KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 18 kwietnia, 2024   I   11:16:06 PM EST   I   Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Z 4 wiolonczelami na Parnas

14 sierpnia, 2008

Jeden z największych polskich aktorów i reżyserów w jednej osobie, Adam Hanuszkiewicz, zwykł był mawiać po premierach maksymalnie unowocześnionych i udziwnionych sztuk teatralnych: \"oczywiście, da się zagrać Hamleta nago i na dachu wieżowca, tylko po co?\"

Dawał w ten sposób do zrozumienia, że można nawet bardzo modyfikować i przystosowywać do wymogów współczesności klasykę dramatu (sam to zresztą wielokrotnie praktykował, ściągając na siebie gromy co bardziej zachowawczych krytyków), ale jedynie wówczas, gdy jest to uzasadniane jakąś artystyczną myślą. Jeżeli zamiarem reżysera jest natomiast  epatowanie publiczności swoimi oryginalnymi, ale kompletnie wypaczającymi myśl autora pomysłami scenicznymi, mamy do czynienia z teatralną hucpą, a nie wielkim wydarzeniem.    

Dzisiaj liczy się jednak głównie to, co przynosi dużą i szybką (co z tego, że tanią?) popularność. Dzięki potędze mediów każdy nietypowy wyczyn - także artystyczny - jest błyskawicznie nagłaśniany na cały świat, a nazwisko jego twórcy trafia (co z tego, że na krótko?) do masowej wyobraźni.    

Kiedy czytam więc, że czterech brytyjskich wiolonczelistów postanowiło zdobyć cztery najwyższe szczyty swojej ojczyzny i na każdym z nich wykonać jakiś utwór muzyczny, przypominają mi się zacytowane wyżej słowa. Owszem, nazwiska tych instrumentalistów przebiegną przez wszystkie media ziemskiego globu, zwłaszcza te nastawione na poszukiwanie sensacji, szczególnie w tzw. sezonie ogórkowym. Tylko co z tego wynika dla sztuki?    

Można na prędce wymyślić wiele równie absurdalnych zadań z muzyką w tle: np. kto pierwszy zaśpiewa "Odę do radości" z IX Symfonii Ludwika van Beethovena na Mont Everest, albo kto osobiście wytaszczy fortepian na Mont Blanc, by zagrać stamtąd "marsz turecki" Wolfganga Amdeusza Mozarta? Miejsce w księdze Guinessa i chwilowa sława będą oczywiście gwarantowane, ale czy można mówić w takich przypadkach o jakimkolwiek sukcesie artystycznym?
   
Jerzy Bukowski