KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 24 kwietnia, 2024   I   10:40:47 AM EST   I   Bony, Horacji, Jerzego
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Filmowa fikcja bez granic?

08 września, 2008

Czy filmy fabularne, kręcone w oparciu o ważne wydarzenia historyczne, muszą być im maksymalnie wierne, czy też dopuszczalne jest wzbogacanie ekranowego obrazu o atrakcyjne, lecz nie mające nic wspólnego z rzeczywistością kadry?

Niewątpliwie twórcy filmów i seriali mają prawo do swoistej "licentia poletica", ale nie do tego stopnia,, aby wypaczać przy jej pomocy sens przedstawianych zdarzeń, których przebieg dawno już ustalili historycy. Niestety, ostatnio mamy w Polsce do czynienia z niedopuszczalnym przekraczaniem granicy między prawdą a fikcją. Scenarzyści i reżyserzy chcą prawdopodobnie być niezmiernie oryginalni i nowocześni, ale w pogoni za poklaskiem widowni nazbyt łatwo nie tylko wypaczają dziejowe prawdy, ale także łamią dobre obyczaje.
   
27 czerwca opisałem w zamieszczonym w portalu poland.us artykule pt. "Spór o generała Nila" uzasadnione pretensje, jakie zgłosiła córka byłego szefa Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej, a późniejszego komendanta organizacji "NIE", pani Maria Fieldorf-Czarska do twórców filmu o jej ojcu. W opublikowanym na łamach "Naszego Dziennika" liście otwartym precyzyjnie wyliczyła 17 dostrzeżonych przez nią błędów. Powołała się także na potwierdzające jej pretensje uwagi, jakie zgłosił do scenariusza doktor habilitowany Marek Ney-Krwawicz z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, jeden z najwybitniejszych znawców historii AK, zwłaszcza jej Komendy Głównej.
  
Podsumowując swoją krytyczną ocenę napisała:
   
Z niesmakiem zapoznałam się z "drugą wersją" scenariusza filmu, poprzedzoną Pana wyjaśnieniem, że zawiera poprawki, które "udało się przeforsować u reżysera (dość upartego)". Już ta wstępna uwaga nie zapowiadała nic dobrego, treść potwierdziła najgorsze obawy. Jeśli dobrze rozumiem sytuację, to pan reżyser postanowił zrobić film "autorski", czyli taki, w którym liczy się jego "wizja", a jeśli jakieś fakty do tej wizji nie pasują, to tym gorzej dla faktów.    
   
Jeśli panowie chcecie robić film autorski, to oczywiście nie moja sprawa, pod warunkiem, że nie będzie tam mojego Ojca, mojej Mamy, mojej Siostry i mnie. To może być na przykład film "Generał Kowalski". Nie życzę sobie jednak zmyślonych, wątpliwych scen z udziałem moich najbliższych Zmarłych - przez szacunek dla Nich. Wykorzystam też wszystkie dostępne mi środki prawne, by nie dopuścić do emisji takiego filmu, a w razie potrzeby gotowa jestem wystąpić przeciwko jego producentowi z powództwa cywilnego, w obronie dóbr osobistych.
   
Każdy film o generale "Nilu" będzie historyczny, czy to się reżyserowi podoba, czy nie. Z tego filmu młodzież będzie się uczyć historii, bo młodzież nie wie, co to jest "licentia poetica" w wersji reżysera. Zapamięta nieprawdziwe sceny i ryzykowne dialogi, nie dowie się w końcu, dlaczego "Nil" został zamordowany, utrwali nieprawdę, która potem będzie już nie do sprostowania.
   
Nie wiadomo jeszcze jak zareagują na ten list producent filmu "Generał Nil" i jego reżyser Ryszard Bugajski (skądinąd znany jako twórca wspaniałego filmowego "Przesłuchania" i równie dobrego - a przy tym zgodnego z prawdą historyczną - telewizyjnego widowiska "Śmierć rotmistrza Pileckiego") i czy wezmą sobie do serca uwagi portretowanego przez siebie bohatera.
   
