KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 27 listopada, 2024   I   09:47:41 PM EST   I   Franciszka, Kseni, Maksymiliana
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Była obca interwencja w grudniu 1981 r.

21 października, 2008

Generał Wojciech Jaruzelski konsekwentnie broni przed sądem swojej decyzji o wprowadzeniu 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego w Polsce rzekomą groźbą interwencji wojsk państw członkowskich Układu Warszawskiego, chociaż historycy dawno już wykazali niesłuszność takiej tezy.

Było wręcz przeciwnie: nieudolnie kreujący się obecnie na polskiego patriotę najwierniejszy z wiernych sowiecki namiestnik Moskwy w Warszawie usilnie prosił swoich przełożonych na Kremlu o obietnicę militarnej "bratniej pomocy", a ci dosyć stanowczo odpowiedzieli mu, że nie wchodzi ona w rachubę (w przeciwieństwie do grudnia 1980 roku, kiedy istniało takie zagrożenie).
   
Na marginesie żenujących prób wybielania się Jaruzelskiego przed wymiarem sprawiedliwości niepodległej Rzeczypospolitej, trzeba jednak zadać podstawowe pytanie: czy rzeczywiście w grudniu 1981 roku nie doszło w Polsce do zbrojnej interwencji wojsk UW?
   
Nie po raz pierwszy publicznie odpowiadam na nie z pełnym przekonaniem: mieliśmy wówczas do czynienia ze zbrojnym najazdem na nasz kraj, ponieważ Ludowe Wojsko Polskie stanowiło integralną część całkowicie podległych Sowietom armii Układu i realizowało wyłącznie wyznaczone przez jego kierownictwo zadania.
   
Mam oczywiście na myśli nie szeregowych żołnierzy i młodą kadrę podoficerską oraz oficerską, ale tych, którzy wydawali im rozkazy z upoważnienia Moskwy. Ciesząc się ogromnym zaufaniem Sowietów (inaczej nie objęliby przecież w ogóle tych stanowisk), wzorowo zrealizowali oni postawiony przed nimi cel: zdławić "Solidarność" i wybić Polakom na jakiś czas marzenia o wybiciu się na niepodległość siłami jednej tylko armii, wchodzącej w skład UW: LWP.
   
Dopiero gdyby Jaruzelski oraz jego towarzysze wykazali się nielojalnością wobec swoich mocodawców (jak Węgrzy w 1956 i Czesi w 1968 roku) albo opór społeczeństwa przekroczyłby możliwości bojowe jednej armii (i/lub psychiczną odporność sporej części jej bardzo patriotycznie nastawionej kadry oficerskiej, której - jak zawsze podkreślał śp. pułkownik Ryszard Kukliński - nie wolno traktować tą samą miarą, co rządzących PRL i dowodzących LWP zdrajców), na pomoc w dziele utrwalania komunizmu nad Wisłą niezawodnie pośpieszyłyby wojska innych państw-członków Układu.
   
Okazało się jednak, że nie mający najmniejszych oporów przed mordowaniem własnych rodaków (podobnie jak w grudniu 1970 roku) Jaruzelski znakomicie poradził sobie siłami podległej mu armii z totalną pacyfikacją opozycji i wspierających ją milionów Polaków, po raz kolejny dając wymowny dowód, komu naprawdę służy. Nie był to jednak wcale wybór mniejszego zła,  ani też załatwianie "polskich spraw polskimi rękami" (jak obłudnie usiłują nam to dzisiaj wmawiać obrońcy generała), ale sowiecka ze swej istoty interwencja, tyle że wykonana przez sterroryzowane przez moskiewskich namiestników w Warszawie LWP.
   
Niech więc nikt nie okłamuje dzisiaj opinii publicznej, głosząc tezę, że w 1981 roku uniknęliśmy obcej interwencji zbrojnej i że zawdzięczamy to siedzącym aktualnie na ławie oskarżonych członkom Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego.
   
Cele, jakie zrealizowali wówczas rękami polskich żołnierzy Jaruzelski i jego najbliżsi współpracownicy nie miały nic wspólnego z polską racją stanu. Udowodniły natomiast ponad wszelką wątpliwość, że Kreml mógł o wiele bardziej liczyć na swoich warszawskich podwładnych, niż na tych, którym powierzył zarządzanie innymi krajami, podbitymi przez Sowietów.

Jerzy Bukowski