli ślady ich działalności zacierano."

Jerzy Bukowski