Tymczasem mamy już zarzewie kolejnego skandalu. Oto - jak informuje "Gazeta Wyborcza" - warszawska wytwórnia Pleograf zamierza zrealizować film pt. "Tajemnice Westerplatte", w którym mają się pojawić m.in. "pijany żołnierz sikający na portret marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, nieogolony kapitan Franciszek Dąbrowski wiecznie sięgający po butelkę, wreszcie obrońcy placówki biegający nago pod ostrzałem Niemców". Nie zabraknie także żołnierzy "w obleśny sposób liżących pornograficzne karty" i kradnących żywność z magazynu.
   
Producent Robert Żołędziewski twierdzi, że scenarzysta i reżyser Paweł Chochlew "opierał się na przeprowadzonych przez siebie wywiadach w żyjącymi jeszcze westerplatczykami", a także na rozmowach "z rodzinami i kolegami nieżyjących uczestników obrony". Główną osią fabuły ma być konflikt pomiędzy załamanym psychicznie i chcącym już w pierwszych dniach bitwy poddać placówkę majorem Henrykiem Sucharskim a dążącym do kontynuowania walki i przejmującym od niego dowodzenie kapitanem Franciszkiem Dąbrowskim.
   
W filmie wystąpią gwiazdy polskiego kina: Bogusław Linda, Paweł Małaszyński i Robert Więckiewicz, co z pewnością wpłynie na frekwencję. Można się więc spodziewać, że masowo oglądająca "Tajemnice Westerplatte" (może nawet zachęcana do tego przez nauczycieli) młodzież otrzyma kompletnie wypaczony obraz jednego z najsławniejszych epizodów polskiego wojny obronnej 1939 roku.
   
Gdyby nie to, że twórcy filmu, który ma być gotowy na 1 września 2009 roku, postanowili wystąpić o patronat do premiera Donalda Tuska, fabuła ich dzieła pozostałaby tajemnicą aż do dnia premiery. Na szczęście kancelaria szefa rządu poprosiła o scenariusz i dała go do oceny zespołowi historyków, którzy załamali ręce nad wizją obrony Westerplatte, wymyśloną przez Chochlewa.
   
Ich opinia była jednoznacznie negatywna. Uznali oni, że jest to "ordynarny i wyjątkowo brutalny atak na legendę Westerplatte", mający zhańbić broniących placówkę oficerów i żołnierzy. Nie zabrakło nawet ostrego sformułowania, że można ten film nazwać antypolskim.
   
Wobec takiej oceny równie ostro wypowiedział się dla "GW" szef gabinetu premiera, Sławomir Nowak:
   
"Scenariusz nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną. To fikcja literacka, która w dodatku uderza w godność i honor polskich żołnierzy. Budujemy Muzeum Pola Bitwy Westerplatte, aby przypomnieć niezwykłe znaczenie polskich Termopil. Dlatego w żadnym razie nie podpiszemy się pod czymś, co sugeruje, że obrońcy Westerplatte nadużywali alkoholu i zachowywali się, delikatnie mówiąc, więcej niż nieodpowiedzialnie i niekulturalnie."
   
Córka faktycznego dowódcy obrony polskiej składnicy tranzytowej, pani Elżbieta Choja-Dąbrowska, dodała zaś:
   
"Nikt z twórców filmu nie kontaktował się ze mną, ani z tego, co wiem, z rodzinami innych westerplatczyków". I zapowiedziała nie tylko oficjalny protest, ale także "przynajmniej kilkanaście procesów".
   
W pełni solidaryzuję się z córkami polskich bohaterów. Chociaż nie uważam za błąd w filmowej (lub jakiejkolwiek innej) sztuce odbrązawiania postaci historycznych, to jednak istnieją pewne granice, których nie wolno przekraczać. I nie chodzi mi nawet o to, aby nasi twórcy realizowali wyłącznie łzawe, patriotyczne oleodruki (jak zdarza się to niekiedy Amerykanom, aczkolwiek z drugiej strony nie można im odmówić mistrzostwa w przedstawianiu historii swojego oręża), ale żeby nie wypaczali naszych dziejów i nie zniesławiali ludzi, którzy ponieśli wielkie ofiary (życia i krwi) w walce o wolność, całość i niepodległość Rzeczypospolitej.

Jerzy Bukowski