KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 18 kwietnia, 2024   I   09:01:14 PM EST   I   Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Gang wsadzaczy palców

22 grudnia, 2008

Nie kradną, nie biją, nie awanturują się, nawet nie wyzywają wulgarnymi słowami. Co w takim razie robią? Podchodzą do jedzących na wolnym powietrzu posiłek klientów restauracji, barów, kawiarni i wsadzają palce do spożywanych przez nich potraw, a kiedy ci z obrzydzeniem odsuwają talerze, błyskawicznie pochłaniają ich zawartość.

Taki gang wsadzaczy palców opisała ostatnio "Gazeta Wyborcza" w swoim krakowskim wydaniu. Uaktywnili się oni bowiem podczas tegorocznych Targów Bożonarodzeniowych, odbywających się na Rynku Głównym. Jest tam mnóstwo punktów gastronomicznych, oferujących lokalne potrawy z różnych części Małopolski. Wiele osób korzysta z ich oferty, posilając się w przedświątecznym nastroju.
   
I wtedy podchodzą do nich wsadzacze palców, nie zawsze zresztą wyglądający na lumpów. Często są to ludzie porządni ubrani, uśmiechnięci, nie wzbudzający podejrzeń. Z radością zatapiają końce swoich rąk w bigosy, kiełbasy z rusztu, karkówki z grilla, golonki, a także w grzane wino z korzeniami. Niektórzy z czułością poklepują te potrawy wierzchem dłoni, dodając smakowity - nomen omen - komentarz typu: "jaka śliczna karkóweczka", po czym szybko porywają plastikowe tacki z ich zawartością, bo mało który konsument  usiłuje ich bronić.
   
Rzadziej zdarza się, że konsument jest szantażowany wsadzeniem palców w spożywane danie i zmuszony do wykupienia się drobną kwotą. Przypomina to nieco słynne opowiadanie Juliana Tuwima o przedwojennych miejskich urwisach, domagających się od wchodzących do kina na film kryminalny widzów małych datków pod groźbą wyjawienia, kto okaże się mordercą.
   
Zaskoczeni klienci targów nie bardzo wiedzą, jak się zachować. W pierwszej chwili chcą ostro zareagować, ale widząc otaczającą wsadzacza gromadkę jego wspólników, odstępują od doraźnego wymierzenia mu sprawiedliwości. Czasami usiłują wezwać policję lub straż miejską, ale zanim patrol stróżów porządku publicznego dotrze na miejsce gastronomicznego przestępstwa, po gangu nie ma już śladu.
   
No cóż, jedyną stosowną reakcją byłaby chyba taka, którą opisał jeden z czytelników "Gazety Wyborczej". Wiele lat temu podszedł do niego w barze mlecznym menel i ostentacyjnie wsadził rękę do spożywanych przez jego znajomą pierogów. Widząc jej zaskoczenie, uprzejmie powiedział:
   
- Chyba nie będzie już ich pani jadła.  
Na co ona - po sekundzie namysłu - równie grzecznie odparła;
- Ależ skąd, życzę smacznego, ale proszę przyjąć ode mnie jeszcze trochę sosu.
   
Po czym siarczyście splunęła do talerza, wywołując jeszcze większe zdziwienie intruza, który odszedł jak niepyszny jeszcze szybciej niż się pojawił.

Jerzy Bukowski