KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 27 listopada, 2024   I   07:31:40 PM EST   I   Franciszka, Kseni, Maksymiliana
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Zwalczanie dżumy cholerą

29 lipca, 2008

Dzień bez ostrego starcia i wzajemnego obrażania się przez polityków jest w Polsce dniem straconym.

Z takiego założenia wychodzą od dnia ostatnich wyborów parlamentarnych prominentni przedstawiciele Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Trwa więc swoista licytacja, kto komu mocniej i efektowniej przyłoży.    

Ostatnio palmę pierwszeństwa przejął Jarosław Kaczyński, który na spotkaniu z mieszkańcami Bytomia powiedział, że tacy ludzi jak senator Kazimierz Kutz powinni być eliminowani z życia publicznego.    

Prezes PiS odniósł się w ten sposób do udzielonej "Rzeczypospolitej" fatalnej wypowiedzi reżysera wielu filmów o Śląsku:    

"Kaczyńscy to ostatnia runda nacjonalizmu. Kiedy minie dziesięć lat i wreszcie zejdą ze sceny, Polska stanie się na Śląsku abstrakcją. Liczyć się będzie Heimat, matka, dom, kawałek ziemi, sąsiad".    

To rzeczywiście skandaliczne słowa. Ale czy dżumę należy zwalczać przy pomocy cholery? Bo w takich kategoriach można potraktować replikę prezesa PiS:    

"Tego rodzaju ludzi trzeba z polskiego życia publicznego eliminować, stawiać ich na marginesie, bo tylko na marginesie polskiego życia publicznego mogą być ci, którzy łamią konstytucję, którzy podważają terytorialną integralność Polski, którzy są także - bo i tak można to interpretować - w konflikcie z tym wszystkim, co stanowi polskie prawo karne."    

W opinii Kaczyńskiego, skoro szef PO Donald Tusk nie zareagował na słowa Kutza, można domniemywać, że się z nimi zgadza, a "w każdym razie nie ma nic przeciwko".
   
Według prezesa PiS, sprawa spójności Polski stała się dziś aktualna, bo znów podważa się wartości narodowe i przyjmuje metodę "przepraszania na wszystkich kierunkach". Kaczyński skrytykował "budowanie symetrii" pomiędzy krzywdami wyrządzonymi Polakom przez Niemców, a zorganizowanymi zbrodniami niemieckimi. Według niego część polskich elit odpowiada za wytworzenie atmosfery, w której możliwe jest obarczanie Polaków odpowiedzialnością za nie popełnione zbrodnie.
   
Nie ulega wątpliwości, że Kutz posunął się - jak to u niego często bywa - za daleko i jego słowa zasługują na zdecydowane potępienie. Nie ma bowiem żadnego usprawiedliwienia dla ludzi podważających terytorialną integralność Rzeczypospolitej. Merytoryczna osnowa jego wywodu dla "Rzeczypospolitej" budzi niesmak i wręcz domaga się ostrej, politycznej repliki. Wypada też mieć nadzieję, że dobrze zapamiętają ją myślący po polsku i od wieków związani z Macierzą Ślązacy, wystawiając Kutzowi odpowiedni rachunek podczas następnych wyborów.    

Tak wytrawny polityk jak Kaczyński powinien jednak w pełni zdawać sobie sprawę z możliwych konsekwencji publicznego użycia przezeń każdego słowa, zwłaszcza wykraczającego poza zwyczajowe normy (nawet biorąc pod uwagę ich polską specyfikę).     

Kutz negując polskość Śląska, którą sam tak pięknie podkreślał w swoich filmach, może mieć pretensje o narażenie się na pryncypialną krytykę jedynie do siebie. Kaczyński nie pomyślał natomiast, że z całej jego bytomskiej wypowiedzi w społecznej pamięci opinii pozostanie wyłącznie - w dodatku wyrwane z kontekstu - sformułowanie o potrzebie eliminacji (w domyśle: pewnie fizycznej) senatora PO z życia publicznego.

Jerzy Bukowski