KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 27 listopada, 2024   I   07:30:21 PM EST   I   Franciszka, Kseni, Maksymiliana
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Potworni milusińscy

05 sierpnia, 2008

Jeden ze znanych pisarzy (jeśli mnie pamięć nie myli, był to albo George Bernard Shaw, albo Oscar Wilde), zapytany przez pewną damę, czy lubi dzieci, odpowiedział: \"Tak, zwłaszcza jak bardzo hałasują, bo wtedy zabiera się je do drugiego pokoju\".

Ta anegdota przypomina mi się, ilekroć widzę rozwydrzone bachory, rozrabiające na oczach wyraźnie tym zachwyconych rodziców w sklepach, restauracjach, kościołach, na ulicach. Rozkoszne dzieciaczki robią, co chcą, wydzierają się w niebogłosy, tupią małymi nóżkami, plują, rzężą i wykonują szereg innych czynności, za które należy im się natychmiastowy klaps w pupę, bez względu na to, co sądzą o tym środku wychowawczym zwolennicy ustawowego wprowadzenia zakazu stosowania kar cielesnych.    

Takie zachowanie kilkulatków jeszcze nie tak dawno było powodem do wstydu dla ich rodziców. Kiedy upiorny synalek bądź rozwydrzona córeczka pozwalali sobie na przekraczanie dopuszczalnych w cywilizowanym świecie norm współżycia (przy uwzględnieniu praw wieku dziecięcego), byli szybko i skutecznie karceni przez rodziców, a osoby poszkodowane ich czynami przepraszane przez skonfundowane matki i zażenowanych ojców.    

Dzisiaj albo udają oni, że nie widzą i nie słyszą tego, co wyprawiają ich pociechy, albo uważają, że nie ma w tym nic złego. Zwrócenie uwagi dziecku przez postronną osobę może zaś przynieść opłakany skutek w postaci narażenia się jej na cierpkie uwagi, a bywa że i wulgarne obelgi od dotkniętego w swej dumie rodzica. Dobrze, jeśli nie towarzyszy tej reakcji bolesny kopniak w kostkę wymierzony przez rozzuchwalonego taką postawą swoich rodziców malca.    

Rozumiem, że rodzice nie zawsze mają z kim zostawić dziecko w domu, kiedy udają się na zakupy, czy na niedzielną mszę świętą. Nie powinni jednak obarczać tym problemem innych ludzi, którzy z trudem tolerują zakłócanie im spokoju, zwłaszcza w miejscach ze swej istoty przeznaczonych do wewnętrznego skupienia. Ekspedientki, kelnerzy, księża cierpią  więc prawdziwe katusze, będąc zmuszonymi do oglądania i wysłuchiwania skandalicznych popisów wychowywanych bezstresową metodą dzieci.    

Nic więc dziwnego, że z powszechnym aplauzem współpasażerów spotkała się niedawno w Krakowie reakcja pewnego młodego człowieka, który przez kilka minut wyrozumiale znosił w tramwaju obrzydliwe zachowanie siedzącego na przeciw niego na kolanach swej matki kilkulatka, kopiącego każdą przechodzacą obok niego osobę i strojącego wstrętne miny do wszystkich wokół. Kiedy grzecznie zwrócił uwagę jego elegancko ubranej rodzicielce na potrzebę przywołania jej pociechy (chyba raczej przyczyny zgryzoty) do jakiego takiego porządku, usłyszał od niej, że wychowuje ona swoje dziecko bezstresowo, nie będzie więc zwracać mu na nic uwagi, bo może wpaść w histerię. Na to dictum wyciągnął on z ust gumę do żucia, zamaszystym ruchem przykleił ją do czoła chłopca i wstając z miejsca powiedział na odchodnym: "to świetnie się składa, bo mnie też wychowywano metodą bezstresową".    

Może właśnie tak należy w podobnych sytuacjach traktować rozwydrzone, nieposłuszne i bezczelne bachory, a przy okazji ich niezbyt mądrych rodziców?

Jerzy Bukowski