KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 27 listopada, 2024   I   11:34:08 PM EST   I   Franciszka, Kseni, Maksymiliana
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Nowe kłopoty księdza Zaleskiego

30 października, 2008

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski poinformował na swoim blogu (www.isakowicz.pl), że został po powrocie z Kanady oficjalnie poinformowany, iż ważna osoba w Kościele postawiła mu szereg zarzutów, sugerując przy tym jego przełożonym, aby  podjęli decyzji o odebraniu mu prawa do spełniania funkcji kapłańskich.

Tym razem poszło jednak nie o ujawnienie kolejnych kapłanów-tajnych współpracowników komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, ale o sprawę nagłośnionego ostatnio przez krakowskiego księdza ludobójstwa, dokonanego na Polakach, Ormianach i Żydach przez nacjonalistów ukraińskich na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej w czasie II wojny światowej i po niej.
   
Ks. Zaleski zgodnie z poleceniem merytorycznie odpowiedział na te zarzuty, prosząc równocześnie swoje władze o opublikowanie przez nie wszystkich dokumentów. Nie ma bowiem nic do ukrycia, a poza tym rodziny pomordowanych Kresowian mają prawo znać stanowisko kościelnej hierarchii w żywo interesującej je kwestii.
   
Zamieścił też na blogu listu-odpowiedź, jaki wystosował do swojego bezpośredniego zwierzchnika - metropolity krakowskiego, księdza kardynała Stanisława Dziwisza. Oto jego treść, w której ujawnione zostaje także nazwisko owej "ważnej osoby w Kościele":

„Nie o zemstę lecz o pamięć wołają ofiary” -  z pomnika ku czci ofiar ludobójstwa na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
"Kresowian zabito dwukrotnie, raz przez ciosy zadane toporami, drugi raz przez przemilczenie" – z pamiętnika śp. Jana Zaleskiego.
   
Jego Eminencja
Ksiądz Kardynał Stanisław Dziwisz
Kuria Metropolitalna w Krakowie
   
Po powrocie z Kanady odebrałem pismo nr 3013/ 2008 wraz z załącznikami, wśród których jest list Jego Ekscelencji Arcybiskupa Greckokatolickiego Jana Martyniaka z dnia 29 września 2008 r. Niniejszym odpowiadam:
   
Z przykrością muszę stwierdzić, że wspomniany powyżej list Jego Ekscelencji Arcybiskupa Greckokatolickiego zawiera szereg oskarżeń i sformułowań, które naruszają moje dobre imię. Trudno mi się do tego typu określeń ustosunkować inaczej, jak tylko wyrażając swoje oburzenie i swój smutek. Szczególnie przykre jest ostatnie zdanie listu Jego Ekscelencji, które ma postać pytania retorycznego, a w rzeczywistości zawiera sugestię, abym został usunięty z szeregów kapłanów Kościoła katolickiego. Nawiasem mówiąc, list tej w swojej treści i formie przypomina pisma ambasadora Turcji, który w 2004 r., ingerując w wewnętrzne sprawy archidiecezji krakowskiej, starał się nie dopuścić do ustawienia przy kościele św. Mikołaja ormiańskiego krzyża-pomnika, dedykowanego 1,5 milionowi Ormian, którzy zginęli w czasie ludobójstwa dokonanego w latach 1915-1917 przez rząd turecki.
   
Co do innych zarzutów postawionych we wspomnianym liście, to oświadczam, że podtrzymuję wszystko to, co o ludobójstwie na Kresach Wschodnich, dokonanym w latach 1939-1947 na Polakach, Żydach i Ormianach przez zbrodniarzy z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Armii Powstańczej, napisałem lub powiedziałem we wszystkich swoich artykułach, w tym zwłaszcza w wywiadzie dla dziennika „Polska” oraz w wydanej niedawno książce „Przemilczane ludobójstwo na Kresach”.
   
