KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 28 listopada, 2024   I   08:52:24 PM EST   I   Jakuba, Stefana, Romy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Upupianie Hermaszewskiego

05 października, 2008

Bardzo mnie śmieszy zażarta obrona przez wielu polityków i publicystów (nie tylko z kręgów lewicy) pierwszego polskiego kosmonauty - generała Mirosława Hermaszewskiego przed nim samym. Traktuję ją jako zabieg, który Witold Gombrowicz dosadnie nazwał \"upupianiem\".

Ilekroć mówi się potrzebie rozliczenia członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, tylekroć przywoływane jest właśnie jego nazwisko z rozbrajającym komentarzem, czy raczej usprawiedliwieniem w formie naiwnego pytania: za co karać człowieka, którego jedyną winą było to, że - jako osoba popularna i budząca społeczne zaufanie - nie odmówił generałowi Wojciechowi Jaruzelskiemu firmowania dekoracyjnego w istocie organu władzy?
   
Pomijając już wątpliwy argument o zaufaniu, jakim nie wiadomo dlaczego mieliby Polacy obdarzać Hermaszewskiego (ileż złośliwych anegdot o nim krążyło po kraju, kiedy poleciał w 1978 roku w kosmos), to uczynienie zeń bezwolnej marionetki, czy też elementu dekoracji jest - a przynajmniej powinno być - dlań obraźliwe. Nikt rozsądny nie zrównuje jego roli we WRON do tej, jaką odegrali w niej czołowi sowieccy namiestnicy w Warszawie, ale jest faktem, że dobrowolnie dał swoje nazwisko i twarz tej znienawidzonej przez zdecydowaną większość rodaków instytucji.
   
Hermaszewski nie był przecież przybyszem z - nomen omen - kosmosu, tylko  człowiekiem w pełni świadomym tego, co robi. Gdyby był zdeklarowanym przeciwnikiem takiego sposobu rozwiązania politycznego impasu, który zaproponował Jaruzelski, mógł mu odmówić. I nie byłoby to wcale aktem specjalnej odwagi, co najwyżej jego kariera uległaby  na pewien czas lekkiemu przyhamowaniu. Był bowiem zbyt cenną wizytówką Ludowego Wojska Polskiego, aby ktokolwiek odważył się zrobić mu krzywdę. Za to w III Rzeczypospolitej chodziłby z podniesioną głową.
   
Skoro zgodził się zostać jednak członkiem zbrodniczej junty, to znaczy że widział w Jaruzelskim męża opatrznościowego, za co musi ponieść w niepodległej Polsce pewną, bynajmniej niezbyt zresztą dotkliwą karę. Uporczywe branie go dzisiaj w obronę przy okazji procesu sądowego przeciw członkom WRON, czy też upublicznienia projektu ustawy sejmowej o pozbawieniu ich przywilejów emerytalnych (a nie emerytur, jak fałszywie przedstawia to część postkomunistycznej lewicy) przynosi mu ujmę na honorze, ponieważ czyni z niego pozbawiony własnej woli przedmiot politycznych manipulacji.
   
Z niecierpliwością czekałem aż Hermaszewski publicznie zaprotestuje przeciw takiemu traktowaniu go,  odetnie się od fałszywych adwokatów i zaświadczy o tym, że jest odważnym człowiekiem, umiejącym przyznać się do dawnych błędów (jeśli w ogóle traktuje członkostwo we WRON w takich kategoriach) oraz brać na siebie odpowiedzialność za wszystkie, także złe wybory, jakich samodzielnie dokonywał przed wieloma laty.
   
Niestety, w wyemitowanym 29 września programie TVN „Teraz My”  we wzorowy, godny Gombrowicza sposób upupił on sam siebie. Odżegnał się bowiem od jakiejkolwiek odpowiedzialności za swój udział we WRON, wyrażając zdziwienie, że jest w ogóle kojarzony z tą instytucją, podczas kiedy o swym członkostwie w niej dowiedział się 13 grudnia 1981 roku po południu z telewizji. Pytany, czy poprosił o wycofanie swojego nazwiska, kiedy zostało już ono upublicznione, z naiwnością dziecka odpowiedział, że był przecież żołnierzem i przyjął decyzję swoich zwierzchników bez zastanawiania się nad nią.
   
No cóż, tym samym generał-pilot-kosmonauta Mirosław Hermaszewski wystawił sam sobie takie świadectwo, jakie uznał za stosowne. Autor „Ferdydurke”  triumfuje zza grobu.

Jerzy Bukowski