KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 28 listopada, 2024   I   01:34:55 AM EST   I   Jakuba, Stefana, Romy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Co wolno, a czego nie szefowi dyplomacji?

08 grudnia, 2008

Trwa ożywiona dyskusja polityków i publicystów, czy Radosław Sikorski nie przesadził, używając w stosunku do wrogów Lecha Wałęsy określenia \"karły moralne\" i na ile był w tym momencie spontaniczny, a na ile świadomie wzorował się na słynnym przemówieniu Józefa Piłsudskiego w sali Malinowej warszawskiego hotelu Bristol, w którym marszałek Polski tak właśnie odniósł się - chociaż również bez wymieniania nazwisk - do endeków.

No bo nikomu nie przyszło chyba do głowy, aby dobrze znający najnowszą historię Polski i znany z antykomunistycznej przeszłości minister spraw zagranicznych chciał się odwołac do niesławnego plakatu o „AK – zaplutym karle reakcji”.
   
Ci, którzy uważają te słowa za przesadne podkreślają, że od szefa dyplomacji należy oczekiwać znacznie wyższych standardów niż od innych polityków. Na więcej może sobie bowiem pozwolić poseł na sejmowej sali, a na mniej minister spraw zagranicznych, z urzędu zobowiązany do powściągliwości w słowach, gestach i zachowaniach.
   
Obrońcy Sikorskiego twierdzą zaś, że były to wprawdzie ostre słowa, ale mieszczące się w dopuszczalnych granicach repliki, zwłaszcza że atmosfera polityczna jest w Polsce w ostatnich dniach bardzo gorąca i padają w niej o wiele gorsze epitety, w dodatku wypowiadane wobec konkretnych, wskazanych z nazwiska osób.
   
Podkreślają też, że Sikorski był na jubileuszowej akademii Wałęsy prywatnie, a nie służbowo, na co ich interlokutorzy odpowiadają natychmiast, że ministrem spraw zagranicznych (podobnie jak prezydentem, czy premierem) jest się cały czas i nigdy nie wolno o tym zapominać, ani udawać, że wychodzi się choćby na chwilę z tej wymuszającej ostrożność w każdej minucie roli.
   
A mnie ta sytuacja przypomina słynne powiedzenie jednego z ważnych polityków któregoś z państw europejskich (nie pamiętam, niestety, którego) na wieść o tym, że ambasador jego kraju popełnił jakąś kolosalną gafę w kraju sprawowania swej misji dyplomatycznej. Pokiwał on z politowaniem głową i ze smutkiem skontatował:
   
"Tak niewiele wymaga się dzisiaj - w dobie telefonów i teleksów - od ambasadora. Praktycznie tylko jednego: żeby nie zes..ł się podczas wręczania listów uwierzytelniających. A naszemu nawet to się nie udało."

Jerzy Bukowski