Jeżeli ktokolwiek uważa, że napisałem lub powiedziałem nieprawdę, to powinien wystąpić do sądu kościelnego lub cywilnego, aby po powołaniu ekspertów historycznych można było uzyskać sprawiedliwy i bezstronny osąd. Jeżeli ktoś jednak nie ma na to odwagi, to nie powinien za pomocą zakulisowych nacisków <kneblować> autora niewygodnych dla siebie publikacji. Ze swej strony oświadczam, że jestem gotów w każdej chwili stawić się na ewentualną rozprawę sądową i bronić swoich racji.
   
Prawo, a nawet moralny obowiązek, aby zająć się problematyką wspomnianego ludobójstwa, mam dlatego, że w rodzinnej wsi mojego śp. Ojca i śp. moich Dziadków, w Korościatynie k. Monasterzysk w powiacie buczackim na Tarnopolszczyźnie, bandy UPA  w bestialski sposób wymordowały prawie 170 osób, głównie kobiet, dzieci i starców, w tym kilku moich krewnych, a akcją ludobójczą kierował m.in. jeden z księży greckokatolickich wraz ze swoją córką oraz z synem innego duchownego. Mój śp. Ojciec zapisał w swym pamiętniku:
   
„W nocy z 28 na 29 lutego 1944 r. banderowcy rozpoczęli rzeź mieszkańców Korościatyna. Rozpoczęli <żniwo> równocześnie z trzech stron, trzech wylotowych dróg, od Wyczółek, od Zadarowa (ukraińskiej wsi) i od Komarówki. Działały trzy wyspecjalizowane grupy: pierwsza <pracowała> toporami, druga rabowała, trzecia, złożona głównie z kobiet i wyrostków, paliła systematycznie domostwo po domostwie. Rzeź trwała niemal przez całą noc. Słyszeliśmy przerażające jęki, ryk palącego się żywcem bydła, strzelaninę. Wydawało się, że sam Antychryst rozpoczął swą działalność!”
   
Z kolei moja śp. ciocia Aniela Muraszka, późniejsza siostra zakonna w Zgromadzeniu Adoratorek Przenajświętszej Krwi Chrystusa, zapisała we wspomnieniach:
   
„Mordowano zagrodę po zagrodzie. Wszystko było połączone z rabunkiem. Przede wszystkim odwiązywano z postronków krowy i konie, a następnie uprowadzano je. Ukrainki wpadały do domów i przeskakując poprzez trupy kradły co się tylko dało, nawet obrusy, talerze i garnki. Za banderowcami jechały puste sanie, na które wrzucono łupy. Zdejmowano też kożuchy i buty zabitym. Później podkładano ogień. W grupie podpalaczy byli nawet czternastoletni chłopcy
   
Również w polsko-ormiańskim mieście Kuty nad Czeremoszem na Pokuciu w województwie stanisławowskim, z którymi to terenami związana jest od wieków rodzina mojej Matki, nacjonaliści ukraińscy z UPA w dniach 21-23 kwietnia 1944 r. wymordowali 200 Polaków i Ormian. W akcji ludobójczej brał również ksiądz greckokatolicki, który po wojnie spokojnie pracował nadal jako kapłan w Kanadzie. Relacja Alicji Grażyny Gäntner, mieszkającej obecnie w Krakowie:
   
„Z naszego domu wszyscy zdążyli uciec, ale pozostała prababcia, która ze względu na wiek nie chciała się nigdzie ruszać. Poza tym, postanowiła udawać rusińską służącą. Gdy do domu wpadli banderowcy od razu rozpoznała ich szefa, choć był on zamaskowany. Był nim pop Zakrzewski. On też ją rozpoznał i dlatego walnął ją kolbą karabinu w głowę, aby go nie wydała. Myślał, że ją zabił, ale ona przeżyła i wszystko to nam opowiedziała. Od uderzenia ogłuchła jednak całkowicie”
   
Po moim śp. Ojcu, który był pracownikiem naukowym jednej z krakowskich uczelni, otrzymałem bogate archiwum kresowe, w tym też zebrane przez niego relacje naocznych świadków ludobójstwa. Kontynuując jego dzieło, zebrałem 182 relacje od kolejnych świadków. Zebrałem też relacje o męczeństwie wielu księży rzymskokatolickich, których męczeństwo jest do dnia dzisiejszego zapomniane przez Kościół katolicki w Polsce. Czyniłem to także dlatego, że poważnie potraktowałem słowa Ojca Świętego Jana Pawła II, wygłoszone w 1999 r. w Bydgoszczy. Cytuję:
   
