KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Wtorek, 23 kwietnia, 2024   I   02:31:01 PM EST   I   Ilony, Jerzego, Wojciecha
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Fałszerze historii

13 sierpnia, 2008

Każdy obywatel, wezwany przed oblicze sądu w charakterze świadka, ma obowiązek stawić się w wyznaczonym terminie i zeznać wszystko, co wie na temat okoliczności sprawy, w związku z którą jest przesłuchiwany. Nie powinien natomiast wykorzystywać barierki dla świadka jako politycznej trybuny, zwłaszcza jeśli proces nie ma takiego charakteru.

Jeśli więc Lech Wałęsa zeznaje na procesie generała Wojciecha Jaruzelskiego i innych osób, oskarżonych o zbrodnie, popełnione w grudniu 1970 roku na Wybrzeżu, to wystarczyłoby, aby dokładnie opowiedział o tym, co wówczas widział z perspektywy robotnika i członka komitetu strajkowego.

Nikt nie oczekiwał, ani nie wymagał od niego wygłaszania mowy obrończej dla gen. Jaruzelskiego, bo nie taka jest rola świadka, a późniejsze koleje losu, które uczyniły z Wałęsy przewodniczącego „Solidarności” i Prezydenta Rzeczypospolitej nie interesują sądu w kontekście rozpatrywanej przez niego sprawy strzelania do ludzi 38 lat temu.

Okazuje się jednak, że Wałęsa nie przepuści żadnej okazji do usprawiedliwiania gen. Jaruzelskiego i ostentacyjnego bratania się z nim. Mimo że historycy dawno już ustalili niechlubną rolę Ludowego Wojska Polskiego w tłumieniu robotniczego protestu w 1970 roku, były Prezydent RP całkowicie rozgrzesza byłego ministra obrony narodowej PRL, twierdząc że nie ponosi on odpowiedzialności za decyzje ówczesnych polityków.

Czyżby Wałęsa naprawdę nie wiedział, że ludzie piastujący tak wysokie stanowiska, jak szefostwo resortu obrony narodowej w krajach zniewolonych przez Związek Sowiecki musieli cieszyć się ogromnym i wielokrotnie sprawdzonym zaufaniem swoich kremlowskich mocodawców?

Gen. Jaruzelski solidnie na nie zapracował, choćby wstępując w szeregi Informacji Wojskowej, dokonując antysemickiej czystki w LWP i najeżdżając Czechosłowację w sierpniu 1968 roku. Nigdy nie przyszło mu do głowy, aby na znak protestu przeciwko decyzjom politycznych zwierzchników podać się do dymisji, bo też nigdy nie miał odmiennego zdania.. Mówienie dzisiaj, że był on jedynie bezwolnym trybikiem w partyjno-militarnej machinie PRL jest więc najzwyklejszym historycznym kłamstwem.
Dlaczego Lech Wałęsa po raz kolejny to robi? Czyżby odwdzięczał się w ten sposób za „świadectwo moralności”, jakie wystawił mu Wojciech Jaruzelski, kiedy błagał go kilka lat temu o zapewnienie, że nigdy nie był tajnym współpracownikiem komunistycznych tajnych służb? I oczywiście natychmiast je otrzymał, bo peerelowscy dygnitarze nadal potrafią cynicznie łgać wbrew ustalonym przez historyków faktom.

Jerzy Bukowski