Profesor Aleksander Wolszczan, największy polski astronom po Mikołaju Koperniku, chluba polskiej nauki, przez wiele lat był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL o pseudonimie \"Lange\".
Jak wynika z ujawnionych ostatnio przez Instytut Pamięci Narodowej dokumentów z jego teczki pracy, donosił owocnie i pobierał za to wysokie wynagrodzenie. Po 1989 roku nie uznał za stosowne przyznać się do haniebnej przeszłości, teraz nie zaprzecza faktom, ale bagatelizuje je, twierdząc, że nikomu nie wyrządził krzywdy i że takie były wówczas realia.
No cóż, nie każdy wybitny naukowiec, wielki poeta, światowej klasy artysta, itp. musi być człowiekiem nienagannym moralnie. Od wykształconego i świadomego swojego postępowania człowieka wolno jednak wymagać cywilnej odwagi, czyli w tym konkretnym przypadku przyznania się do dawnych win, zwłaszcza jeśli były one bardzo poważne.
I o to właśnie mam pretensję od prof. Wolszczana: że zabrakło mu tej odwagi w czasach politycznego przełomu. Gdyby wówczas publicznie pokajał się, wyraził żal i skruchę, Polacy z pewnością wybaczyliby mu, ponieważ cenią sobie szczerość oraz potrafią zastosować w praktyce chrześcijańskie zasady postępowania wobec bliźnich.
Jeżeli przyznał się jednak dopiero wtedy, gdy z czeluści archiwów IPN wypłynęły jego papiery, niech nie ma pretensji o to, że sporo rodaków patrzy na niego z dużą dozą pogardą, chociaż stanowi on nadal chlubę polskiej nauki. Kiedy tłumaczy zaś, że taka była specyfika życia w PRL i bez podpisania zgody na donoszenie (także na rodzonego brata!) nie wyjechałby on za granicę, a w jego dziedzinie tylko tam można było wówczas budować karierę naukową, to trzeba mu odpowiedzieć, iż wielu jego - być może równie zdolnych - kolegów nie poszło na taki układ i przez wiele lat (a niektórzy nigdy) nie rozwijało drzemiących w nich talentów, bo miało mocniejszy niż on kręgosłup moralny.
Prof. Wolszczana niczym nie szantażowano, ani nie straszono. Dobrowolnie informował on o wszystkim, co interesowało prowadzących go oficerów, składając obszerne opisy antykomunistycznej działalności swoich przełożonych i kolegów w kraju oraz za granicą.
Pytany dzisiaj o to, jak mógł tak postępować, dosyć beztrosko odpowiada, że płacił określoną, akceptowaną cenę za możliwość naukowego rozwoju, a wręczane mu przez bezpiekę prezenty...wrzucał do Wisły z mostu w Toruniu (ale tylko, jeśli nie były mu potrzebne). A w ogóle to zamierza wyjechać z Polski na stałe i mieć święty spokój.
Muszę przyznać, że jestem zażenowany. Oto człowiek, stanowiący żywą wizytówkę polskiej nauki okazuje się w sferze etycznej (a jest ona bardzo ważna w uniwersyteckiej działalności) osobnikiem dosyć marnej konduity.
Jerzy Bukowski
No cóż, nie każdy wybitny naukowiec, wielki poeta, światowej klasy artysta, itp. musi być człowiekiem nienagannym moralnie. Od wykształconego i świadomego swojego postępowania człowieka wolno jednak wymagać cywilnej odwagi, czyli w tym konkretnym przypadku przyznania się do dawnych win, zwłaszcza jeśli były one bardzo poważne.
I o to właśnie mam pretensję od prof. Wolszczana: że zabrakło mu tej odwagi w czasach politycznego przełomu. Gdyby wówczas publicznie pokajał się, wyraził żal i skruchę, Polacy z pewnością wybaczyliby mu, ponieważ cenią sobie szczerość oraz potrafią zastosować w praktyce chrześcijańskie zasady postępowania wobec bliźnich.
Jeżeli przyznał się jednak dopiero wtedy, gdy z czeluści archiwów IPN wypłynęły jego papiery, niech nie ma pretensji o to, że sporo rodaków patrzy na niego z dużą dozą pogardą, chociaż stanowi on nadal chlubę polskiej nauki. Kiedy tłumaczy zaś, że taka była specyfika życia w PRL i bez podpisania zgody na donoszenie (także na rodzonego brata!) nie wyjechałby on za granicę, a w jego dziedzinie tylko tam można było wówczas budować karierę naukową, to trzeba mu odpowiedzieć, iż wielu jego - być może równie zdolnych - kolegów nie poszło na taki układ i przez wiele lat (a niektórzy nigdy) nie rozwijało drzemiących w nich talentów, bo miało mocniejszy niż on kręgosłup moralny.
Prof. Wolszczana niczym nie szantażowano, ani nie straszono. Dobrowolnie informował on o wszystkim, co interesowało prowadzących go oficerów, składając obszerne opisy antykomunistycznej działalności swoich przełożonych i kolegów w kraju oraz za granicą.
Pytany dzisiaj o to, jak mógł tak postępować, dosyć beztrosko odpowiada, że płacił określoną, akceptowaną cenę za możliwość naukowego rozwoju, a wręczane mu przez bezpiekę prezenty...wrzucał do Wisły z mostu w Toruniu (ale tylko, jeśli nie były mu potrzebne). A w ogóle to zamierza wyjechać z Polski na stałe i mieć święty spokój.
Muszę przyznać, że jestem zażenowany. Oto człowiek, stanowiący żywą wizytówkę polskiej nauki okazuje się w sferze etycznej (a jest ona bardzo ważna w uniwersyteckiej działalności) osobnikiem dosyć marnej konduity.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE
Ostatnio Dodane
Święto Dziękczynienia – Historia, Tradycja i Wdzięczność w Sercu Ameryki
Pierwsza Biblioteka Publiczna w Polsce. Domowe biblioteki
Adwokat na bankructwo i ogłoszenie upadłości w Nowym Jorku. Sean Sabeti na LI
Wysyłka samochodu do Polski z USA. Dompak Corporation wysyła auta i inne pojazdy do Europy
Polski fotograf w New Jersey i video serwis na wesela, komunie, chrzciny. M&R foto Studio
Doświadczony psychiatra w New Jersey. David Brożyna M.D. mówi po polsku
Adwokat w East Brunswick w New Jersey 24/7 na sprawy rodzinne, kryminalne, biznesowe. Ted Sliwinski
zobacz wszystkie