"Nasze stulecie również zapisało wielką martyrologię. Sam w ciągu dwudziestu lat mego pontyfikatu wyniosłem do chwały ołtarzy wielkie grupy męczenników: japońskich, francuskich, wietnamskich, hiszpańskich, meksykańskich. A iluż ich było w okresie drugiej wojny światowej i w czasie panowania totalitarnego systemu komunistycznego! Cierpieli i oddawali życie w hitlerowskich czy też sowieckich obozach zagłady (...) Nasz wiek, nasze stulecie ma swe szczególne martyrologium jeszcze nie w pełni spisane. Trzeba je zbadać, trzeba je stwierdzić, trzeba je spisać. Tak jak spisały martyrologia pierwsze wieki Kościoła, i to jest do dzisiaj naszą siłą, tamto świadectwo męczenników pierwszych stuleci. Proszę wszystkie Episkopaty, ażeby do tej sprawy przywiązały należytą uwagę. (...) Trzeba ażebyśmy przechodząc do trzeciego tysiąclecia spełnili obowiązek, powinność wobec tych, którzy dali wielkie świadectwo Chrystusowi w naszym stuleciu."
  
Na postawie zebranych materiałów i relacji, konsultując się z kompetentnymi historykami, napisałem w ostatnich latach kilkanaście mniejszych lub większych publikacji, w tym wspomnianą książkę. Posługiwałem się uczciwym warsztatem naukowym, którego nauczyłem się od promotora mojej pracy magisterskiej, śp. ks. prof. dr hab. Bolesława Kumora, którego Wasza Eminencja znał osobiście. Nie mam więc nic sobie do zarzucenia w tej sprawie.
   
Zdaję sobie sprawę, że przytoczone przeze mnie fakty i relacje świadków są szokujące dla wiele Ukraińców, ale taka niestety jest prawda historyczna, którą trzeba opisywać, a nie <zalewać betonem na kolejne 50 lat>. Bolesne są szczególnie przypadki angażowania się niektórych księży prawosławnych z Wołynia i księży greckokatolickich z Kresów Południowo-Wschodnich  w zbrodnie ludobójcze. Bolesne są też błędy polityczne popełniane przez metropolitę greckokatolickiego Andrzeja Szeptyckiego, człowieka skądinąd zasłużonego dla Kościoła. O tych sprawach pisałem uczciwie i to tylko na podstawie niezbitych faktów. Cytuję fragment swojej książki, ustosunkowując się w ten sposób do trzech innych zarzutów Jego Ekscelencji Księdza Arcybiskupa:
   
„Sprawcami ludobójstwa dokonanego na Kresach nie byli islamscy radykałowie czy ateiści wychowani w komunistycznym duchu, ale z dziada pradziada wierni Kościoła wschodniego, ci co pochodzili z zaboru rosyjskiego, czyli z Wołynia, należeli do Cerkwi prawosławnej; natomiast ci z zaboru austriackiego, czyli z Kresów Południowo-Wschodnich, do Kościoła katolickiego obrządku greckokatolickiego. Pozostawiając na potrzeby innego opracowania sprawę Cerkwi, będącej w tym czasie mocno zacofanej pod każdym względem, trzeba zadać kilka pytań pod adresem bratniego obrządku katolickiego. Miał on bowiem wówczas ogromny wpływ na mniejszość ukraińską w Polsce,  a w jego duchu wychowali się najważniejsi ideolodzy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, z których część była nawet dziećmi unickich księży.
   
Zasadnicze pytanie dotyczy postawy arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego. Wywodził się on ze starej arystokratycznej rodziny pochodzenia rusińskiego, która swego czasu spolonizowała się, przechodząc z obrządku wschodniego na rzymski. Jego dziadkiem był pisarz Aleksander Fredro, a bratem polski generał Stanisław Szeptycki, który w imieniu Polski przejmował Górny Śląsk. Z kolei jego bratanek, kleryk rzymskokatolicki i oficer rezerwy WP, zginął w Katyniu. Była to więc rodzina polskich patriotów. Jednak przyszły arcybiskup jako młody człowiek przeszedł z kolei na obrządek greckokatolicki (co jednoznaczne było z wyborem narodowości ukraińskiej), zostając zakonnikiem, a później metro-politą lwowskim i zwierzchnikiem całego owego obrządku.
   
Był człowiekiem bardzo wykształconym, znającym kilka języków. Utrzymywał zażyłe kontakty z wieloma wybitnymi polskimi duchownymi, w tym z biskupem krakowskim Adamem Sapiehą i arcybiskupem ormiańskim Józefem Teodorowiczem, którego był nawet współkonsekratorem. Przyjaźnił się też ze św. Bratem Albertem, o nim nawet napisał wspomnienia, a jego obraz <Ecce Homo> przechowywał w swoim pałacu.
   
W ciągu 45-letniej posługi biskupiej dał się poznać jako gorliwy duszpasterz, mający nieocenione zasługi dla rozwoju życia religijnego.Jego tragedią były jednak fatalne wybory polityczne. Można go zrozumieć, że w 1918 r. wraz księciem Wilhelmem Habsburgiem, zwanym <Wasylem Wyszywanym>, próbował na Kresach utworzyć Samostijną Ukrainę. Jednak popieranie nacjonalistów ukraińskich, szkolonych za niemieckie pieniądze, a także moralne wsparcie udzielone Adolfowi Hitlerowi było ogromnym błędem. Jego poczynania w tym zakresie najlepiej ilustruje następujący zapis w diariuszu Jana Zaleskiego: Metropolita lwowski obrządku greckokatolickiego, Andrzej Szeptycki, zarządził modły dziękczynne we wszystkich cerkwiach archidiecezji w niedzielę 6 lipca 1941 r. za wyzwolenie Ukrainy i w intencji zwycięskiej hitlerowskiej armii. Sam takie nabożeństwo odprawił w katedrze św. Jura we Lwowie o godz. 10.00 (...) Z kolei, gdy Niemcy zdobyli Kijów, wysłał nawet gratulacje do Hitlera.
   
Błędem było też udzielenie poparcia dla zbrodniczej Dywizji SS <Galizien>, która 23 kwietnia 1943 r. świętowała swoje powstanie we lwowskiej katedrze greckokatolickiej. Mszę św. celebrował wówczas biskup Józef Slipyj (późniejszy kardynał), a kazanie głosił ks. dr Wasyl Łaba, kanonik kapituły. Na liturgii obecne były także władze niemieckie. A działo się to w chwili, gdy Niemcy z SS, wspierani przez policję ukraińską, dokonywali masowych mordów na Żydach. Wspomniany ks. Łaba został mianowany za zgodą metropolity referentem duszpasterstwa owej formacji, a dwunastu innych księży unickich zostało kapelanami esesmańskimi.
   
Duchowni ci, choć powinni bronić ludzkiego życia, w niczym nie przeciwstawili się swoim owieczkom, gdy te wyrzynały w pień bezbronne polskie wioski. Z kolei zachowane zdjęcia Mszy św. polowych, na których krzyż otoczony jest swastykami i znakami SS, szokują do dziś. Błędem było także oddelegowanie jako kapelana do niemniej zbrodniczego batalionu Abwehry <Nachtigall> ks. dr. Iwana Hryniocha, proboszcza katedralnego i duszpasterza akademickiego, znanego ze swych nacjonalistycznych poglądów. Przede wszystkim jednak prawdziwą tragedią było <kapelaństwo> w oddziałach UPA niektórych księży greckokatolickich, którzy nie tylko święcili narzędzia zbrodni i do mordów zachęcali, ale i mordami tymi wręcz kierowali (takie drastyczne przypadki opisuję w częściach poświęconych zbrodniom w Korościatynie i Kutach).
   
Trzeba jednak zaznaczyć, że nie wszyscy księża uniccy ulegali nacjonalistycznemu zaczadzeniu. Byli bowiem tacy, którzy pomagali Polakom i płacili za to wysoką cenę. Przykładem jest ks. Serafin Jarosiewicz, proboszcz greckokatolicki z parafii Żabcze k. Łucka, który za tę pomoc został wieczorem po nabożeństwie oblany benzyną, zamknięty w cerkwi i spalony żywcem. Wspomnieć trzeba też brata metropolity, o. Klemensa Szeptyckiego, który w swoim greckokatolickim klasztorze ukrywał żydowskie dzieci, w tym Daniela Rotfelda, późniejszego polskiego ministra spraw zagranicznych.
   
Co do rozpętanego przez UPA ludobójstwa, to postawa metropolity nie była jednoznaczna. Próbował on wprawdzie przeciwstawić się temu, ale jego list pasterski <Nie zabijaj> z założenia nie mógł odnieść żadnego skutku. List ten był bowiem przydługawym wykładem teologicznym, którego wierni, w przeważającej swej większości ludzie niewykształceni, kompletnie nie rozumieli. Co więcej, w liście tym ani razu nie padły słowa o mordowanych Żydach i Polakach. W zamian za to znajdowały się w nim rozdziały np. o samobójcach oraz zabójcach życia poczętego.
   
Z kolei rozdział pt. <Zabójstwo brata współobywatela> nacjonaliści ukraińscy, w tym także niektórzy duchowni, od razu tłumaczyli, że takim bratem, którego nie wolno zabijać, nie jest z pewnością ani Żyd, ani Lach. Morderstwa na tych ostatnich metropolita potępił dopiero w połowie 1944 r., a więc już po wkroczeniu Armii Czerwonej. Popełnił jednak wtedy jeszcze jeden błąd, wysyłając kolejny list hołdowniczy, tym razem do Józefa Stalina, w którym dziękował mu za przyłączenie Lwowa i Kresów Wschodnich do ZSRR. Wiernopoddańczość nic jednak nie dała, bo Sowieci wkrótce rozbili struktury obrządku greckokatolickiego i uwięzili jego biskupów, wykorzystując jako pretekst opisywaną powyżej kolaborację z niemieckimi nazistami.
   
Metropolita zmarł w listopadzie 1944 r., w wieku 79 lat. Na pogrzebie, rzecz znamienna, była kompania Armii Czerwonej. Umierając, był świadkiem katastrofy swoich planów politycznych.”
   
W Korościatynie i w Kutach na mogiłach pomordowanych nie ma do dnia dzisiejszego żadnego pomnika, ani nawet krzyża, między innymi dlatego, że nie zgadzają się na to tamtejsi księża greckokatoliccy. Tak samo dzieje się w kilkuset innych miejscowościach kresowych, z których wiele wraz z kościołami rzymskokatolickimi zostało startych z powierzchni ziemi. Z kolei na terenach tych stawia się pomniki mordercom Polaków, Żydów i Ormian, a pomniki te święcone są przez biskupów i księży greckokatolickich. Jest to jawna niesprawiedliwość, której ciągle i z różnych stron doświadczają rodziny ofiar ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu i Kresach Południowo-Wschodnich.
   
Ze względu na elementarne prawo do obrony dobrego imienia zastrzegam sobie możliwość opublikowania niniejszego listu. Liczę także, że rodziny osób pomordowanych będą miały również prawo do zapoznania się z pełną treścią listu Jego Ekscelencji Arcybiskupa Jana Martyniaka, a także z odpowiedzią jaką Wasza Eminencja na ten list udzieli.

Z wyrazami szacunku
Szczęść Boże!
   
Jeżeli ks. Tadeusz Iakowicz-Zaleski rozpowszechni swój list (poniekąd już tak się stało, skoro zamieścił go na swoim blogu, czyli upublicznił), czeka nas zasadnicza dyskusja na temat krwawej historii polskich Kresów w latach 40. ubiegłego wieku. I to będzie dobra strona tej trudnej oraz jakże przykrej dla niego sytuacji. Odważny kapłan już po raz drugi poważnie "zamieszał" w Kościele, wyciągając na jaw to, co wiele osób chciałoby wstydliwie przemilczeć i na zawsze ukryć.

Jerzy Bukowsk